Po roku 1989 długo walczyły ze sobą dwa stronnictwa. Jedno przekonywało, że Polska podąży drogą społeczeństw zachodnich i będzie się bardzo szybko sekularyzować. Argumentowano, że komunizm zamroził pewne społeczne procesy, nie było np. rewolucji 1968 r., która doprowadziła do przewrotu w myśleniu o ludzkiej seksualności. Ale gdy Polska już zrzuciła komunistyczne jarzmo, które paradoksalnie sprawiło, że Kościół odgrywał w Polsce dużą rolę, myślano, że wszystko potoczy się jak w innych zachodnich społeczeństwach.
Druga frakcja przekonywała, że Polacy są wyjątkowi, że Kościół jest bardzo mocno historycznie związany z polskością, a więc jego wpływy będą jeszcze przez długie lata bardzo silne i niezmienione. Być może – argumentowano – jakieś zmiany będą zachodziły, ale z pewnością większość społeczeństwa pozostanie przywiązana i do wiary, i do moralności mającej ugruntowanie w Katechizmie. Przekonywali, że będziemy się bogacić i używać nowych technologii, ale w kwestiach obyczajowych pozostaniemy konserwatystami.
Wygląda na to, że nie mieli racji ani pierwsi, ani drudzy. Polska początkowo nie poddawała się aż tak szybkiej modernizacji ani sekularyzacji, jak by tego sobie życzyli progresiści. Przez kolejne dekady w sprawach takich jak np. aborcja czy podejście do roli Kościoła w życiu społecznym zmiany zachodziły bardzo wolno. Czy to z powodu faktu, że Jan Paweł II był za swego życia niekwestionowanym autorytetem, którego nawet przeciwnicy traktowali z szacunkiem, czy to też z innych względów społeczne przemiany na początku wcale nie były takie szybkie.
Ale i ci, którzy rozprawiali o wyjątkowości Polski, byli w błędzie, bo sekularyzacja nabrała ostatnio tempa. Opublikowany właśnie raport CBOS nie pozostawia złudzeń: w ciągu ostatnich kilku lat sekularyzacja w naszym kraju wrzuciła wyższy bieg. Poparcie dla legalizacji aborcji jest obecnie najwyższe od ponad dwudziestu lat. W ciągu ostatnich dwóch skoczyło aż o 12 pkt. proc. i osiąga dziś 41 proc. Odsetek zwolenników prawnego zakazu aborcji spadł o 10 pkt. i wynosi dziś 29 proc. Niemal połowa (wzrost o 9 pkt.) ankietowanych jest przeciwna konkordatowi, z 40 do 36 proc. spadł odsetek tych, którzy uważają, że państwo powinno współpracować z Kościołem. Od 2019 r. o 6 pkt. (w porównaniu z 2015 r. to wzrost o 10 pkt.) wzrosło poparcie dla instytucjonalizacji związków osób tej samej płci. Choć wciąż przeciwników takiego rozwiązania jest więcej niż zwolenników: 50 do 36 proc. Liczba przeciwników jednak szybko spada.
Dlaczego tak się dzieje? Nie ma tu łatwych odpowiedzi. Ktoś powie, że Kościół jest sam sobie winien, kto inny uzna, że to wina PiS, które stara się wykorzystywać Kościół w grze politycznej, a kto inny jeszcze uzna, że to efekt ofensywy lewicowych ideologii. W każdej z odpowiedzi będzie ziarno prawdy, ale żadna nie jest satysfakcjonująca. Tym, co powinno zwrócić naszą uwagę, jest fakt, że sekularyzacja nie tylko przyspiesza, ale tempo tego przyspieszenia narzuciło przede wszystkim młode pokolenie, które ma radykalnie bardziej liberalne poglądy niż starsze. To zaś sygnał, że te zjawiska mogą jeszcze przyspieszyć. Czy ktoś po stronie konserwatywnej ma pomysł, jak to tempo spowolnić?