Logo Przewdonik Katolicki

Pat w Rogu Afryki

Jacek Borkowicz
Mieszkańcy stolicy Etiopii śledzą pierwsze informacje z frontu fot. STR/PAP-EPA

Jednostronne zawieszenie broni, jakie zadeklarował rząd etiopski, jest wiadomością dobrą i złą zarazem. Dobrą, bo przerywa wyniszczającą wojnę domową z separatystami prowincji Tigraj. Złą, bo odsłania przerażający obraz rozkładu, w jaki popadły skonfliktowane strony.

W stolicy regionu Tigraj, Mekelie, dopiero co odbitej od wojsk federalnych przez siły rebeliantów, ludzie masowo wyszli na ulice, powiewając zielonymi flagami i wykrzykując na cześć wkraczających partyzantów Tigrajskiego Ludowego Frontu Wyzwolenia (TPLF). Bo separatyści, odwrotnie niż rząd z Addis Abeby, cieszą się w Tigraju autentycznym poparciem.
Wojna domowa doszła do momentu, w którym trudno będzie o trwałe militarne zwycięstwo którejkolwiek ze stron, zaś jedynym rzeczywistym przegranym jest ludność cywilna. Ponad 350 tys. mieszkańców tej siedmiomilionowej prowincji, wygnanych ze swoich domostw, żyje teraz na krawędzi głodu i wyniszczających chorób. Tylko części z nich można dostarczyć pomoc przez międzynarodowe organizacje humanitarne. Do ofiar tego konfliktu należałoby doliczyć zabitych – ale tych nikt policzyć nie jest w stanie.

Wpadli w pułapkę przez siebie zastawioną
Wojna trwała od listopada ubiegłego roku, kiedy to siły federalne, podległe rządowi w Addis Abebie, zaatakowały prowincję, zdobywając Mekelie i zmuszając do ucieczki tamtejsze władze. Rząd centralny natychmiast zainstalował tam nowe władze prowincjonalne, posłuszne woli etiopskiego premiera.
W poniedziałek 28 czerwca to właśnie Abraham Belay, szef owych prowincjonalnych władz, postrzeganych w samym Tigraju jako marionetkowe, obwieścił, że w obliczu „humanitarnej katastrofy”, jaka ogarnęła północne regiony Etiopii, rząd zmuszony jest ogłosić, iż zaprzestaje walk z TPLF. Niezależnie od tego, co zrobią z tym fantem liderzy Frontu. Dodać tylko wypada, że jednostronne zawieszenie broni, zadeklarowane bezpośrednio po zdobyciu przez TPLF Mekelie, jest faktycznie kapitulacją Addis Abeby wobec separatystów.
Wojska federalne wpadły w zastawioną przez siebie pułapkę. Operacja poskromienia rebeliantów polegać miała na odcięciu Tigraju od wszelkich kontaktów zewnętrznych. Wojska rządowe w szybkim rajdzie, podjętym jednocześnie na południu i północy prowincji, rzeczywiście otoczyły siły separatystów. TPLF zastosował jednak słynny gambit Kutuzowa, który w 1812 r. ewakuował Moskwę przed wojskami Napoleona, czekając, aż ten sam opadnie z sił na rozległych rosyjskich przestrzeniach. Oddziały Frontu nie broniły miast, wycofując się w głąb prowincji. A interior Tigraju to same góry i przepaście. Nie ma tam dróg ani nawet płaskich miejsc, zdatnych do lądowania samolotów transportowych. Na tej naturalnej przeszkodzie utknęły wojska rządowe.
Ceną tego pata stała się anarchia. Obie strony, bez żadnej zewnętrznej kontroli, robiły z Tigrajczykami, co chciały, w dodatku do konfliktu dołączyła granicząca z Etiopią od północy Erytrea, której wojska wkroczyły na teren Tigraju. Nie jest jasne, kogo właściwie wspiera w tej walce Asmara (stolica Erytrei), jednak masowe rzezie, jakich wobec tigrajskiej ludności cywilnej dopuścili się Erytrejczycy, wskazują, że działają oni raczej na rzecz Addis Abeby. Ta skądinąd zaprzecza udziałowi w tej wojnie północnego sąsiada.

Tigrajczycy, Amharowie i Oromo
Tigrajczycy to drugi, obok Amharów, naród Etiopii, który stanowi historyczny kościec tego państwa. Podobnie jak Amharowie, Tigrajczycy są chrześcijanami, gdy tymczasem większość spośród reszty etiopskich narodowości reprezentuje islam lub wierzenia lokalne.
Przez większą część czasów nowożytnych to jednak Amharowie byli stroną dominującą. Rządzili zarówno w Etiopii cesarza Hajle Sellasje, jak i w Etiopii generała Mengistu, szefa marksistowskiego reżimu, który cesarza obalił. Jednak sam Mengistu obalony został w 1991 r., zaś miejsce odsuniętej na bok amharskiej kadry zajęli właśnie Tigrajczycy, także głównie wojskowi. Tigrajska junta definitywnie upadła w 2018 r., kiedy to do władzy doszedł obecny premier Abij Ahmed Ali. Tenże zgrabnie pozszywał prujące się w kilku miejscach szwy etiopskiej stabilizacji, co dało mu w 2019 r. Pokojową Nagrodę Nobla.
Abij nie jest Amharem, lecz Oromo. To dzisiaj największy naród etiopskiej federacji, reprezentuje 35 proc. jej obywateli. Oromo, zaludniający obszar państwa na południe od stolicy, są ludem o ciemniejszej karnacji niż Amharowie oraz Tigrajczycy. Przez swoich północnych sąsiadów zawsze uważani byli za dzikusów. Jednak historycznie są związani z państwem etiopskim, a raczej z jego amharskim segmentem, pełniąc w nim rolę podobną do tej, jaką Kozacy pełnili w państwie rosyjskim. Wspomniany generał Mengistu, chociaż służył Amharom, również pochodzi z Oromo. Dlatego nawet współplemieńcy Abija, którzy narzekają na dyskryminację ze strony rządu federalnego, uważają go dzisiaj za renegata. Zaś w oczach Tigrajczyków jest on po prostu kolejną personifikacją amharskiego jarzma.
Abij wiele stracił, odkąd w ubiegłym roku Etiopia, stając w cieniu wojny domowej, pogrążyła się w zamęcie sporów wewnętrznych. Gdy zaś niedawno jego lotnictwo zbombardowało tigrajskie targowisko, zabijając 60 niewinnych osób, wiele osób na świecie zaczęło się zastanawiać, czy pokojowy Nobel dlań nie był tragiczną pomyłką.

Generał i dziewczyna
Tracący popularność Abij Ahmed Ali ma się czego obawiać, szczególnie gdy jako jego tigrajscy przeciwnicy – i potencjalni kontrkandydaci do władzy w Addis Abebie, gdyby opcja separatystyczna okazała się rozdaniem zbyt mało ambitnym – jawią się sylwetki budzące życzliwe zainteresowanie świata.
Generał Tsadkan Gebretinsai, szef sił zbrojnych TPLF, dzisiaj starszy pan o łagodnym wyglądzie, jest prawdziwym etiopskim weteranem. Jako Tigrajczyk już od 1976 r. walczył w partyzantce z reżimem Mengistu. To właśnie dowodzone przez niego jednostki wypędziły w 1991 r. z Addis Abeby marksistowskiego generała, zapoczątkowując rządy tigrajskiej junty. Jednak Gebretinsai niebawem poszedł w odstawkę, co okazało się dlań okolicznością szczęśliwą, nie brał bowiem udziału w najgrubszych aferach nowego reżimu. Teraz, jako dowódca separatystów, znowu rozwinął polityczne skrzydła.
Lija Kassa oficjalnie jest dopiero rzeczniczką TPLF numer dwa, ale jako ładna, fotogeniczna kobieta, wybija się na czołówkę medialnej popularności. Dawniej prezentowała się publicznie z dużym srebrnym krzyżem na piersiach, dziś jego miejsce zajęły neutralne kobiece ozdoby. Widać wytłumaczono jej, że krzyż nie jest obecnie symbolem chętnie witanym przez wielkich tego świata. A o sympatie wielkich tego świata Tigrajczycy właśnie zabiegają.

Gdy nie wiadomo, o co chodzi…
…chodzi o Chińczyków. Pod tym jednym kątem skomplikowany konflikt w Tigraju daje się względnie prosto wyjaśnić. Zarówno Etiopia, jak i skonfliktowana z nią Erytrea (dawna część Etiopii, oderwana od niej w wyniku długoletniej wojny) są dzisiaj obiektem szczególnej uwagi ze strony Pekinu. Chiny nie bez powodu uznały tę część Afryki za swoją strefę strategiczną i konsekwentnie, z udziałem dużych pieniędzy, rozszerzają tutaj własne wpływy. Abij Ahmed Ali może sobie po cichu wyklinać na panoszenie się w Tigraju armii erytrejskiej, ale Chińczycy robią wiele, by pod własną egidą pogodzić Asmarę z Addis Abebą. Zresztą militarnie Erytrejczycy, chcąc nie chcąc, wspomagają rząd federalny, gdyż wchodząc w głąb Etiopii, natykają się głównie na siły partyzantów.
Z drugiej strony jest Sudan oraz Egipt, przerażony wizją etiopskiej Tamy Wielkiego Odrodzenia, która tamując wody Nilu Błękitnego, może teoretycznie doprowadzić do załamania egipskiej egzystencji, od tysiącleci skupionej właśnie nad brzegami tej rzeki. Dla ostrzeżenia Etiopii Kair zainicjował nawet wspólne z Sudańczykami manewry wojskowe, pod kryptonimem „Orły Nilu”, prowadzone niedaleko etiopskiej granicy.
Wszystko to wpycha Egipt wraz z Sudanem w koleiny wzmagającego się globalnego konfliktu Chin za Stanami Zjednoczonymi. Oczywiście po stronie tych ostatnich. I jeżeli w przyszłości, co nie daj Boże, dojdzie na tym tle do globalnego konfliktu, jednym z gorących odcinków tego frontu będzie z pewnością granica etiopsko-sudańska.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki