Mało które sprawy wywołały w ostatnich miesiącach takie emocje, jak dokonane już i planowane kolejne zmiany w przepisach o ruchu drogowym, jak również kwestia walki z pandemią, a w szczególności temat szczepień, aż do pytania o to, czy dla pewnych grup szczepienia nie powinny być obowiązkowe. Emocje te są zrozumiałe, ponieważ istotą obu sporów jest rozumienie wartości, która w każdym systemie etycznym zajmuje miejsce kluczowe, czyli wolności. A obie te ważne debaty dotyczą tego, jak wolność rozumiemy i czy możemy postawić jej granice.
Podkreślenie pierwszeństwa pieszych na przejściu, obniżenie dopuszczalnej prędkości w terenie zabudowanym czy też radykalna podwyżka mandatów i grzywien za wykroczenia na drogach – taki jest kierunek ostatnich zmian. Dwie pierwsze zmiany już obowiązują, podwyżki kar dopiero są planowane. Ich przeciwnicy zauważają, że to kolejne próby ograniczania wolności kierowców. Dla wielu samochód jest symbolem wolności, zaś przepisy drogowe, a szczególnie ich zaostrzanie, to na tę wolność zamach. Zakaz poruszania się na jakimś odcinku z prędkością większą niż 30 km/h jest w takim rozumieniu szykaną, prześladowaniem kierowcy, czy nawet przejawem jakiejś ideologii. Zwolennicy tych zmian z kolei tłumaczą, że ich intencją jest ochrona najsłabszych uczestników ruchu. Na osiedlowej uliczce przy 30 km/h masz szansę zatrzymać się, gdy pod koła wskoczy dziecko grające w piłkę – bo to droga osiedlowa, a nie autostrada. I to na takich drogach myślimy o dzieciach, nie o wolności kierowców. Tak samo z przejściem dla pieszych. W zderzeniu z samochodem pieszy czy rowerzysta najczęściej nie mają szans na wyjście bez szwanku, więc dajemy im pierwszeństwo, by zwiększyć te szanse. Innymi słowy uznajemy, że granicą wolności kierowcy jest życie i zdrowie drugiego człowieka – innego kierowcy albo pieszego, dziecka czy rowerzysty.
Analogicznie wygląda sprawa z koronawirusem. Popularne ostatnio stało się pojęcie sanitaryzmu. Krytycy sanitaryzmu biją na alarm, mówiąc: dziś nakazują nam nosić maski, zamykać nasze własne firmy, jutro każą się obowiązkowo szczepić i będą segregować zaszczepionych i niezaszczepionych, a pojutrze obudzimy się w świecie bez żadnej wolności. I znów, wolności tego, kto nie chce nosić maski, przeciwstawić można zdrowie i życie tych, którzy dzięki społecznej odpowiedzialności, mogącej doprowadzić do zmniejszania się przenoszenia wirusa, nie zostaną zakażeni, nie przejdą ciężko choroby i zostaną przy życiu. Ci, którzy promują szczepienia, mówią: tu chodzi nie tylko o ciebie, ale o całe społeczeństwo; szczepiąc się, myśl nie tylko o sobie, ale o tych, których życie można uratować dzięki zmniejszeniu tempa niekontrolowanego rozwoju wirusa. I dlatego pojawiają się pomysły obowiązku szczepień np. dla personelu medycznego czy służb mundurowych. I znów z jednej strony mamy wolność pielęgniarki czy policjanta, a z drugiej zdrowie i życie tych, z którymi oni na co dzień się spotykają.
I warto powiedzieć wprost, o czym dyskutujemy, bo często argumenty przeciw ograniczaniu prędkości czy wątpliwości, co do skutków ubocznych szczepień, mają tylko zamaskować to, że w istocie boimy się ograniczania wolności. Mówmy więc otwarcie, co jest sednem tego sporu. Po doświadczeniach XX wieku Polacy mają prawo akurat na wolność jednostki patrzeć z wielką uwagą. Ale też umiłowanie wolności nie powinno doprowadzić do anarchii. Musimy gdzieś znaleźć zdrowy rozsądek.