Logo Przewdonik Katolicki

Powiedz księdzu

Monika Białkowska
Rozmowa z księdzem na temat kazania wymaga odwagi. Nie powinna być połajanką czy zbiorem pretensji fot. Alexi Rosenfeld/Getty Images

Homilia usprawiedliwiająca bicie dzieci obiegła Polskę, wywołując lawinę reakcji. Ksiądz, który ją wygłosił, przeprosił za swoje słowa. Co jednak robić w sytuacjach, kiedy słowa głoszone z ambony wydają nam się niestosowne?

Czy homilia jest tylko głoszeniem, czy również przestrzenią do dialogu?
– Dla wielu księży już samo rozróżnienie między homilią a kazaniem nie jest do końca jasne – mówi ks. dr Edward Wasilewski, wykładowca homiletyki, autor książki ABC dobrego przygotowania homilii. – Kazanie to przepowiadanie słowa Bożego poza liturgią, podczas różnego typu nabożeństw. Natomiast homilia umiejscowiona jest w ramach liturgii, nie jest dodatkiem czy urozmaiceniem, ale aktem liturgicznym. 

Homilia nie jest
Powołując się na Dyrektorium Homiletyczne, wydane przez Kongregację ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, można określić w kilku punktach, czym homilia nie jest. Po pierwsze, nie jest ona konferencją ani lekcją. Oznacza to przede wszystkim, że nie powinna być długa ani stać się ważniejsza od celebracji liturgicznej. Homilia nie jest również kazaniem na wybrany temat. „Msza to nie jest okazja do tego, aby homilista poruszał sprawy zupełnie niezwiązane z celebracją liturgiczną i jej czytaniami albo żeby nadużywał tekstów wskazanych przez Kościół i naginał je do jakiejś z góry powziętej idei” – czytamy w Dyrektorium. 
Po trzecie, homilia nie jest ćwiczeniem z egzegezy biblijnej. Ksiądz musi umieć właściwie odczytywać przesłanie biblijne, ale po to, żeby umieć pokazać słuchaczom, że słowo Boże spełnia się tu i teraz, a nie żeby prowadzić na ambonie rozważania naukowe. 
Homilia nie ma być również nauką katechetyczną. Owszem, tak było przez wieki. Już w średniowiecznej scholastyce kazanie traktowane było jako popularny wykład teologii – po Soborze Trydenckim opracowywano kazania na podstawie katechizmu na trwające kilka lat cykle. – Taki sposób głoszenia kazań trwał do II Soboru Watykańskiego, nawet i dłużej – mówi ks. Wasilewski. – Także współcześnie powraca nieraz postulat, aby nadal głosić kazania katechizmowe. Duszpasterze motywują to tym, że wierni mało znają podstawowe prawdy wiary i zasady życia chrześcijańskiego. Homilii jednak kazaniem tematycznym zastępować nie można, nawet w celu uzupełnienia czy wręcz ratowania katechezy dorosłych. 

Kościół, nie ja
Co ważne, a często zapominane, homilia nie jest również głoszeniem osobistego świadectwa przez księdza. Wprawdzie ksiądz również jest świadkiem dającym świadectwo o Chrystusie i Kościele – i to świadectwo jest warunkiem wiarygodności – ale jak stwierdza Dyrektorium, „homilia powinna odzwierciedlać wiarę Kościoła, a nie po prostu własne przeżycia homilisty”. Niebezpieczeństwo tkwi tu zwłaszcza w tym, że owo świadectwo może rozrosnąć się na tyle, że zabierze czas albo wręcz zastąpi głoszenie kerygmatu. 
Tak wygląda teoria. Co jednak wówczas, kiedy praktyka wygląda nieco inaczej i jeśli homilia okazuje się niezwykle trudną dla uczestnika częścią liturgii? Jest jasne, że nie każdy jest urodzonym mówcą. Czy jednak księża słuchają się nawzajem i rozmawiają ze sobą o swoich homiliach i przyjmują swoje uwagi? Czy słuchają, co o homiliach mówią świeccy? Czy w ogóle taka informacja zwrotna jest im potrzebna i jak powinna być zbudowana, żeby ksiądz chciał ją przyjąć? 

