Nie wiem, jak mi to umknęło. Fiodor Dostojewski napisał Młodzika pomiędzy Biesami a Braćmi Karamazow, a ja to pominęłam? Wyparłam? Zapomniałam? Jeszcze miesiąc temu uparcie wmawiałabym każdemu, że przeczytałam wszystkie powieści Dostojewskiego. Co kilka lat lubię je sobie odświeżać zgodnie z koncepcją, według której w miarę starzenia się człowiek nabiera mądrości. W myśl tej zasady kilka lat temu mój mąż wyciągnął rękę w kierunku półki z książkami, wyciągnął Proces Kafki, który – jak przypuszczał – znał na pamięć i stał tak przez kwadrans z otwartą książką, a potem usiadł i czytał dalej, bo otworzyły się przed nim nowe horyzonty, o których istnieniu nie wiedział, gdy był młodzieńcem. Powstała wtedy płyta Proces, o której mówi się, że przeznaczona jest dla ludzi po czterdziestce. Młodsi po prostu nic z niej nie zrozumieją. Mój pierwszy Dostojewski został przeczytany we wczesnym liceum pod ławką. Potem kupiłam sobie Zbrodnię i karę po rosyjsku w księgarni z rosyjskimi książkami. Była taka w tamtych czasach. Doskonale pamiętam okładkę w kolorze pomarańczowym. Nie, nie przeczytałam Dostojewskiego w oryginale. Kolejne podejście miałam kilka lat później, gdy moja córka miała trzy miesiące, może nawet mniej. Wcześniej, gdy będąc w ciąży musiałam leżeć, poprawiałam sobie humor „Jeżycjadą” Małgorzaty Musierowicz i „Panem Samochodzikiem”. Po narodzinach dziecka chciałam wreszcie przeczytać coś poważniejszego. A więc Dostojewski z latarką pod kołdrą. Tak to pamiętam. Cały dzień czekałam na tę chwilę, gdy dziecko zaśnie, a ja leżąc w łóżku zapalę latarkę i zagłębię się w świat dobra i zła. Moja córka jadła, spała i płakała w oparach dramatu sumienia Raskolnikowa, manipulatorskich zdolności młodego nihilisty Wierchowieńskiego, miłosnego trójkąta pomiędzy Gruszeńką, Karamazowem i jego synem. Przewijałam ją będąc myślami przy księciu Myszkinie, kołysałam do snu, porównując Baden Baden z Gracza z tym opisanym przez Annę Dostojewską w pamiętnikach, karmiłam rozważając najciemniejsze zakamarki ludzkiej duszy i licząc trupy. A Młodzik mi umknął. Zbliżający się już do końca swego życia Dostojewski znowu genialnie oddał młodzieńczą szarpaninę emocjonalną. Nie znam wśród pisarzy lepszego psychologa. Napatrzył się w swoim życiu na ludzkie historie, z taką otwartością na człowieka może dzisiaj byłby świetnym terapeutą. Ale przecież szkoda, żeby nie pisał.