Do czego w demokracji potrzebne są think tanki?
– Think tanki mają służyć zrozumieniu rzeczywistości politycznej, która stała się bezprecedensowo złożona. Najtęższe umysły za tym nie nadążają. Kto może być absolutnie pewien, że rozumie relacje między światem finansów, polityki, instytucji międzynarodowych, państw narodowych i samorządów? Rzeczywistość nigdy nie była tak złożona, a my nie mamy narzędzi do tego, aby ją opisać i zrozumieć. Potrzebne są interdyscyplinarne zespoły specjalistów, które stworzą syntezę wiedzy o rzeczywistości. Moim celem od początku było przezwyciężenie tego, co Ortega y Gasset nazwał „barbarzyństwem specjalizacji”. Ludzie i wiedza dzielą się na osobne światy, które już się nie komunikują. Drugim celem think tanków w moim rozumieniu jest wspieranie elity politycznej w rządzeniu.
Zaskoczył mnie pan Ortegą y Gasseteem, bo jego diagnozy pochodzą sprzed wojny. Głównym czynnikiem zmiany sposobów komunikacji jest dziś internet. Bardzo zmienił sposób prowadzenia debat, kampanii politycznych, kreowania ekspertów…
– Internet nasila problem, który występował, jeszcze zanim pojawiła się telewizja. Ortega jest ważny i proroczy – co nie znaczy, że w stu procentach się z nim zgadzam. Przestrzegał jednak przed nowym barbarzyństwem: rozpadem cywilizacji na małe, niekomunikujące się ze sobą grupki, i proszę – mamy świat baniek informacyjnych i nowoczesnych plemion. Każda wypełniona ludźmi, święcie przekonanymi o tym, że to oni mają rację.
Synteza oznacza świadome budowanie nowej, komunikacyjnej wspólnoty?
– Dokładnie o to chodzi.
Nowa Konfederacja, tak jak m.in. Klub Jagielloński, nie dostała w tym roku dotacji od Narodowego Instytutu Wolności. Podział pieniędzy wzbudził gigantyczną krytykę i to z wielu stron. Wasz wniosek odrzucono, choć światopoglądowo macie dość blisko do rządzących.
– Nie mamy blisko. Jesteśmy centroprawicą, ale o radykalnie odmiennych pomysłach na rzeczywistość niż ma PiS. Łączy nas m.in. sfera obyczajowo-kulturowa. Jesteśmy raczej konserwatywni, uznajemy ważną rolę religii chrześcijańskiej w życiu społecznym i chcemy ją zachować. Nie chcemy rewolucji kulturowej Nowej Lewicy i działamy na rzecz jej zahamowania. Moim zdaniem polityka PiS-u prowadzi jednak do skutków przeciwnych. Przyspiesza dechrystianizację Polski i, wbrew deklaracjom, pomaga lewicy obyczajowej.
Jak Pan skomentuje decyzję Narodowego Instytutu Wolności?
– Widzę tu dwie rzeczy. Eskalację logiki pasożytniczo-partyjniackiej – czyli używania państwa jako zasobu, na którym się pasożytuje – i tworzenie swojego zaplecza, wspieranie zaprzyjaźnionych organizacji po to, by świadczyły usługi intelektualne zgodne z oczekiwaniami władzy. To ostatnie jest zrozumiałe, robił tak każdy rząd. Uderza jednak nieprawdopodobna eskalacja logiki pasożytniczej, obecnej w III RP (i wcześniej), ale nie na takim poziomie! Pieniędzy nie dostaje nawet szereg zaprzyjaźnionych z PiS-em think thanków, a dostały je fundacje-krzaki, bez żadnego dorobku. Niektóre założone tuż przed konkursem. To pasożytowanie na środkach publicznych.
Co to mówi o polskiej wspólnocie?
– Że jest w głębokim kryzysie. Jeśli w ogóle istnieje jako coś, co łączy ludzi o różnych poglądach. Rozbija ją plemienność. Jesteśmy w niebezpiecznym momencie i musimy się poważnie zastanowić, co dalej. Sytuacja rozwija się w bardzo złym kierunku.
Bartłomiej Radziejewski
Prezes i założyciel Nowej Konfederacji, politolog, publicysta i eseista. W okresie 2015–2017 współtwórca i szef think tanku Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Autor książki Między wielkością a zanikiem. Rzecz o Polsce w XXI wieku