Mówią młodsi
Czy księża rozmawiają ze sobą o kazaniach? Różnie z tym bywa. Zależy to od konkretnego miejsca, konkretnej wspólnoty, od osobowości, jakie się spotkają na danej parafii, czasem nawet od wieku. Wydaje się – choć nie jest to oparte na głębszych badaniach, a jedynie pobieżnym sondażu – że bardziej skłonne do oceniania wzajemnie swoich homilii jest pokolenie młodszych księży. Tam, gdzie księży jest mało lub przestrzegają liturgicznej zasady, że każdy głosi homilię na Mszy, którą odprawia, zwyczajnie nie mają okazji, żeby posłuchać cudzej lub swoją poddać krytyce kolegi księdza. 
– Księża raczej rzadko rozmawiają w swoim gronie o kazaniach – przekonuje ks. Wasilewski. – W ramach swoich studiów specjalistycznych już jako ksiądz wielokrotnie wygłaszałem homilię albo kazanie. Potem musieliśmy w gronie innych księży studentów wspólnie omówić i wysłuchać także słów krytyki, albo przynajmniej oczekiwań od strony słuchaczy.
Część księży pytana o informacje zwrotne od innych księży powraca po prostu do lat seminaryjnych, kiedy to dopiero uczyli się głoszenia i musieli przedstawiać tekst homilii „do zatwierdzenia”. Są jednak i tacy, dla których to właśnie konfrontacja z odbiorem jest normą. 
– To częste tematy naszych rozmów, mam wrażenie, że młodzi księża nie boją się o tym ze sobą rozmawiać – mówi ks. Michał Grupa. – Mój przyjaciel jest homiletą, często rozmawialiśmy o tym, jakie treści powinny się w daną niedzielę pojawić, jak nimi zaciekawić, szukaliśmy obrazów. Obecnie na parafii też taka rozmowa nie wydaje mi się czymś nadzwyczajnym, to temat przy śniadaniu w każdą niedzielę. Oczywiście, zdarzają się też uszczypliwości, że gdzieś było za długo albo jakiś wątek można było pominąć. Ale fajne jest, że to nie jest jakaś umowa, ale potrafimy o tym spontanicznie rozmawiać i nie obrażać się za sugestie. 

Szemranie
Co księży w księżowskiej krytyce irytuje? Najczęściej to, co wszystkich ludzi: gadanie za plecami. Zwłaszcza jeśli są to komentarze wygłaszane pod nosem w trakcie liturgii. 
Czy sami innych księży upominają? Rzadko. Ks. Bartosz Rajewski wspomina, że przed laty na Jasnej Górze słuchał homilii wypełnionej mocno treściami politycznymi. – W czasie Mszy myślałem, że wyjdę z kaplicy. Potem w zakrystii powiedziałem, co myślę o takim kaznodziejstwie – wspomina.  
Swoją metodę na przekazywanie komunikatów zwrotnych mają księża misjonarze. – Mamy trzy proste przekazy – mówi ks. Damian Wyżkiewicz. – Chwalimy kogoś, gdy podał interesującą myśl. Krytykujemy, gdy na przykład przesadził z jakimś przykładem. Milczymy, gdy homilia była taka sobie, nie było zgorszenia, ale i nie powalała na kolana. 
– Na parafii wprawdzie nie szczędzimy sobie krytyki, ale kiedy słucham innych, na przykład w czasie odpustów, raczej nie podchodzę i nie krytykuję – przyznaje ks. Michał Grupa. 
– Dużo trudniej jest zwrócić uwagę, zwłaszcza jeśli kapłan jest dużo starszy, a gada głupoty. Potrzeba odwagi – dodaje o. Lech Dorobczyński. 

Poprawią i wyjaśnią
Jeszcze więcej odwagi potrzeba świeckim, żeby podeszli do księdza z uwagami na temat tego, co w homilii usłyszeli. 
– Wierni raczej niechętnie rozmawiają z księżmi na temat kazań. To wynika z racji wieloletnich odniesień i relacji. Są przekonani, bo tak im to kiedyś wmówiono, że powinni raczej słuchać, niż dyskutować. Powoli to się zmienia, ale bardzo małymi krokami. 
Te małe kroki oznaczają, że świeckim wciąż łatwiej jest chwalić, niż krytykować, przynajmniej w rozmowie twarzą w twarz. 
Ks. Jarosław Czyżewski przyznaje, że ze świeckimi o kazaniach rozmawia częściej niż z księżmi. Z reguły ludzie przychodzą podziękować za coś, co akurat ich poruszyło, ale też zwracają uwagę na to, że było za długo, za cicho albo powtórzone kilka razy. – Raz ktoś zarzucił mi nadinterpretację wobec Zacheusza, bo powiedziałem, że był złodziejem, ale powtarzałem tylko to, czego nauczono mnie w seminarium – śmieje się ks. Czyżewski. 
W warszawskim kościele Świętego Krzyża księża wiedzą, że pochwałę lub krytykę usłyszą jeszcze w trakcie zbierania tacy albo zaraz po Mszy, bo ludzie przyjdą do zakrystii. 
O. Lech Dorobczyński informacje zwrotne zbiera, kiedy po każdej niedzielnej Mszy wychodzi przed kościół, żeby pożegnać się z wiernymi. – Kocham, kiedy mówią: „Nie zgadzam się z tym, co ojciec powiedział na kazaniu!”. Nie ma lepszego dowodu na to, że słuchają i że czegoś jeszcze chcą od Kościoła – cieszy się franciszkanin. 

Wyjść i wrócić
Wymiana informacji zwrotnych prowadzi też do wyjaśnienia nieporozumień. – Jesienią, w kontekście strajku kobiet, postanowiłem rozpocząć kazanie trochę prowokacyjnie, nawiązując do tych wydarzeń i ośmiu błogosławieństw – wspomina ks. Dariusz Madejczyk. – Dwie kobiety wyszły wtedy z kościoła. Następnego dnia jedna z nich napisała do mnie mejla, tłumacząc, dlaczego wyszła. Opowiedziała o tym, czego się spodziewała, wyłożyła całą swoją projekcję zdarzeń i słów, które miałyby paść. Kiedy jej napisałem, co rzeczywiście powiedziałem: jaka była treść kazania i że było wszystko to, o czym myślała, po prostu mnie przeprosiła. Obie panie nadal przychodzą na Mszę św.
Bywa, że to ksiądz się pomyli – wtedy również pomoc słuchaczy jest potrzebna. – Kiedyś porównałem czas rekolekcji do zatrzymania się i robienia zdjęcia aparatem z obiektywem szerokokątnym – śmieje się ks. Michał Grupa. – Po Mszy przyszedł pan z uśmiechem i życzliwością i powiedział, że chciałby mi wytłumaczyć, o co w tym chodzi, bo z tym aparatem to źle powiedziałem. Wstyd mi było, ale jakie to było interesujące spotkanie! 

Czego nikt nie słucha
Jeśli w coś warto uwierzyć, to w fakt, że księża naprawdę na komunikaty zwrotne czekają. Powtarzają to wszyscy pytani. Informacja zwrotna upewnia księdza w tym, że jest słuchany, rozumiany – a jednocześnie nie pozwala mu za mocno oderwać się od życia swoich parafian, nadal mówić ich językiem w ich świecie. 
– Są trzy rodzaje kazań, których nikt nie słucha – mówi o. Lech Dorobczyński. – Pierwsze to takie, gdzie ksiądz przemawia do ludzi i używa słów, których oni nie rozumieją, a być może nie rozumie i on sam. Drugie to takie, w których ksiądz odpowiada na pytania, których nikt sobie nie zadaje. Trzecie to wreszcie te napisane na maszynie do pisania przez czterdziestu laty. Można się bronić argumentem, że Ewangelia się nie zmienia, ale zmienia się świat i zmieniają się ludzie. I to im trzeba zanieść tę Ewangelię. Dlatego kaznodzieja ma dwoje uszu. Jedno powinno być skierowane na Boga, a drugie – na ludzi.
Żeby ludziom zanieść Ewangelię, trzeba znać i Ewangelię, i ludzi. – Zawsze bardzo oczekuję na jakąkolwiek reakcję, ponieważ wtedy mam sygnał, czy żyję życiem parafian, czy zaczynam odjeżdżać od rzeczywistości – przekonuje ks. Damian Wyżkiewicz. 

Konkret i kultura
Co ważne jednak, nie bez znaczenia jest forma, w jakiej informacja zwrotna jest przekazywana. Ks. Jarosław Czyżewski zwraca uwagę, że dla niego ważny jest konkret: ogólne pochwały albo krytyki niewiele wnoszą, a dobrze jest wiedzieć, jeśli jakaś aluzja była zbyt skomplikowana albo jakieś słowo niezręcznie użyte. – Czy trzymam się słowa Bożego? Czy odnoszę się do życia codziennego? Czy nie podejmuję niepotrzebnie tematów społeczno-politycznych? Czy poruszam treści, które są bliskie słuchaczom? Czy język jest komunikatywny? To są ważne dla mnie pytania i dobrze jest nawet napisać potem mejla, bo bezpośrednio po Mszy nie ma czasu na dłuższą rozmowę. 
Jeśli jednak wiemy, że homilia jest głoszeniem słowa Bożego, to nie wszystko w niej podlegać będzie krytyce. Warto również mieć na względzie, że ksiądz też człowiek – zwłaszcza kiedy dzieli się swoim świadectwem. – Komunikat zwrotny może dotyczyć formy i treści, ale jest zbędny, kiedy kaznodzieja dzieli się czymś osobistym, swoim doświadczeniem wiary, tym, co zmienia jego serce – mówi ks. Grzegorz Dębowski. – Takie sytuacje po prostu nie wymagają komentarza. 
– Najgorzej jest, kiedy w informacji zwrotnej pojawia się ideologia, irracjonalne argumenty albo agresja – mówi ks. Rajewski. – Wtedy nie mam narzędzi do prowadzenia twórczego dialogu. 
– W jednej sytuacji budzi się we mnie agresja: kiedy ktoś biegnie do mnie z pretensjami. Kultura rozmowy, bez niej się nie da. Inaczej choćby ktoś i miał rację, to zamykam się w sobie i przestaję go słuchać. Ale dyskusja jest budująca, komunikaty zwrotne poszerzają patrzenie i myślenie – mówi o. Dorobczyński. – Tak sobie myślę, że słowo Boże jest najpierw skierowane do kaznodziei. On je musi przeżyć, przeżuć. Bardzo cenię takie kazania, gdzie ksiądz – zamiast się wymądrzać i pokazywać swoją wyższość nad wiernymi-świeckimi (czytaj: gorsza kategoria człowieka wierzącego) – potrafi z ambony powiedzieć: „Wiecie, kochani, sam mam problem z wcieleniem tego dzisiejszego Słowa”.

Warsztaty w życiu
Gdzieniegdzie pokutować może przekonanie, że skoro homilia jest przepowiadaniem słowa Bożego, to słuchacze nie mają żadnego prawa z nią dyskutować. – Mają takie prawo i mam nadzieję, że coraz częściej księża kaznodzieje będą do takich rozmów zapraszać, a wierni chętnie podyskutują – mówi ks. Wasilewski. – To byłaby najlepsza i najprostsza forma warsztatów, pomocna dla samych głoszących i tych, którzy słuchają. Kaznodzieja po takim spotkaniu będzie miał większą świadomość, czego oczekują słuchacze, a sami wierni poczują się tym, kim są: żywą częścią wspólnoty Kościoła. 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki