Pierwsze ślady liturgii, sprawowanej przez chrześcijan, znajdujemy oczywiście w Nowym Testamencie. Nie ma tam wprawdzie ani przepisów, ani nawet szczegółowych opisów, w jaki sposób się to odbywało, ale są liczne wzmianki, które pokazują, jaki kształt miała owa pierwsza, najwcześniejsza liturgia.
To czyńcie
Najstarsza wzmianka o liturgii pochodzi z Pierwszego Listu do Koryntian i zapisana została około roku 55. Św. Paweł upomina chrześcijan, żeby traktowali Eucharystię jako wydarzenie wyjątkowe, a nie okazję do tego, żeby się najeść i napić – i poleca, żeby przychodzili na nie już najedzeni. Z kontekstu całego fragmentu wyraźnie wynika, że sam obrzęd był już dobrze znany we wspólnocie i sprawowany regularnie, nie trzeba go było wyjaśniać czy opisywać. Paweł – podkreślając jego wagę – przypomina tylko: „Otrzymałem od Pana to, co wam przekazałem, że Pan Jezus tej nocy, kiedy został wydany, wziął chleb i dzięki uczyniwszy, połamał i rzekł: «To jest Ciało moje za was wydane. Czyńcie to na moją pamiątkę». Podobnie, skończywszy wieczerzę, wziął kielich, mówiąc: «Ten kielich jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej. Czyńcie to, ile razy pić będziecie, na moją pamiątkę. Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie. Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej”. Warto tu zwrócić uwagę na powtórzone słowa Jezusa, które zostały utrwalone i powtórzone niemal w tej samej formie przez św. Łukasza. Oznacza to, że to, co powiedział Jezus, kilkanaście lat później stało się już czymś, co dziś nazwalibyśmy liturgiczną formułą. Ani Paweł, ani Łukasz jej nie wymyślali – cytowali jedynie przejęty i funkcjonujący już wcześniej tekst.
To nie jest zwykły posiłek
Znane i ważne jest świadectwo Pliniusza Młodszego na ten temat. Pliniusz, choć sam był poganinem i nie rozumiał chrześcijańskich obrzędów, jako namiestnik Pontu i Bitynii pisał do cesarza Trajana, opisując mu ich zgromadzenia i szukając rady, co powinien z chrześcijanami uczynić. To on pisał, że spotykają się w wyznaczony dzień tygodnia przed wschodem słońca, że śpiewają pieśni ku czci Chrystusa – i że tego samego dnia wieczorem spotykają się na wieczornym posiłku, o którym zaznacza, że jest „niewinny” (to było ważne wobec pojawiających się oskarżeń między innymi o to, że chrześcijanie są kanibalami, spożywają przecież czyjeś „ciało”).
Już z opisu Pliniusza wynika, że bardzo szybko, niemal natychmiast pierwsi chrześcijanie odłączyli sprawowanie liturgii od zwykłego posiłku, jakim była przecież wcześniej wieczerza paschalna. Posiłek – agapa – nadal towarzyszył Eucharystii, ale stał się odrębną częścią spotkania. To odejście od Eucharystii, która jednocześnie było agapą, zmieniło też fizycznie kształt liturgii. Jej uczestnicy przestali siedzieć lub leżeć przy jednym, wspólnym stole czy przy wielu stołach. Pozostał już tylko jeden stół, na którym sprawowano Eucharystię – ołtarz. Na początku II w., co wiemy dzięki odkryciom archeologicznym, ołtarze, specjalnie przyozdobione, służyły już tylko do liturgii.
Schemat
Chrześcijanie nie wymyślali liturgii „od zera”. Nie opierali się również wyłącznie na słowach Jezusa z ostatniej wieczerzy. Kiedy zaczynali uroczyście sprawować to, co On im polecił, opierali się na tym, co znali od dziecka, ze swojego świata – na schemacie żydowskiej uczty paschalnej, ale też i liturgii świątynnej. To, co najważniejsze – stricte liturgiczne – skupiało się więc początkowo na czterech najważniejszych elementach: przygotowaniu darów, modlitwie eucharystycznej, łamaniu konsekrowanego Chleba i Komunii św. Bardzo szybko doszła do tego również modlitwa ludu.
Łatwo zauważyć, że w tych najwcześniejszych liturgiach nie ma jeszcze mowy o czytaniu słowa Bożego. Trudno się dziwić – kiedy Paweł pisał do Koryntian o sprawowaniu Eucharystii, powstawały dopiero pierwsze listy, Ewangelia św. Jana miała powstać prawie za pół wieku. Pierwsi chrześcijanie nie mieli dostępu do Pisma Świętego. To Pismo Święte rodziło się wśród nich, z tego, do czego oni mieli dostęp bezpośredni, z opowieści samych apostołów. Sprawowanie Eucharystii było więc poprzedzone opowiadaniem naocznych świadków o Jezusie oraz przypominaniem starotestamentalnych proroctw, które w Jezusie się wypełniły. Dopiero kiedy pod koniec I w. świadectwa apostołów zostały spisane w Ewangeliach, zaczęto je odczytywać – „tak długo, jak czas na to pozwoli”, jak pisał św. Justyn. Po tej lekturze i po psalmach i hymnach był czas na nauczanie tego, kto przewodniczył całej liturgii. Dopiero potem następowała właściwa Eucharystia – z przeistoczeniem i Komunią. Ten porządek był utrzymywany w całej chrześcijańskiej wspólnocie, gdziekolwiek ona była. Trudno nie zauważyć, jak mocno przypomina on to, jak Eucharystia wygląda dzisiaj – jak bardzo pozostał niezmienny.
Modlitwy
Bardzo ważnym świadectwem pierwszych liturgii jest pismo, pochodzące z końca I lub początku II w., a odkryte dopiero pod koniec wieku XIX. To właśnie z niego, z Didache, pochodzą teksty modlitw, które znamy dziś na pamięć, często nie mając świadomości ich starożytnego pochodzenia. W Didache czytamy, że nad kielichem odmawiana była modlitwa: „Dziękuję Ci, Ojcze nasz za świętą winorośl Dawida, sługi Twego, którą objawiłeś nam przez Jezusa, sługę Twego. Tobie chwała na wieki!”. Przy łamaniu chleba modlono się: „Dziękujemy Ci, Ojcze nasz, za życie i za poznanie, które objawiłeś nam przez Jezusa, sługę Twego. Tobie chwała na wieki”. Potem następowało dziękczynienie, odprawiane dokładnie tymi samymi słowami, jakie znamy z funkcjonującego dziś śpiewu.
My w XXI w. modlimy się słowami konsekracji i dziękczynienia chrześcijan z I w. Musimy jednak mieć świadomość, że nie modlili się nimi wszyscy chrześcijanie I w. Didache nie było uniwersalną księgą liturgiczną dla wszystkich. Większość modlitw liturgicznych była improwizowana, a ta z Didache jest po prostu zapisem jednej z nich. Celebrans musiał tylko być wierny konkretnym wskazówkom, tak by pozostawać w wierności duchowi apostołów, czyli Kościołowi.
Po raz pierwszy schematy i całe formuły modlitw spisane zostały około roku 215 w Tradycji Apostolskiej, której autorstwo przypisywano św. Hipolitowi. Wtedy końca dobiegał okres celebransów-charyzmatyków, a zaczynał się czas liturgicznych formularzy, których celem było ujednolicenie rytu. To właśnie w tym dziele znajdujemy pierwszą spisaną modlitwę eucharystyczną, po której nadal jednak jeszcze dodawano, że biskup powinien modlić się zgodnie z tym, ale nie ma konieczności, by powtarzał te same słowa, ucząc się ich na pamięć – może ją improwizować, byleby poprawnie wyrażał to, o co w niej chodzi.
Kanon modlitw zatwierdzonych przyjęto po raz pierwszy dopiero na synodzie w Hipponie w 393 r.
Zmiana i rozwój
W połowie III w. nastąpiła wyraźna zmiana w sposobie sprawowania Eucharystii. Dotyczyła ona miejsca. Przestawano powoli robić to w prywatnych domach, a zaczynano w tzw. domach Kościoła albo po prostu „kościołach”, czyli domach przekazywanych przez ich właścicieli na potrzeby kultu. Po 313 r., kiedy Kościół zyskał swobodę działania i skończyły się prześladowania, liczba chrześcijan zaczęła wzrastać. Przestawali się mieścić w owych starych domach i zaczęli budować duże kościoły i bazyliki, przeznaczone już wyłącznie do sprawowania liturgii. Inne miejsce i inna liczba uczestników w naturalny sposób zaczęły również wymuszać zmiany w kształcie liturgii. To wtedy pojawiły się księgi liturgiczne, procesje, specjalne szaty dla celebransów. Wtedy pojawiły się całe księgi z opisem sprawowania liturgii (Ordines Romani) dla tych, którzy dopiero mieli się jej uczyć. Liturgia przestała być kameralnym spotkaniem małej grupy osób, a stawała się wielkim teatrum.
Mszał – księga, która w jednym tomie zawierała wszystkie teksty potrzebne do odprawienia Mszy św. – pojawił się dopiero na przełomie pierwszego i drugiego tysiąclecia chrześcijaństwa. Nadal jednak nie oznacza to, że był jeden, powszechnie w Kościele przyjęty Mszał, przepisywany przez kopistów w różnych częściach świata. Choć w Eucharystii powtarzały się modlitwy i schemat, nie była ona wszędzie jednakowa. Zmienił to dopiero Sobór Trydencki. Sobór, zwołany po wybuchu reformacji, zdefiniował naukę Kościoła o Eucharystii, ale sam Mszał ukazał się później, w 1570 r., za pontyfikatu Piusa V. Celem wprowadzenia tego Mszału było ujednolicenie sposobu sprawowania Mszy św. w całym Kościele. Warto zwrócić uwagę na datę: dopiero po piętnastu wiekach chrześcijaństwa, po piętnastu wiekach sprawowania Eucharystii, zaczęła ona na całym świecie wyglądać jednakowo.
Języki
Różne były też języki sprawowania liturgii. Pierwsze Eucharystie w środowisku apostołów sprawowane były w codziennym języku, jakim posługiwali się ludzie, w aramejskim. Z czasem upowszechniała się też coraz bardziej greka, uważana za język miast – w tym języku spisane zostały księgi Nowego Testamentu. Przez Nowy Testament greka w naturalny sposób przenikała do liturgii. Choć na wsiach ludzie mówili w językach lokalnych, kultura helleńska była silna jeszcze w III w. Potem przewagę zdobywać zaczęła łacina. Na przełomie IV i V w. św. Hieronim przetłumaczył na łacinę Pismo Święte. Wtedy też łacina – znów naturalnie, jako najbardziej powszechny i zrozumiały język – weszła do liturgii. Nie stały za tym żadne inne motywy poza jednym, praktycznym i najważniejszym: liturgia miała być zrozumiała. Dlatego też nie stawiano barier tłumaczeniom, teksty liturgiczne powstawały lub były tłumaczone na język starosłowiański czy słowiański. Kiedy Cyryla i Metodego próbowano wówczas atakować, że „zdradzili łacinę”, w ich obronie stanął sam papież Jan VIII. Ten sam papież odrzucił koncepcję, forsowaną przez niektórych, że do sprawowania liturgii nadają się tylko trzy języki, w których na krzyżu zapisano winę Jezusa: hebrajski, grecki i łaciński. Kościół zdecydowanie nie chciał iść w tę stronę.
Argumenty post factum
Łacina w liturgii swoją siłę zawdzięcza tylko temu, że zrosła się mocno z kulturą pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa, że stała się językiem, który łączył i był zrozumiały dla wszystkich. Więcej – już nawet na Soborze Trydenckim pojawiały się głosy, że liturgia powinna być sprawowana w językach narodowych, właśnie po to, by zachować wierność idei bycia zrozumiałą. I trudno jest dziś powiedzieć jednoznacznie, czy sprzeciw ojców soborowych i tak silne i wyłączne związanie liturgii z łaciną nie wynikało aby z prostego sprzeciwu wobec protestantów: skoro oni też chcą języków narodowych, to w Kościele katolickim musi być inaczej. Sobór Trydencki przy okazji potępił również twierdzenie protestantów, że Msza jest ważna tylko wówczas, gdy sprawowana jest w językach narodowych, słusznie stwierdzając, że jej skuteczność nie zależy od tego, jak wierni w niej uczestniczą.
Co ciekawe i zwykle w historii pomijane, Sobór Trydencki nigdy nie zakazał celebrowania w językach narodowych. Korzystały z tego katolickie obrządki wschodnie. W 1615 r. papież Paweł V zgodził się na przetłumaczenie liturgii na język chiński. Pius XII już w 1947 r. twierdził, że używanie języków narodowych w liturgii może być pożyteczne dla ludu. Dopiero na Soborze Watykańskim II, gdy niektórzy próbowali bronić łaciny, pojawiły się argumenty: że jest ona językiem sakralnym, że zapewnia poszanowanie dla misteriów, że jest znakiem jedności i stanowi znak powszechności Kościoła. Można z tymi argumentami dyskutować, można ich bronić, ale nie ulega wątpliwości, że to nie one towarzyszyły wprowadzeniu łaciny do liturgii, nie one przyświecały chrześcijanom pierwszych wieków, ba – dla chrześcijan pierwszego tysiąclecia byłyby zupełnie niezrozumiałe. Nie o to chodziło w Eucharystii. Eucharystia nie miała być tajemnicza: miała być bliska.
Powrót do sedna
Sobór Watykański II nie zmienił liturgii, ale ją odnowił. Chodziło o to, żeby ukazać znaczenie poszczególnych obrzędów i umożliwić wiernym czynny w nich udział. To dlatego – jak czytamy w Sacrosanctum concilium – uproszczono obrzędy, zachowując ich istotę, ale opuszczając to, co z biegiem lat stało się albo powtórzeniem, albo dodatkiem bez większych korzyści. Jednocześnie przywrócono też niektóre elementy, które w ciągu wieków zostały zatracone, między innymi obecną od początków Kościoła modlitwę powszechną. Posoborowa liturgia, nawet jeśli wielu wydawać się może odejściem od trzech wieków utrwalonego rytu, jest po prostu powrotem do samego źródła – do kształtu i ducha tego, jak Eucharystia sprawowana była od samego swojego początku.