Zjawisko to badane jest od kilku lat. Pionierami byli Duńczycy, którzy w 2018 r. stworzyli kwestionariusz je badający. Okazało się, że wymienione symptomy są najbardziej charakterystyczne, a zarazem najbardziej niepokojące. Oznaczają bowiem, że naprawdę ciągniemy resztkami sił. Wypalenie z definicji jest czymś więcej niż po prostu zmęczenie czy stres. To przenikające człowieka poczucie, że jest złym rodzicem, skazanym na porażkę, zastanawiającym się, skąd kiedyś miał na to energię. Niestety czas pandemii i dodatkowe obowiązki – gdy rodzice po części przejęli rolę nauczycieli (lub przynajmniej sekretarek pilnujących zobowiązań dzieci) – dołożył się do problemu.
Wypalenie łączy się często z depresyjnością, zaburzeniami snu i skłonnością do używek (lub wręcz uzależnień), nie jest jednak jednoznaczne, co jest przyczyną, co skutkiem, a co zwykłą korelacją.
Problem współczesnych czasów?
Nasi dziadkowie miewali zdecydowanie liczniejsze rodziny. Szczególnie ciekawe są czasy powojenne, gdy normą były rodziny wielodzietne, mające po pięcioro, sześcioro dzieci. Wtedy normą były też rodziny wielopokoleniowe, mieszkające wspólnie (często w towarzystwie niezamężnych ciotek, spełniających rolę dodatkowego opiekuna). Wydawałoby się, że stres związany z wychowaniem powinien być o wiele silniejszy, niż gdy pod opieką znajduje się jedynak czy dwójka dzieci, jednak ciężar wychowania rozkładał się wtedy na większą grupę spokrewnionych dorosłych, a poza tym nastąpiły poważne zmiany kulturowe.
Dziś rodzic staje się odpowiedzialny za zarządzanie czasem swych dzieci – znajdowanie im rozrywek, zajęć dodatkowych, a jednocześnie często słyszy, że nie jest wystarczająco dobrym rodzicem. Wiele z popularnych poradników pokazuje dobrego rodzica jako kogoś, kto zawsze zachowuje spokój, potrafi z uśmiechem na twarzy postawić odpowiednie granice, a adekwatnym, pełnym empatii podejściem do dziecka i starannym doborem słów sprawia, że dziecku z buzi nie schodzi uśmiech. Raz na ruski rok podniosłeś na dziecko głos? To przemoc, która zostawi traumę na całe życie.
Dodatkowo bombardowani jesteśmy obrazami doskonałego rodzicielstwa – oglądamy wyidealizowane zdjęcia rodzinne na Instagramie, blogi parentingowe, na których prezentowane są „sprawdzone w praktyce” pomysły, jak zapewnić dzieciom szczęśliwe dzieciństwo, przez co łatwo dojść do wniosku, że jest się kiepskim rodzicem. Zapominamy, że porównujemy normalne życie ze starannie wyreżyserowanymi scenkami z życia celebrytów. Potwierdzają to badania naukowe. Studium 1725 fińskich rodziców pokazało, że na wypalenie najbardziej narażeni są perfekcjoniści, którzy jednocześnie doświadczają najbardziej intensywnych stanów depresyjnych i paraliżującego poczucia winy (Sorkkila i inni 2020).
Jak możemy poradzić sobie z wypaleniem, co możemy zrobić, by do niego nie dopuścić?
Skoncentruj się na pozytywach
Każdy dzień można kończyć podsumowaniem, zastanawiając się, co dziś mi wyszło jako rodzicowi. Zamiast porównywania się z wyśrubowanymi standardami z Instagrama czy blogów parentingowych popatrzeć na swój dzień bez kompleksów i znaleźć coś dobrego. Owszem, być może na początku będą to gorzkie stwierdzenia typu: „najlepsze co dziś zrobiłam jako mama, to nie nakrzyczałam na dziecko, gdy zrzuciło obiad ze stołu”, jednak jeśli do tej pory codziennie pojawiały się krzyki, to jest to prawdziwy sukces. Drugi krok koncentrowania się na pozytywach to stwarzanie okazji, by te pozytywy zaistniały. Dlatego warto zaplanować jakąś jedną sympatyczną rzecz do zrobienia z dziećmi kolejnego dnia. To może być nawet taki drobiazg jak „opowiem im dobry dowcip”, czy „przytulę je i powiem, że kocham”.
Obniż swoje oczekiwania
Jak już wspomniałam, najbardziej szkodzi nam perfekcjonizm. Być może mamy też nierealistyczne oczekiwanie, że dobre rodzicielstwo oznacza, że dziecko będzie nas zawsze lubiło. A to jednak nie jest tak. Prawdziwie wychowując, starając się kształtować w dziecku dojrzałe postawy, uczyć miłości, ale i odpowiedzialności, będziemy stawiali wymagania. Rezultatem może być marudzenie: „wszyscy inni mogą to i to, tylko wy jesteście straszliwi”, foch, płacz lub nawet złość. Jednak to nie emocje dziecka świadczą o jakości wychowania, ale jego czyny. Jeśli dziecko marudzi i obraża się, ale potem i tak na przykład pomoże babci w robieniu zakupów, jest to sukces.
Potrzebujemy też dać sobie przyzwolenie na bycie istotą ludzką, która bywa zmęczona, w złym humorze, popełnia błędy. Gdy to się dzieje, zamiast się katować swoją nieudolnością odbierzmy to jako sygnał, by bardziej o siebie zadbać. Zamiast kolejnej atrakcji dla dzieci (męczącej dla dorosłych) znajdźmy aktywność, która będzie przyjemna dla nas (być może całkiem bez towarzystwa dzieci – jak wybranie się na randkę małżeńską do kawiarni).
Mniej mediów społecznościowych, więcej prawdziwych spotkań
Jednym z głównych czynników wprawiających w kompleksy (szczególnie młode mamy) jest śledzenie celebrytów w mediach społecznościowych. Nie wystarczy sobie przypominać, że to starannie wyreżyserowane obrazki, mające prawdopodobnie niewiele wspólnego z rzeczywistością, najlepiej w ogóle sobie to odpuścić i nie katować się. To trochę tak, jakby ktoś próbujący ograniczyć słodycze codziennie wchodził do sklepu z czekoladą i godzinami oglądał półki ze słodyczami. Zamiast tego lepiej spotykać się z innymi rodzinami z dziećmi – z prawdziwymi ludźmi z krwi i kości. Dzieci będą się ze sobą bawić, kłócić, śmiać i obrażać, a my dorośli możemy wymienić się swoimi pomysłami wychowawczymi albo zwyczajnie wygadać się, wypuścić parę i poempatować.
Twórz wspomnienia zamiast perfekcji
Warto pamiętać, że z pewnej perspektywy nigdy nie będzie dobrze, zawsze może być lepiej. Dobrym przykładem jest serial My Super Sweet 16 na MTV, gdzie opisywane są idealne przyjęcia urodzinowe z okazji ukończenia 16. roku życia. W jednym z odcinków pewna szesnastolatka po otrzymaniu od rodziców samochodu na własność rozpłakała się rzewnymi łzami. Otóż jej cierpienie spowodował fakt, że rodzice wręczyli jej kluczyki PRZED imprezą urodzinową i nikt nie widział, jak dostaje ten samochód. Poza tym miał on niewłaściwy kolor. Całe przyjęcie zostało zrujnowane. Innymi słowy – biorąc za punkt odniesienia perfekcję – zawsze będzie źle.
Dlatego zadowalajmy się tym, co wystarczająco dobre, dbając o tworzenie dobrych wspomnień. Co prawda nasza najstarsza córka kiedyś to podsumowała, mówiąc „dlaczego każda nasza przygoda musi się kończyć zdaniem: i wtedy wróciliśmy do domu kompletnie przemoczeni?”. Ale – to też jest historia, którą przypominamy sobie ze śmiechem.
O to też warto zadbać, by nawet trudną sytuację potrafić obrócić w dobrą historię, którą potem będziemy wspominać z dozą humoru, bo to właśnie dobre wspomnienia najbardziej wpływają na ogólne poczucie, na ile jesteśmy dobrym rodzicem. Radość i poczucie humoru są jak plasterek na duszę.
Zwróć się o pomoc
Jeżeli ktoś znalazł się w zupełnym dołku i nie jest w stanie czegokolwiek zmienić w swoim sposobie funkcjonowania, warto by jednak poszukał pomocy specjalistycznej. To nie wstyd, nie porażka wychowawcza. Pomijając nawet inne problemy, ostatni rok był dla nas wszystkich wyczerpujący emocjonalnie. Pamiętajmy o tym: mamy prawo nie radzić sobie z wieloma problemami i mamy prawo prosić o pomoc. Zaciskanie zębów i brnięcie w poczuciu beznadziei w kolejne błędy i porażki przynieść może tylko jeszcze więcej błędów i porażek.