Chodziło o miasto Petersburg i to w bardzo określonym czasie, dokładnie w latach 60. i 70. XIX w. Jestem w trakcie pisania biografii i akurat w tym momencie, gdy rzecz dzieje się w Petersburgu. „W Pitrze” – jak mawia mój bohater. Najczęściej staram się osobiście poznawać miejsca, w których ci moi bohaterowie spędzali swoje życie, przejść się ulicami, zorientować się w topografii, oprzeć się o drzewo, posłuchać tych samych dzwonów kościelnych, dotknąć murów i popatrzeć na to samo niebo. Dzisiaj to zadanie raczej utrudnione, szczególnie jeśli chodzi o zagraniczne wyjazdy i zwłaszcza gdy nie ma na nie środków. Ale z drugiej strony od czego jest street view? Dzięki samochodzikom Google’a, które z kamerą na dachu zjeździły niemal cały świat, mogę sobie wędrować ulicami Petersburga, siedząc w domu na kanapie i pijąc kawę. Idę sobie wzdłuż Newy, staję przed Pałacem Zimowym (dziś zielony, kiedyś jasnożółty), podziwiam różnobarwne kopuły soboru Zmartwychwstania Pańskiego, a skoro jestem już na Newskim Prospekcie, to zaczynam liczyć wystawne pałace, z których słynęła ta ulica. Pałacyki, ogrody, świątynie, a wszystko to kolorowe, złocone, podparte kolumnami. Przechodzę przez mostki na drugą stronę kanałów, krążę po Wyspie Wasylewskiej, docieram nad brzeg Newy i staję przed gmachami petersburskich uczelni. A po takim spacerze, kiedy wydaje mi się, że jestem z tym miastem trochę obeznana, postanawiam spojrzeć na nie oczami Raskolnikowa. Dostojewski pisał Zbrodnię i karę w 1866 r., mój bohater przybył do Petersburga na studia dwa lata później.
Stanęłam więc przed półką z książkami i wzięłam do ręki książkę, którą przeczytałam w życiu pewnie ze trzy razy (raz nawet próbowałam w oryginale) i zapomniałam – jak to się mówi – o bożym świecie. Dostojewski jest genialnym pisarzem – pomyślałam grubo po północy. Tym razem błądziłam po zakamarkach petersburskich ulic z Raskolnikowem. To nie było miasto pałaców, ale zatęchłych zakamarków, szynków i straganów na Placu Siennym. Białe noce ustępowały czarnym dniom. Inni bohaterowie Dostojewskiego również chodzili tymi ulicami, ci z powieści Młodzik i Idiota. Powstrzymuję się, żeby już dziś nie szukać ich wrażeń. Zresztą te akurat pamiętam, kusi mnie raczej, żeby posprawdzać ich trasy, odnaleźć adresy. Kątem oka dostrzegam stos książek wydanych niedawno, nowości czekają, żeby je przeczytać, a ja marzę o Dostojewskim.