Logo Przewdonik Katolicki

Odkrywanie dogmatu

Monika Białkowska
Procesja nad Sekwaną w przeddzień Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, 14 sierpnia 2013 r. Ceremonia w Notre-Dame fot. Michael Bunel/NurPhoto/Getty Images

Prawda o wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny jest dogmatem. To nie oznacza, że musimy ją przyjąć bez pytań i wątpliwości. Oznacza, że Kościół w Maryję Wniebowziętą wierzył od samego początku.

Ciemnogród, fanatyzm, doktrynerstwo, ujma dla rozumu: tak zdarza się niektórym myśleć o dogmatach. Tymczasem dogmaty nie są martwymi formułami. Są niezmienne, ale żywe – i na przykładzie dogmatu o wniebowzięciu widać to doskonale.

Dogmaty
Sobór w Efezie w 431 r. był pierwszym, na którym pojawił się wątek Maryi. Ogłosił dogmat o Bogurodzicy. Prawda, że Maryja jest Matką Boga, jest dla nas oczywista, ale to nie znaczy, że nie toczono o nią sporów. Czy Maryję – kobietę, która urodziła Jezusa – można nazywać Matką Boga (Theotokos), czy jest ona tylko matką człowieka – Jezusa (Christotokos)? Sobór zebrał się wprawdzie wokół sporów chrystologicznych dotyczących natur w Chrystusie: boskiej i ludzkiej, co potem rozwinął i doprecyzował sobór w Chalcedonie. W konsekwencji tego sporu pojawił się jednak również wątek Maryi. Nestoriusz przyznający Maryi jedynie tytuł Christotokos został potępiony, a następnie ogłoszono to, w co Kościół wierzył od samego początku: że Maryja jest Matką Jezusa Chrystusa, Wcielonego Słowa, Matką Boga i Matką człowieka.
Z dogmatem o Maryi zawsze Dziewicy było jeszcze trudniej. Maryja jako Dziewica pojawia się już w Symbolu Nicejsko-Konstantynopolitańskim, pod koniec IV w. Ostatecznie jako dogmat tezę o Jej wieczystym dziewictwie sformułował papież Marcin I na synodzie laterańskim w 649 r. I choć Kościół to przyjął, nadal wielu próbowało rozwikłać zagadkę, jak można być jednocześnie dziewicą i matką. Z czasem i rozwojem nauk biologicznych dyskusje te stawały się coraz bardziej krępujące, aż wreszcie Kościół zakazał ich, uznając, że nie chodzi tu o wymiar biologiczny, ale duchowy i nadprzyrodzony. 
Potem pojawiały się kolejne dogmaty: o wcieleniu Jezusa Chrystusa, o Trójcy Świętej, o przeistoczeniu, o czyśćcu i piekle, o grzechu pierworodnym, o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny, o nieomylności papieża, wreszcie w 1950 r. o wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny. 
Choć dogmat kojarzy nam się mało przyjaźnie, z narzuconą z góry tezą, z którą nie można dyskutować – wystarczy przyjrzeć się wymienionym wcześniej dogmatom, żeby przyznać, że w zasadzie nie mamy na dyskusję z nimi ochoty. To są proste prawdy, nazywające naszą wiarę, a zakwestionowanie ich oznacza odejście ze wspólnoty wierzących. Jeśli któreś z dogmatów budzą wątpliwości i dyskusje – to te nowsze, bo jesteśmy świadkami toczących się wokół nich nadal sporów. Dlatego warto się przyjrzeć, jak w ogóle powstaje dogmat.

Odkrywanie
Sobór Watykański II uczy, że rozwój zrozumienia Tradycji Apostolskiej dokonuje się w Kościele z pomocą Ducha Świętego. Dzięki pomocy Ducha nauczanie Kościoła, zachowując zawsze ten sam sens i tę samą treść, może i powinno być przekazywane ludziom w sposób żywy, odpowiadający wymaganiom czasów. Cóż to oznacza? Prawdy wiary zostały nam objawione. To Objawienie jest skończone i pełne: Bóg powiedział nam już wszystko, co konieczne do zbawienia. Nie może ono się ani zmienić, ani zostać uzupełnione. Bóg pozwala nam jednak coraz lepiej rozumieć swoje Objawienie – wyczytywać z niego coraz więcej podarowanych w nim prawd. Same prawdy pozostają niezmienne – zmienia się dojrzałość i przenikliwość wiary człowieka.
Zamiast mówić zatem o „ustanawianiu dogmatów”, precyzyjniej byłoby mówić raczej o „odkrywaniu dogmatów”. Różnica będzie tu taka, jaka zachodzi między wynalazcami a odkrywcami. Wynalazca wymyśla coś od nowa, szuka lepszych rozwiązań: dogmatów Kościół nie wymyśla i wymyślać nie może. Odkrywca za to stawia przed oczami innych to, co w świecie już istnieje, a pozostawało niezauważone – i w ten właśnie sposób pojawiają się w Kościele dogmaty. Nad owym odkrywaniem czuwa Nauczycielski Urząd Kościoła, żeby potwierdzać, że tak – ta prawda była w nim żywa od zawsze, takie panowało powszechne przekonanie, choć wprost nikt go wcześniej nie sformułował. 
W historii było i tak, że pretekstami do takich odkryć były zderzenia z różnego rodzaju herezjami – jak choćby we spomnianym na początku wystąpieniu Nestoriusza przeciwko Theotokos. Wobec pojawiającego się błędnego przekonania Kościół czuł i rozumiał, że to nie jest prawda, którą przekazywali apostołowie. Samo jednak poczucie i przekonanie ludu Bożego to było za mało. Wobec pojawiających się błędów trzeba było znaleźć argumenty – wniknąć głębiej w treść Objawienia – badać źródła wiary tak, żeby panujące powszechnie przekonanie uzasadnić, ewentualnie uznać je za błędne. Dopiero na tej podstawie formułowano dogmat. 

Tomasz
O rodzeniu się, czy raczej odkrywaniu dogmatów pisał już św. Tomasz z Akwinu. Wskazywał on na trzy ważne zasady. Zasada pierwsza mówi o tym, o czym wspomnieliśmy wcześniej: że Kościół nie stwarza i nie wymyśla dogmatów, ale wydobywa z treści Objawienia prawdy, które ubiera w dogmat. Pismo Święte nie jest podręcznikiem do teologii i nie zawiera w sobie ułożonych systematycznie formuł wiary. Kościół jednak tych formuł potrzebuje, żeby jasno określić i nazwać, w co tak naprawdę wierzy. Analizuje więc treść Objawienia, szuka odpowiednich pojęć i w ten sposób buduje całą dogmatyczną terminologię. 
Druga zasada przywoływana przez św. Tomasza mówi o tym, że istota artykułów wiary nie wzrasta, nie ulega żadnej zmianie ani przez pomnożenie, ani przez uszczuplenie. Nawet jeśli w przyszłości pojawią się kolejne dogmaty, nadal dotyczyć będą one tego, co w Objawieniu zostało nam już dane. Mówił o tym św. Albert Wielki: „artykuły wiary same w sobie się nie pomnożyły, ale wzrosło ich wyjaśnienie i objawienie”. 
Trzecia zasada św. Tomasza mówi, że rozwój dogmatów dokonuje się nie przez nowe objawienie, ale przez dokładne poznanie i wyjaśnienie prawd wiary, w Objawieniu zawartych. Oznacza to, że Objawienie, dane raz na zawsze, pozostaje wyzwaniem dla ludzkiego rozumu, który pod natchnieniem Ducha Świętego może wyczytywać z niego pełniejsze wyjaśnienia. Przecież dogmat o Trójcy Świętej rodził się nie z czego innego, jak z prostych słów, wypowiedzianych przez Jezusa: „Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” – przekazywanych potem i interpretowanych przez apostołów i kolejnych ojców Kościoła. Czasem formułując dogmat, Kościół usuwa wątpliwości, czy jakaś prawda mieści się w Objawieniu – czasem po prostu nazywa po imieniu to, co wcześniej już dla wierzących było oczywiste. Rodzenie się więc kolejnych dogmatów nie jest zmianą wiary. Jest raczej jej dojrzewaniem, osiąganiem pełni, przy czerpaniu niezmiennie z tego samego źródła.

Rozpoznać i przyjąć
O dogmatach, ich rodzeniu się i przyjmowaniu przez Kościół pisał o. Jacek Salij. „Prawdy Bożej nikt w Kościele nie otrzymał na własność. Ci, którym w sposób szczególny Pan Jezus powierzył nauczanie wiary – apostołowie oraz ich następcy, biskupi – nie są ani właścicielami, ani nawet zarządcami prawdy, ale jej stróżami. Prawdy, a już zwłaszcza prawdy wiary, nie ustanawia się, tylko się jej szuka, rozpoznaje ją i przyjmuje. Taka też była postawa ojców kolejnych soborów, na których ogłaszane były dogmaty wiary. (…) Nikt nawet nie pomyślał, że można by oficjalną naukę Kościoła ustalać według czyjegoś widzimisię” – czytamy w artykule Proces uchwalania dogmatów w miesięczniku „W drodze” (5/2012).
Jaka to wygląda w praktyce? Formułowaniu się dogmatów zawsze towarzyszy dyskusja, która nie ma na celu przekonania kogoś do swoich racji, ale dyskusja tych, którzy wspólnie starają się odkryć prawdę. Na etapie rodzenia się pierwszych dogmatów dyskusje – nieraz bardzo intensywne – toczyły się nawet pośród przekupek na straganach. Dopiero później wypowiadał się sobór. Współczesne dogmaty maryjne o Niepokalanym Poczęciu i wniebowzięciu poprzedzały trwające wiele lat konsultacje biskupów. Biskupi i wierni kierowali również prośby do Watykanu o ich ogłoszenie. Oba wspomnienia, Niepokalanego Poczęcia i Wniebowzięcia, były w Kościele wcześniej powszechnie świętowane. 

Wniebowzięcie
Prośbę o ogłoszenie dogmatu o wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny przysłało siedemdziesięciu dwóch kardynałów, dwudziestu siedmiu patriarchów, ponad siedemnaście tysięcy księży, prawie jedenaście tysięcy zakonników, ponad pięćdziesiąt tysięcy sióstr zakonnych i osiemdziesiąt tysięcy wiernych – w tym również koronowane głowy. Prawie dwustu ojców na Soborze Watykańskim I domagało się jego ogłoszenia: nie doszło do tego, bo obrady zostały przerwane. W maju 1946 r . Pius XII rozesłał więc do biskupów na całym świecie pytanie, co myślą o zdefiniowaniu nauki o wniebowzięciu jako dogmacie. Ponad 98 proc. opinii przyszło pozytywnych – wątpliwości wyraziło zaledwie sześciu biskupów na całym świecie. Papież dokonał więc ogłoszenia dogmatu 1 listopada 1950 r. w konstytucji apostolskiej Municentissimus Deus. 
Ogłoszenie tego dogmatu w wierze Kościoła i w pobożności ludzi niczego tak naprawdę nie zmieniało. Gdyby szukać analogii w czasach, w których żyjemy, można by się zastanawiać na przykład, czy nie będzie kiedyś ogłoszony kolejny dogmat o Miłosierdziu Bożym. Czy kogoś to oburzy? Czy ktoś w Kościele sprzeciwiać się będzie uznaniu tej prawdy? I znów – nic by to w wierze ani pobożności nie zmieniło. Wierzymy w Boże Miłosierdzie, dogmat byłby tylko na tej powszechnej wierze pieczęcią. 

Strzeż i podawaj
O co zatem tak naprawdę chodzi w dogmatach? W gruncie rzeczy o troskę, która wyraża się w ustaleniu jasnych zasad. O to, by człowiek wierzący miał niejako „na papierze” zebraną treść, co do której ma pewność, że dopóki ją przyjmuje, mieści się i pozostawać może w Kościele. O to, byśmy w dziele ewangelizacji wiedzieli, w co sami wierzymy i czym chcemy się dzielić. Nieco staroświeckim językiem, ale wyczerpująco opisał to Wincenty z Lerynu, mnich z V w., z czasów, kiedy dogmaty dopiero zaczynały nieśmiało się rodzić. „Strzeż powierzonej prawdy. Talent wiary katolickiej zachowaj w nieskażonym i nienaruszonym stanie. Co ci powierzono, to i zachowaj dla siebie, i dalej podawaj. Złoto otrzymałeś, złoto oddaj. Nie chcę, byś mi co innego podrzucił; byś zamiast złota bezwstydnie i chytrze podsunął ołów lub miedź. Nie połysku, lecz istoty złota żądam. O Tymoteuszu, kapłanie, kaznodziejo i nauczycielu! Jeśli cię łaska Boża przez talent, ćwiczenie i naukę uzdolniła, bądź budowniczym duchowego przybytku, rzeźbij drogocenne gemmy boskiego dogmatu, sumiennie je zestawiaj, mądrze oprawiaj, dorzucaj im blasku, wdzięku, powabu. W co przedtem nieco mętnie wierzono, to niechaj wykład twój rozświetli. Dzięki tobie niechaj potomność wglądnie w to, co przeszłość nie pojmując wielbiła. Tego samego jednak ucz, czegoś się nauczył, byś mówiąc  nowy sposób, nowych rzeczy nie mówił”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki