Wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi” (Rz 8, 14). W ten sposób św. Paweł charakteryzuje nowe życie ochrzczonych, zaadoptowanych dzieci Ojca, którzy równocześnie stali się braćmi i siostrami Syna. Podobnie jak pobyt Izraela na pustyni, także droga wiary chrześcijan jest wędrówką, nieustanną walką i nauką. Wtedy Bóg prowadził lud w słupie ognia i w obłoku świetlanym. Po zmartwychwstaniu Chrystusa czyni to przez Ducha Świętego, który kieruje wierzącymi w Kościele na dwa sposoby: zewnętrzny i wewnętrzny. Oba wzajemnie się uzupełniają i są konieczne, aby postępować na drodze wiary. W obu przypadkach działa ten sam Duch. Pierwszy sposób to oficjalne nauczanie Kościoła, prawa i przykazania, zarówno spisane, jak i głoszone przez ustanowione do tego osoby. Cieszymy się tutaj gwarancją pewności, a nawet nieomylności w wielu kwestiach. Drugi „obszar” działania Ducha to historyczne wydarzenia, ale także poruszenia, uczucia i inspiracje wzbudzane w poszczególnych osobach lub wspólnotach bez udziału pośredników.
Pokusa duchowego letargu
Dobrze wyraził to św. Ignacy Loyola w Ćwiczeniach Duchowych, pisząc, że sam Stwórca udziela się duszy, która szuka Jego woli i „działa bezpośrednio ze swoim stworzeniem, a stworzenie ze swoim Stwórcą i Panem” (por. ĆD, 15). Chociaż Objawienie zostało zakończone, to jednak Bóg nie zamilkł i nie wycofał się ze świata. Dowodem są chociażby liczne objawienia prywatne Matki Bożej i innych świętych, przez które Bóg przypomina nam to, co już wcześniej wypowiedział. Duch komunikuje się także z każdym wierzącym, nie tyle przez nadzwyczajne głosy, wizje i oświecenia, ile posługuje się w tym ludzkim rozumem, uczuciami, wyobraźnią i codziennym doświadczeniem. Aby rozpoznać tę mowę Ducha i ją właściwie zinterpretować, potrzebne jest to, co zarówno Pismo Święte, jak i Kościół nazywa rozeznawaniem duchowym. Wbrew pozorom umiejętność ta nie jest przywilejem wybranych jednostek, lecz darem Ducha dla każdego wierzącego, który przecież podejmuje w ciągu życia różne wybory. Autor Listu do Hebrajczyków wspomina, że „dorośli”, czyli dojrzali chrześcijanie, „przez ćwiczenie mają władze umysłu udoskonalone do rozróżniania dobra i zła” (Hbr 5, 14). Z tego powodu otrzymujemy w sakramencie bierzmowania dary rady i rozumu, byśmy mogli rozpoznać, co w konkretnym przypadku wybrać, aby w ten sposób upodabniać się do Boga. Zwróćmy uwagę, że rozeznawanie to pewna zdolność, którą nabywa się przez „ćwiczenie”, czyli współpracę z Duchem Świętym i naukę. Bez modlitwy, życia sakramentalnego i karmienia się Słowem dary Ducha pozostają w uśpieniu.
Doświadczenie uczy nas również, że do zewnętrznego działania motywują nas najróżniejsze wewnętrzne impulsy, myśli i pragnienia. Większość z nich nie pochodzi od Ducha Świętego, lecz od nas, od świata i od złego ducha. Człowiek żyjący w duchowym letargu nie zdaje sobie sprawy, że co rusz staje się polem walki lub igraszką różnych sił, a równocześnie chełpi się swoją nieskrępowaną niczym wolnością.
Dajemy wodzić się za nos
Najprościej rzecz ujmując, rozeznawać to najpierw przebudzić się i zorientować, że istnieje w nas wewnętrzny świat głosów, poruszeń, obrazów i uczuć, które wpływają na nasze postępowanie. Ale nie wszystkie prowadzą do pokoju i szczęścia. Rozeznawać to rozróżniać je, odsiewać ziarno od plew, patrzeć na owoce, ostatecznie szukać woli Boga. W przypadku wierzących rozeznawanie często zmierza do wyboru między jednym dobrem a drugim, które będzie bardziej odpowiednie dla konkretnej osoby, względnie polega na odróżnieniu dobra pozornego od prawdziwego. Biblijnie rzecz ujmując, chodzi z jednej strony o opowiedzenie się w sercu za tym, co pomnaża życie (szeroko rozumiane), czyli czyni twórczym, bardziej owocnym, otwartym na relacje, a z drugiej o odrzucenie tego, co wiedzie do śmierci, także w jej wielorakich formach, które uniemożliwiają budowanie relacji, pozbawiają energii i skazują na bezowocność. Ponieważ łatwo ulegamy złudzeniom i iluzjom, potrzebujemy Bożego wsparcia.
Musimy sobie uświadomić, że w gruncie rzeczy nie wiemy sami z siebie, co jest dobre, a co złe. Rzecz przedstawia się w miarę jasno w przypadku rażącego zła, które dzięki sumieniu potrafią rozpoznać i uznać wszyscy ludzie. Przypomnijmy sobie, że podczas kuszenia pierwszych rodziców wąż oczarował ich obietnicą znajomości dobra i zła na równi z Bogiem, gdy tylko zjedzą zakazany owoc. Natychmiast okazało się, że to jedno wielkie kłamstwo. Nadal dajemy się wodzić za nos, bo nie jesteśmy jak Bóg. Do dzisiaj wiele zła popełniamy w imię dobrych motywów. Wydaje nam się, że kierują nami szczytne intencje, a w rzeczywistości ulegamy złu. W ścisłym sensie tylko Bóg wie, co jest dobre, a co złe i ten, komu zechce tę wiedzę objawić. Pismo Święte zostało nam dane między innymi w tym celu, abyśmy nabywając boskiej wiedzy, potrafili zdemaskować fałsz i podszywanie się zła pod dobro. Wewnątrz także sam Duch Święty podpowiada nam na różne sposoby, jak unikać pozorów zła. I Jego natchnienia można odczytać i zinterpretować. Nie wysysamy jednak tej zdolności z mlekiem matki.
Nikt nie poda nam na tacy gotowych rozwiązań
Nie udzieli odpowiedzi na wszystkie problemy i wiele newralgicznych pytań, które stawiamy sobie w życiu. Przykazania i przepisy wyznaczają tylko pewne nieprzekraczalne granice. To Duch delikatnie podprowadza nas do właściwych decyzji, np. jaką formę powołania chrześcijańskiego wybrać. Który rodzaj modlitwy najbardziej zbliża mnie do Boga i ludzi na danym etapie życia? Czy osoba, w której się ktoś zakocha, będzie tą odpowiednią, aby spędzić z nią całe życie? Jakie studia bądź pracę wybrać, aby robić to, co potrafię najlepiej albo to, co jest w możliwe w mojej sytuacji? Czy zakup większego mieszkania dla rodziny będzie sprzyjać jej rozwojowi albo, przeciwnie, spowoduje konieczność dłuższej pracy, zagonienie, przepracowanie i osłabienie więzi?
Odróżnienie dobra od ewidentnego zła to dopiero początek drogi. W chrześcijaństwie nadrzędnym motywem, dla którego uczymy się rozeznawania, jest fakt, że Bóg wzywa nas nie tyle do unikania zła, ile do czynienia dobra i wydawania owoców. Mówi o tym wyraźnie Jezus, nazywając swoich uczniów „światłem świata” i „solą ziemi” (por. Mt 5, 13–14). Przez dobre czyny swoich dzieci Bóg chce być widoczny w tym świecie, a chrześcijanie są wezwani do tego, by pełnić rolę magnesów, które przyciągają. W tym zadaniu Bóg nie pomija jednak indywidualnej historii, uzdolnień, wrażliwości, ran i słabości każdego z nas. Prawo spisane określa tylko ogólne normy, w którym kierunku podążać. Zakreśla granice. Nie znajdziemy szczegółowych rozwiązań i wskazówek w prawie, katechizmie czy nawet teologii moralnej, ponieważ ludzie nie schodzą z taśmy jak seryjne produkty. Wola Boża, jeśli tak można powiedzieć, wciela się w konkretnego człowieka, a nie w abstrakcyjne człowieczeństwo. Upodabnia się do możliwości człowieka jak ciasto wylane do formy.
Zilustrujmy to
Czy papież powinien ustąpić z urzędu? Prawo Boże nie wypowiada się na ten temat. Jan Paweł II nie zrezygnował z papiestwa i wypełnił wolę Bożą. A Benedykt XVI ustąpił i też wypełnił wolę Bożą. Bo Karol Wojtyła nie był Josephem Ratzingerem. Ponadto, obaj sprawowali tę funkcję w innych okolicznościach i czasie.
A czy doszukamy się w prawie kościelnym, ile dzieci powinna mieć chrześcijańska rodzina? Nie. Bo wtedy żylibyśmy w systemie totalitarnym, który traktuje ludzi jak jednorodną masę. Istnieje tylko ogólna norma, aby być otwartym na przyjęcie potomstwa. Nie istnieje żadne ilościowe kryterium dobrej rodziny. Każde małżeństwo, jak uczy konstytucja Gaudium et spes, kierując się sumieniem, musi samo zdecydować, ile dzieci chce i może wydać na świat, a potem je wychować. Nie może tej decyzji podjąć w oderwaniu od wielorakich uwarunkowań i z pominięciem innych ludzi. Zanim małżonkowie zdecydują się na poczęcie pierwszego lub kolejnego dziecka, powinni w rozeznaniu uwzględnić cały szereg przesłanek: zarówno ich własne dobro, jak i dzieci urodzonych czy przewidywanych, a także, czy już nadszedł właściwy czas, jakimi środkami finansowymi dysponują, czy będą mieli wystarczające zdrowie fizyczne i psychiczne, aby podołać temu zadaniu, jak ich decyzja wpłynie na dobro szerszej wspólnoty rodzinnej, społeczeństwa czy Kościoła (por. Gaudium et spes, 50). Oczywiście, takiego rozeznania dokonują w pewnym sensie także osoby niewierzące, ale dla chrześcijan jest ważne, aby ten proces odbywał się przed Bogiem i był inspirowany światłem Ewangelii.
Cdn.
Czym jest duchowe rozeznawanie
Cykl artykułów wprowadzających w Rok Amoris laetitia
Często nie wiemy, co robić, co wybierać, którą drogą pójść, aby rzeczywiście wypełniać w swoim życiu wolę Boga. Jako chrześcijanie wierzymy, że Bóg nie mieszka gdzieś w odległym „niebie”, lecz ciągle pracuje dla naszego dobra w tym świecie. Bóg nadal przez swego Ducha komunikuje się z każdym z nas. Łagodnie, nie łamiąc naszej wolności, podpowiada nam przez wewnętrzne poruszenia, sumienie, wydarzenia i znaki, a także przez innych ludzi, co dla nas jest najlepsze i jak mamy wypełnić nasze powołanie. Bożym darem, dzięki któremu możemy odczytać i zinterpretować tę boską mowę, jest w Kościele rozeznawanie duchowe. Przez najbliższe tygodnie spróbuję przedstawić jego podstawy, a także „jak to się robi”, opierając się na Biblii oraz doświadczeniu św. Ignacego Loyoli.
Dariusz Piórkowski SJ