Logo Przewdonik Katolicki

Rozmowa w drzwiach Kościoła

Monika Białkowska
fot. East News

Sytuacja, w której do kancelarii parafialnej wchodzi człowiek z gotowym aktem apostazji, jest nowa i trudna dla obu stron. Żadna z nich nie wie, czego się spodziewać i jak się zachować. Jak powinna wyglądać taka „rozmowa ostatniej szansy”?

Są dwa rodzaje argumentów, jakich w dyskusji można użyć: to argumenty z wewnątrz Kościoła, oparte na logice wiary – i argumenty z zewnątrz, oparte na tym wszystkim, co wiarą nie jest. Błędem popełnianym w rozmowach z odchodzącymi wydaje się opieranie wyłącznie na tych pierwszych. Problem w tym, że na ludzi, którzy utracili wiarę albo przynajmniej mocno zwątpili, ten typ argumentów po prostu nie działa. Spotkanie z odchodzącymi, często pełnymi emocji, rozczarowanymi i zgorszonymi jest dziś najbardziej pilnym miejscem uprawiania apologii: obrony wiary wobec tych, którzy się od niej dystansują. 

Rodzice i wyjątkowy przywódca
Inspiracją do mówienia o takiej właśnie „apologii ostatniej szansy” stał się wydany przez KUL poradnik Zanim odejdziesz. Kilka słów do osób rozważających wystąpienie z Kościoła katolickiego. Żeby dotrzeć do sedna, najpierw przyjrzeć się trzeba temu wydawnictwu. 
Pierwsze, z czym się w nim zderzamy, to pytanie: dlaczego warto pozostać osobą wierzącą? Odpowiedzi jest kilka. Bo tego chcieli dla nas rodzice, przynosząc nas do chrztu. Chcieli, żebyśmy mieli udział w życiu Jezusa Chrystusa i szli do zbawienia we wspólnocie, a nie samotnie. Bo żyjemy w kulturze chrześcijańskiej, a środowisko chrześcijańskie jest wartościowe. Bo to jest nasz dom, nawet jeśli nie spełnia naszych oczekiwań.
Czym jest religia? „Religia jest zjawiskiem ogólnoludzkim, a jej odrzucenie jest czymś jednostkowym”.
Dlaczego wierzyć w Jezusa Chrystusa? Ponieważ chociaż historia zna wielu przywódców religijnych, tylko w Jezusie, swoim Synu, Bóg ukazał się człowiekowi. Chrystus umarł i zmartwychwstał, dlatego wśród religijnych przywódców jest wyjątkowy, jedyny i niepowtarzalny, tylko On jest Bogiem.

Kościół jak rodzina
Kolejne pytania i odpowiedzi dotyczą już samego Kościoła. Przez Kościół mamy dostęp do Biblii i nie da się odkryć Boga w Piśmie Świętym, pomijając Kościół. To w Kościele mamy też dostęp do sakramentów i pewność, że dzięki nim prowadzeni jesteśmy do zbawienia. 
Co odpowiedzieć komuś, kto nie czuje się częścią Kościoła i pyta, dlaczego ma w nim pozostać? Tu argumentacja oparta jest na analogii do rodziny. Czasem nie czujemy z nią więzów, boli nas postępowanie jej członków i wiemy, że są niedoskonali – ale też wiemy, że nas kochają, nawet jeśli tej miłości nie potrafią wyrazić. Takiej rodziny się nie opuszcza, ale chce się, żeby ona była lepsza. Ludzie popełniają grzechy, ale to nie Kościół grzeszy – i żaden grzech nie jest w stanie przekreślić świętości Kościoła. Zamiast się gorszyć, lepiej jest dołożyć starań, żeby Kościół mógł być bardziej święty. 
Na końcu dostajemy informację na temat konsekwencji wystąpienia z Kościoła. Wśród tych osobistych będzie ryzyko utraty wiecznego szczęścia i zamknięcie się na Bożą łaskę. Wśród społecznych będzie brak katolickiego pogrzebu, cios dla rodziców, którzy prosili dla nas o chrzest, brak możliwości bycia rodzicem chrzestnym, świadkiem bierzmowania, świadkiem na ślubie.

Nie tylko logika wiary
Wszystko to, co napisano powyżej, jest prawdą: prawdą w logice wiary, przyjmowaną przez ludzi wierzących. Dla tych, którzy wiarę tracą albo przeżywają poważne wątpliwości, żaden z tych argumentów nie będzie miał znaczenia. Nie chodzi o to, żebyśmy się ich wyparli. Żaden z nich nie traci swojej wagi. Ważne jest jednak, by rozumieć również, do kogo mówimy – znać tok rozumowania słuchacza – i znaleźć takie argumenty, które będą przekonujące nie tylko dla nas samych, ale dla tych, którzy stoją w drzwiach Kościoła. Cóż innego robili ewangeliści, którzy inaczej pisali do chrześcijan wywodzących się spośród Żydów, a inaczej do tych, którzy wcześniej byli poganami? Kościół powinien umieć komunikować się również z tymi, którzy do niego nie należą i z tymi, którzy odchodzą. To właśnie przecież nazywa się ewangelizacją. 
Jak zatem ewangelizować w drzwiach Kościoła? Jak mówić o wierze tym, którzy (już) naszej wiary nie podzielają? Oczywiście nie bez znaczenia będzie tu i modlitwa, i świadectwo życia. W tym momencie jednak, kiedy mówimy o ostatnich rozmowach, rozmowach w drzwiach Kościoła, skupmy się na samej rozmowie i na używanej w niej argumentacji. Jest ona trudna, bo wymaga nie tylko poruszania się w logice wiary, ale też rozumienia logiki od wiary już oderwanej. 

Uproszczenia
Argumentacja przedstawiona w poradniku jest teologicznie poprawna – czemu trudno się dziwić, skoro pracowali nad nią teologowie z KUL. Wydaje się jednak, że nie do końca bierze ona pod uwagę motywy, jakie stoją za coraz liczniejszymi aktami apostazji. Osoba odchodząca z Kościoła lub mająca coraz większe problemy w wierze łatwo zauważy powracające gdzieniegdzie w Kościele, niezamierzone zapewne, ale umniejszanie wagi problemu porzucania religii jako takiej – a przez to również umniejszanie decyzji konkretnego człowieka. Pisanie czy mówienie, że religijność jest zjawiskiem ogólnoludzkim, a religię jako taką porzucają tylko jednostki, jest już dziś raczej przykładem myślenia życzeniowego. Gdyby taka była prawda, sam Kościół od dawna nie biłby na alarm, ostrzegając przed sekularyzacją. Jeśli jeszcze spróbować oddzielić religijność czysto rytualną od żywej wiary, wierzący coraz częściej będą się okazywać w wielu społeczeństwach garstką. Być może zamierzeniem używających tego argumentu jest pokazanie odwiecznej prawdy o otwartości człowieka na Boga, o pewnym przeczuciu, świadomości czy pragnieniu Boga, które jest w nas wpisane (w teologii mówi się tu o homo capax Dei, człowieku otwartym na Boga). Jednak sprowadzenie prawdy o otwartości każdego człowieka na transcendencję do tezy, że religijność jest zjawiskiem ogólnoludzkim wydaje się zbytnim uproszczeniem. W oczach człowieka, który logiką wiary się nie posługuje, będzie to brzmiało jak intelektualne nadużycie.  

Odkryć wielkość
Argumentem nieuwzględniającym perspektywy człowieka niewierzącego jest również mówienie o tym, że Jezus jest największym przywódcą religijnym, ponieważ zmartwychwstał i jest Bogiem – a inni założyciele religii nie. Bardzo łatwo można tu sobie wyobrazić, że ktoś odpowie na to (przepraszam za dosadność), że to jednak oznacza tylko, że chrześcijanie mają najciekawszą bajkę: teza o Jezusie jako zmartwychwstałym Bogu należy bowiem do logiki wiary. Ten, kto ją podziela, kto naprawdę w nią uwierzy, nie potrzebuje już ewangelizacji i nie musi być przekonywany do tego, że warto pozostać we wspólnocie Kościoła. To typowy przekaz kierowany do wnętrza wspólnoty: zakłada bowiem wiarę w zmartwychwstanie. Najważniejsze jednak pytanie, jakie powinniśmy tu sobie zadać, brzmi: co powiedzieć o Jezusie człowiekowi, który w zmartwychwstanie Jezusa nie wierzy? Jak go przekonać nie tyle do tego, że Jezus „jest największy, bo zmartwychwstał” – ale do tego, „że zmartwychwstał”. Jak mu pokazać Jezusa tak, by on sam odkrył, że jest On inny i większy niż wszyscy religijni przywódcy? 

Patologiczna?
Argument rodziny, której nie wybieramy, w której trwamy i którą staramy się poprawiać, jest jednym z tych, które w dyskusji – przynajmniej tu i teraz, w Polsce AD 2021 – nie powinny być chyba używane. Zbyt mocno w publicznej dyskusji żywe jest bowiem mówienie o rodzinie, ale patologicznej, w której ojciec pije, bije matkę, a dzieci milczą przekonane, że to ich wina. Z takiej rodziny – powiedzą rozczarowani Kościołem – trzeba się wyrwać jak najprędzej, zerwać wszelkie więzy i nie wchodzić w mechanizmy współuzależnienia. Oczywiście Kościół jest rodziną – winniśmy sobie w nim miłość i wielu to rozumie – ale używanie tego argumentu w spotkaniu z odchodzącym będzie w najlepszym wypadku nieskuteczne, w najgorszym zaś narazi nas na drwinę. Podobnie trzeba uważać, w jaki sposób mówimy o świętości Kościoła, bo łatwo jest to czytać w kluczu wybielania instytucji czy wyjęcia jej całkowicie spod prawa państwowego. Mówienie odchodzącym, że to oni swoim życiem zadbać powinni o świętość Kościoła (co jest prawdą, wszystkich nas to dotyczy) niemal na pewno potraktowane zostanie jak próba zrzucenia na nich odpowiedzialności za to, czego sami byli ofiarami: grzechu i słabości w Kościele.

To nie mój świat
Na koniec wreszcie bardzo mało skuteczne wydaje się pokazywanie konsekwencji apostazji. Trzeba o tym przypominać, ale ze świadomością, że nie jest to coś, co przed apostazją jest zdolne powstrzymać. Katolicki pogrzeb nie jest dziś marzeniem młodych ludzi – ich to zwyczajnie nie obchodzi. Jeśli jeszcze ktoś z nich ma jakieś marzenia w tej kwestii, to dotyczą one raczej rozsypania prochów w górach albo nad morzem. Groźba niemożności bycia chrzestnym, świadkiem ślubu czy bierzmowania – jeśli same te funkcje straciły swoje znaczenie – nie zrobi wrażenia. Większość myślących o apostazji wzruszy zapewne ramionami w odpowiedzi: „I co z tego? To nie jest już mój świat”.

Apologia Kościoła
Jeśli nie tak rozmawiać, to w jaki sposób? Chciałoby się udzielić odpowiedzi najprostszej: wrócić do apologetów Kościoła pierwszych wieków. Spróbować odejść na chwilę od tego, co Kościół uzbierał w swoim wizerunku przez wieki, od tego, jak widziany jest dziś, od prawnoformalnych struktur i pokazać jego istotę – to, czym był Kościół od początku. Umieć opowiedzieć o tym, jak powstawał, od momentu powołania apostołów aż po spotkania ze Zmartwychwstałym, Wieczernik Zesłania Ducha i pierwsze problemy, opisane jeszcze w Dziejach Apostolskich. Opowiedzieć, jak wyglądała tamta wspólnota i dlaczego mimo trudności byli razem. Nie chodzi tu o prosty wykład, ale o to, żeby pokazać piękno i obudzić tęsknotę. Ta tęsknota prawdopodobnie zaboli również nas samych – wszyscy mocno doświadczamy, jak daleko czasem odeszliśmy od ideału opisanego przez św. Łukasza. Być może sami zaczniemy zadawać sobie pytania. Być może sami przyznać będziemy musieli, że nie żyjemy we wspólnocie doskonałej. Ale powrót do początków zawsze jest oczyszczający. W ten sposób właśnie możemy dotknąć istoty tego Kościoła, który jest jeden, święty, powszechny i apostolski. 

Pusty grób
Ze wszystkiego, co w drzwiach Kościoła powiedzieć można odchodzącym o Jezusie, ważne jest tylko jedno. Ważne jest tylko to, że zmartwychwstał. Wartość całej reszty: nauczania, znaków i nawet samej śmierci jest tylko skutkiem tamtego wydarzenia z wielkanocnego poranka. Musimy wyraźnie nazwać coś, o czym pisał już św. Paweł, a z czego my, wierzący, nie zawsze wystarczająco wyraźnie zdajemy sobie sprawę: gdyby nie zmartwychwstał, z dużym prawdopodobieństwem o Jego istnieniu wiedziałaby dziś tylko garstka badaczy starożytnych rękopisów, w których mimochodem wspomina się Jego imię. Zresztą i to nawet stoi pod znakiem zapytania, bo owe wzmianki są w przekazach na temat zamieszek i wydarzeń wokół grup wierzących w Jego zmartwychwstanie. 
Przyjmujemy Jego słowa, bo zmartwychwstał i potwierdził w ten sposób najdobitniej, jak tylko się da, że nie był w błędzie, że nie był oszustem.
Budujemy Kościół przez wieki, bo On zmartwychwstał i tego właśnie dla nas chciał, żebyśmy trzymali się razem.
Sprawujemy sakramenty, bo On zmartwychwstał, więc nie są to puste, wymyślone przez człowieka znaki, ale On naprawdę może dawać w tych znakach swoją łaskę. 
Jakie mamy prawo wierzyć, że zmartwychwstał? Na czym opieramy to zuchwałe wobec nauki i ludzkiego doświadczenia przekonanie o tym, że można umrzeć, a po trzech dniach samemu wstać z grobu? Na tym między innymi, że Jego grób był pusty.

Marzenie 
Nie rozmowy zatem o konsekwencjach, o przykrości sprawionej rodzinie i niemożności bycia chrzestnym są w stanie zatrzymać kogokolwiek w Kościele. Nawet gdyby zdołały, zatrzymają tylko przy zewnętrznej formie, przy rycie. 
To nam się powinno marzyć: rozmowy o pustym grobie. Żeby z odchodzącymi w drzwiach Kościoła rozmawiać o tym, że grób był pusty i że przez dwadzieścia z górą wieków nikomu nie udało się znaleźć innej odpowiedzi niż to, że zmartwychwstał. Realnie. W historii. I że z całą swoją wiedzą i doświadczeniem stajemy wobec tego faktu bezradni. Tu dopiero zaczyna się rozmowa w logice wiary. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki