Według powszechnego przekonania ubóstwo jest nierozerwalnie związane z bezrobociem. Biedni są biedni, bo nie mają pracy. Gdyby ją mieli, to przestaliby być ubodzy, więc trzeba zadbać o wystarczającą liczbę miejsc pracy, a ubóstwo samo zacznie zanikać. Niestety, to myślenie jest wadliwe, gdyż nie zauważa całkiem dużej grupy osób, które tkwią w ubóstwie pomimo aktywności zawodowej. Po prostu praca nie zapewnia im dochodów wystarczających na przyzwoite życie.
Takie położenie może być naprawdę koszmarne. Człowiek jest zaklinowany w swoim dramatycznym położeniu. Ma pracę, z której nie potrafi się utrzymać. Nie może jednak jej rzucić, gdyż wtedy w ogóle nie będzie miał dochodów, więc jego sytuacja jeszcze się pogorszy. Oczywiście ktoś mógłby zauważyć, że przecież może pracować i szukać innego miejsca zatrudnienia. Problem w tym, że biedni-pracujący często nie mają sił i czasu, żeby znaleźć nowego pracodawcę.
Dużo pracy i biedy
Polska bez wątpienia jest krajem, w którym pracy jest mnóstwo. Nawet pandemiczny kryzys nie sprawił, że bezrobocie nad Wisłą eksplodowało. Właściwie wciąż utrzymuje się na historycznie niskim poziomie. A to dzięki szeregowi tarcz antykryzysowych, które faktycznie uratowały miliony miejsc pracy. Nie wiadomo, jaka sytuacja będzie w przyszłym roku, gdy przestaną one oddziaływać, ale jak na razie oficjalna sytuacja na rynku pracy jest dobra. Według Eurostatu, w listopadzie stopa bezrobocia w Polsce wyniosła 3,5 proc. i była druga najniższa w UE. Niższa nawet niż w Niemczech i Holandii, czyli krajach słynących z niskiego bezrobocia. Jedynie w Czechach jest mniej osób poszukujących zatrudnienia niż w Polsce.
Niestety, wielu z polskich pracujących musi się zmagać z biedą. Co dziesiąty polski zatrudniony jest zagrożony ubóstwem. A to już jest ósmy najwyższy wynik w UE. W Czechach i Finlandii biednych-pracujących jest zaledwie 3 proc. W Irlandii i Danii jest ich dwukrotnie mniej niż w Polsce. Nie licząc Czech, we wszystkich tych wymienionych krajach bezrobocie jest wyższe niż to notowane nad Wisłą. Najwyraźniej niskie bezrobocie nie chroni społeczności przed zjawiskiem biedy. Praca jest ważna, ale praca pracy nierówna.
Z czego to wynika? Głównie z tego, że występuje w Polsce wysokie rozwarstwienie płac na dole drabiny dochodowej. Zarobki klasy średniej rosną w przyzwoitym tempie i może ona się pochwalić poziomem życia na poziomie prawie europejskim. Całościowe nierówności dochodowe w Polsce także są niskie – porównywalne nie tylko z Austrią, ale nawet Szwecją (ale dlatego, że w Szwecji w ostatnim czasie one szybko rosną). W Polsce mało jest krezusów, a majątki najbogatszych Polaków w porównaniu z globalnymi miliarderami, delikatnie mówiąc, nie powalają. Niestety, na dole rozkładu dochodów jest już mniej kolorowo. Mamy czwarty najwyższy odsetek pracowników nisko wynagradzanych (dokładnie rzecz biorąc, aż 22 proc. polskich pracowników zarabia mniej niż dwie trzecie mediany dochodów, która wynosi nieco ponad 4 tys. zł brutto). Tylko w trzech krajach bałtyckich więcej jest słabo wynagradzanych pracowników. W całej Unii Europejskiej jest ich 15 proc.
Za biedni na godne życie, za bogaci na socjal
Biednych pracujących w Polsce jest więc około 1,7 mln. Jak dokładnie definiowana jest ta grupa? To osoby, które nie mogą korzystać ze wsparcia skierowanego dla bezrobotnych, a przy tym ich dochody nie pozwalają na zaspokojenie wszystkich potrzeb na minimalnym poziomie. Najczęściej są to osoby niemające stałego etatu, chwytające się różnych zleceń. Niestabilność zatrudnienia to jedna z głównych cech biednych-pracujących. Około 1,1 mln Polaków pracuje na umowach cywilnoprawnych. Właśnie wśród nich znajdziemy najwięcej biednych-pracujących. Często krążą oni między zatrudnieniem a bezrobociem, a w okresach bez pracy zwykle nie mają prawa do zasiłku, gdyż nie są w stanie zebrać odpowiedniego okresu składkowego. Zasiłek dla bezrobotnych przysługuje zaledwie 14 proc. polskich bezrobotnych. Biedni-pracujący znajdują się także w „pułapce pracy niskiej jakości” – to zjawisko tkwienia w złym zatrudnienia, gdyż brak jest realnych możliwości znalezienia lepszego.
Wśród biednych-pracujących znajdują się jednak także pracownicy etatowi, którzy zmagają się ze spiralą zadłużenia. To często osoby wcześniej pracujące dorywczo, które musiały w tym czasie zaciągać różnego rodzaju mikropożyczki, żeby móc przetrwać okresy bezrobocia. Niespłacanie takich pożyczek wiąże się z ogromnymi karami, a i same te pożyczki są bardzo wysoko oprocentowane. Gdy zaciągnie się kilka takich i nie spłaci, potem nawet znalezienie etatu może nie uratować przed biedą, która jest określana poprzez wydatki na życie, a nie dochody. Gdy trzeba spłacać kredyty, na utrzymanie zostaje niewiele, nawet jeśli sama pensja na papierze wygląda przyzwoicie. Liczbę Polaków zadłużonych ponad miarę szacuje się na niecałe 3 mln – właśnie tyle osób w Polsce nie spłaca regularnie swojego zadłużenia. Przeważają wśród nich mężczyźni w wieku 35–44 lata. Dla wielu z nich spirala długów to pozostałość po wcześniejszych latach życia, gdy nie mogli znaleźć stałego zatrudnienia.
Dzieci to szczęście, ale i koszt
Największą jednak grupę biednych-pracujących stanowią rodziny wielodzietne. Każdy świeżo upieczony rodzic wie, że pojawienie się pierwszego dziecka sprawia, iż wydatki rodzinne nagle drastycznie rosną. Te same dochody co wcześniej, albo nawet nieco niższe (bo macierzyńskie zapewnia 80 proc. pensji), trzeba już podzielić przez trzy, a nie dwie osoby. Przy trójce dzieci pensje rodziców dzieli się przez pięć, więc nawet płace nieco tylko niższe od mediany mogą stać się niewystarczające. Według GUS zdecydowanie największą grupę ubogich stanowią właśnie rodziny wielodzietne. 7 proc. rodzin z co najmniej trójką dzieci na utrzymaniu żyje poniżej granicy ubóstwa skrajnego, czyli poziomu wystarczającego na zapewnienie realizacji potrzeb do biologicznej egzystencji. Wśród rodzin z jednym dzieckiem ubóstwo skrajne jest o połowę mniejsze. Ubóstwo skrajne w rodzinach bezdzietnych jest siedmiokrotnie niższe niż w rodzinach wielodzietnych. Oczywiście uruchomienie programu „Rodzina 500 plus” znacznie ograniczyło zasięg biedy w rodzinach wielodzietnych, niestety nadal posiadanie więcej niż dwójka dzieci to w Polsce główna przesłanka życia w biedzie. Zresztą nie tylko w Polsce.
Co w takim razie należy robić? Biednych-pracujących mogłaby uratować reforma podatkowa. Mamy jeden z najbardziej liniowych systemów podatkowych w OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, skupiająca 37 wysoko rozwiniętych państw), co sprawia, że mniej zarabiający płacą relatywnie wysokie podatki od swoich pensji – niemal takie same jak zamożni. Oprócz tego w Polsce funkcjonują wysokie podatki pośrednie – z VAT na czele. Reforma podatkowa w interesie biednych-pracujących wymagałaby więc obniżenia obciążeń nakładanych na niskie pensje, a ubytek budżetowy z tego tytułu powinien być zasypany wzrostem podatków lepiej zarabiających. Należy też obniżyć podatki pośrednie, nakładane na ceny kupowanych w sklepach produktów, a w zamian za to podwyższyć podatki majątkowe (od nieruchomości czy spadków i darowizn). Biedni-pracujący zwykle majątków nie posiadają. Niestety obecnie idziemy w odwrotnym kierunku, wprowadzając nowe podatki pośrednie – takie jak opłata paliwowa czy uruchomiony od tego roku podatek cukrowy. One znów najbardziej uderzą w najbiedniejszych.