Na konferencji prasowej dwóch ministrów ostrzegało przed uchodźcami koczującymi przy granicy, publikując m.in. treści pornograficzne znalezione rzekomo w ich telefonach. Wywołali tym gigantyczne kontrowersje. Jak to Ksiądz Biskup ocenia?
– Ten sposób argumentacji nigdy nie powinien być zastosowany do opisu tak dramatycznej sytuacji, jaka ma miejsce na polsko-białoruskiej granicy. Legalni czy nielegalni migranci nie tracą godności ludzkiej. Są w arcytrudnej sytuacji. Uciekli z własnego kraju, co oznacza, że dzieje się tam coś bardzo niedobrego. Na konferencji podano ważne informacje, ale w sposób, który uogólnia i odhumanizowuje.
Niektórzy katolicy uzasadniają to koniecznością obrony Polski. Gdzie jest granica moralna, której nie wolno nam przekroczyć?
– Ona jest w sumieniu każdego człowieka, w tym państwowego urzędnika, który kreuje politykę bezpieczeństwa państwa. Wynika z chrześcijańskiego i humanitarnego nakazu otwartości wobec migrantów i uchodźców. Kluczowymi słowami są „potrzeba”, „zagrożenie życia”, „prześladowanie”. Nawet jeśli jest to „tylko” ekonomiczna przyczyna, bo nie da się żyć w ojczyźnie, a perspektywy przyszłości są straszne. W wielu przypadkach uchodźcy uciekają przed śmiercią. Naprzeciwko nas stoi CZŁOWIEK. Nauczanie Kościoła jest zawsze to samo. W watykańskich wytycznych duszpasterskich „Przyjęcie Chrystusa w uchodźcach i przymusowo przesiedlonych” (2013) jest nawet mowa o tym, że bezpieczeństwo jednego człowieka jest ważniejsze niż bezpieczeństwo całej wspólnoty. Ewangelia każe nam stawiać w centrum żywego człowieka w jego biedzie.
To nie oznacza ignorowania zagrożeń. Ale jeśli przekaz mediów jest taki, że trwa wojna hybrydowa, ktoś nam zagraża, to wywołany strach przed tym automatycznie spycha na dalszy plan troskę o konkretną osobę. Wspominana konferencja jest tego przykładem. Ludzie w potrzebie zostali „wrzuceni do jednego worka” z terrorystami i dewiantami i nasze serce się na nich zamyka. Przekaz medialny jest taki, że totalnie nas paraliżuje.
Na granicę docierają też kobiety i dzieci. Ci ludzie w większości nie chcą zostać w Polsce, nie chcą ochrony. Ale tym bardziej gdy są wśród nich dzieci, trzeba znaleźć humanitarną formę ich zawracania. Mówią o tym pracownicy ośrodków dla uchodźców, organizacje pozarządowe, straż graniczna itd. Na granicy polsko-niemieckiej, w Brandenburgii, stawiane są namioty i punkty przyjęcia dla tych, którzy jakoś „przebili się” przez Polskę. W Niemczech czekają na nich nierzadko rodziny. Obraz sytuacji nie jest więc czarno-biały. Czy nie można negocjować z Niemcami warunków ich tranzytu?
Politycy lubią upraszczać, zmuszając nas do bycia „za czy przeciw?”. Polityczna optyka sprawia, że radykalizm ewangelicznej miłości chyba dziś mylimy z radykalizmem ideowym.
– Nie wolno dać się wplątać w myślenie stricte polityczne czy ideologiczne. Katolicy muszą zachować wrażliwość humanitarną, a przede wszystkim ewangeliczną, zawartą w słowach Jezusa „byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie”. O to zaapelował też przewodniczący Episkopatu. Konieczna roztropność polega na umiejętnym korzystaniu z wiedzy. Tę dostarczają nam cały czas jedynie media, które polaryzują odbiorców. Być „za” lub „przeciw” doprowadza do ciągłego antagonizowania. Nie szuka się dobra człowieka ani dobra wspólnego. Mimo to jest wielu ludzi, którzy koczującym na granicy przynoszą chleb, ciepłą odzież. To świadectwo humanitarnej, chrześcijańskiej postawy.
Czy to nie jest już mechanizm, który potępiamy np. u zwolenników aborcji? Żeby kobieta dokonała aborcji, musi zdehumanizować dziecko poczęte, nazywając je zygotą. Konferencja zdehumanizowała uchodźców tak, że patrzymy, jak umierają bez wyrzutów sumienia…
– Właśnie tak jest, wyjęła mi to pani z ust! Kierując się poczuciem zagrożenia, nie widzimy w uchodźcy i migrancie człowieka tylko zdehumanizowanego złoczyńcę. To mechanizm, któremu nie wolno nam ulec. Powinniśmy apelować do polityków, służb i dziennikarzy, żeby mówiąc o realnym zagrożeniu, nigdy człowieka nie dehumanizowali.