Mam świadomość, że dramatyczna sytuacja na wschodniej granicy Polski jest również emocjonalnym wyzwaniem dla ludzi mających po prostu dobre odruchy. Trzymanie imigrantów pod gołym niebem przy jesiennych chłodach? Złe. Zawracanie dzieci do lasu, na stronę białoruską? Jeszcze gorsze.
Wprawdzie te dzieci przyprowadzili, narażając na skrajne niewygody, ich rodzice, a wedle jednej z wersji zdarzeń ci sami rodzice byli zainteresowani wyłącznie aplikowaniem o prawo pobytu w Niemczech (nie chcieli więc podań o azyl w Polsce). No ale pojawia się odruch: nieważne okoliczności, prawne wymiary historii. Jak nie pomóc dzieciom? Inne podejście bywa kwalifikowane jako niechrześcijańskie. Ostrożnie apelują o większą empatię do Straży Granicznej i polskiego rządu także niektórzy hierarchowie Kościoła.
Ja to rozumiem. Może nawet to w porządku, że organizacje humanitarne, a Kościół też do pewnego stopnia ma takie funkcje, oświetlają nam te zdarzenia niejako od innej strony. Niemniej humanitaryzm nie powinien prowadzić do skutków opłakanych. Nie można deptać norm, one są po coś, nawet Unia Europejska oczekuje w tym przypadku od nas ich ochrony.
Opozycja żąda za to od władz dwóch rzeczy sprzecznych: skuteczniejszego uszczelnienia granic i większego humanitaryzmu. Jak być humanitarnym wobec kogoś, kogo nie powinno się wpuszczać? Mamy już za sobą spór, gdzie tak naprawdę koczuje grupa z Usnarza Górnego, i chyba jednak wiemy, że pozostali oni po stronie białoruskiej. No więc jak to zrobić?
Zasada: nie wpuszczamy, ale jeśli się już dostali, odsyłamy ich do ośrodków, jest sankcjonowaniem bezprawia. Ale jest też rozwiązaniem bez dobrej pointy. Jeśli odrzucimy potem wnioski takich ludzi o azyl, nie mamy co z nimi zrobić. Prawo międzynarodowe zobowiązuje ich do składania takich wniosków na Białorusi – jeśli przyjąć za dobrą monetę, że są uchodźcami, a wiemy, że są przynajmniej w lwiej części imigracyjnymi turystami szukającymi poprawy bytu. Zarazem Białoruś wypowiedziała umowę o readmisji, więc odesłać ich formalnie do państwa Łukaszenki nie sposób. Czyli co? Trzymać w zamknięciu na zawsze?
Jestem coraz bardziej krytyczny wobec obecnego rządu. Ale akurat w tej sprawie widzę, że dla rządzących nie ma dobrego wyjścia. Nawet w przypadku tych dzieci, o które tak się upominały posłanki opozycji. Czy rodziny zabierające ze sobą dzieci mają być inaczej traktowane niż pozostali? Akurat zdaje się, że Straż Graniczna tak chciała postąpić. Ale przecież to jest zachęta do przywożenia na granicę kolejnych dzieci. Do traktowania ich jako żywych tarcz.
Nie twierdzę, że rząd nie gra pod publiczkę. Ale zasadnicza sprzeczność w stanowisku opozycji bardzo to ułatwia. Pewnie ministrowie nie powinni posiłkować się fotkami pornograficznymi, znalezionymi ponoć w telefonach zatrzymanych. Ale choć rozumiem obawy, że stygmatyzuje się imigrantów jako takich, jest to odpowiedź tym, którzy nie widzą w takiej imigracji żadnego zagrożenia. Pamiętajmy na koniec: to jest także odpowiedź na operację białoruskich służb specjalnych. One rozmaite dramatyczne wybory po polskiej stronie przewidziały jako konsekwencję. Czy możemy być ponad te konsekwencje? Może, ale nie bardzo wiem jak?