Państwowej Komisji ds. Pedofilii życzę jak najlepiej, ale jej pierwszy raport do falstart. Przede wszystkim dlatego, że wskutek elementarnych błędów komunikacyjnych w świat poszedł ciężki fake news.
Po konferencji prezentującej raport komisji media zaczęła obiegać „informacja” o tym, jakoby 30 proc. sprawców czynów pedofilskich stanowili księża. Tymczasem te 30 proc. wzięło się stąd, że tylu duchownych było sprawcami wykorzystania seksualnego małoletnich w zbadanych przez komisję 345 przypadkach – ale to nie są dane miarodajne dotyczące skali zjawiska. Szerokie badania populacyjne pokazują, że duchowni są sprawcami około 1 procenta takich przestępstw (co zresztą w raporcie uczciwie pokazano). Oczywiście ten 1 procent jest i tak tym o jeden za dużo, niemniej jest różnica pomiędzy 1 a 30. Tymczasem w sposób pozbawiony elementarnej wiedzy o naturze mediów (niestety, coraz mniej mądrych) podczas konferencji wyeksponowano owe 30 procent, która to liczba zrobiła furorę w Polsce i łatwo wylansowała się za granicą, temat to bowiem nośny.
Ta sprawa oburza mnie bynajmniej nie dlatego, że uważam mówienie o pedofilii wśród duchownych za atak na Kościół. Pisałem o tym wiele razy, więc myślę, że nikt nie posądzi mnie o bezkrytyczną obronę instytucji Kościoła. Bulwersuje mnie to dlatego, że taki kłamliwy przekaz, powstały z lekkomyślnego operowania danymi, może najbardziej uderzyć w tych, którzy są podmiotem działania tej Komisji, jak i przytłaczającej większości ludzi tworzących Kościół w Polsce, a mianowicie – w dzieci i młodzież. Obawiam się bowiem, że prezentacja raportu przyczyniła się do utrwalenia w społeczeństwie szkodliwego stereotypu, że środowiskiem, w którym dzieci są najbardziej narażone na wykorzystanie seksualne, jest Kościół. To oczywisty fałsz, na co dowodów dostarcza sam raport, przynoszący dane o tym, że przytłaczająca większość sprawców to osoby z najbliższego, głównie rodzinnego otoczenia dziecka. I to na nich winna być dziś zwrócona opinia całego społeczeństwa.
Jak sądzę, swoją karierę sławetne już 30 procent zawdzięcza głównie – oprócz niefrasobliwości osób prezentujących raport – zarówno powierzchowności i bezrefleksyjności części braci dziennikarskiej, jak i starym medialnym wyjadaczom, którzy wiedzieli, że bazują na przekłamaniu, ale zwietrzyli paliwo, które rozpali wyobraźnię wydawców i, ostatecznie, widzów, słuchaczy, czytelników. Tak to niestety, proszę Państwa, wygląda. Szkoda, że Komisja zachowała się tak, jakby nie wiedziała, na jakim świecie żyje. Tłumaczenia szefa Komisji po całym tym zamieszaniu też nie wskazywały, by miał on sobie coś do zarzucenia.
Tak, to nie był zbyt udany start, bo można też pytać, po co było upychać do raportu tak ogromny bagaż światowej wiedzy o pedofilii, zamiast skupić się na przedstawieniu konkretnych wyników pracy. Liczę na to, że dalsze prace Komisji przyczynią się do wypracowania narodowej strategii ochrony małoletnich przed wykorzystaniem seksualnym. To właśnie tego cała Polska najbardziej dziś potrzebuje i oczekuje.