Morsowanie kojarzyło mi się do niedawna z Rosjanami, którzy w futrzanych czapkach-uszatkach wchodzili do lodowatej wody przy dopingu licznie zgromadzonej publiczności złożonej z krewnych i znajomych. Jako ciekawostkę pokazywano takie obrazki w telewizyjnych informacjach. Te osoby, które uśmiechnięte wymachując rękami zanurzały się w częściowo skutej lodem wodzie, były dla mnie jakby z innej planety. Myślałam o nich jako o grupce dziwaków i wcale nie wzbudzali we mnie podziwu. Byli kolejnym dowodem na niezniszczalność „ruskiego człowieka”. Osobiście wolę nagrzany piasek pod stopami i ciepłe morze, a dobrowolne moczenie się w wodzie o temperaturze poniżej 10 stopni uważam za masochizm. Nie przekonam się nawet do zimnego prysznicu. Gdyby ktoś mi chciał wymierzyć karę, to taka byłaby właściwa: nakaz morsowania.
Aż tu kilka lat temu moja córka zaczęła coś o morsowaniu przebąkiwać. Mówiła na przykład: byliśmy wczoraj nad jeziorem, moi znajomi morsowali. Ja na to: ale ty chyba nie? Po czym następował opis przypadku znajomego mojego męża, który kiedyś morsował, a potem zachorował na nerki i musiał mieć przez całe życie dializy. Ten schemat powtarzał się kilka razy w ciągu kolejnych zim. Nawet niedawno, kiedy wysłała mi zdjęcie swojego chłopaka w wodzie, musiałam zadać pytanie: ale ty chyba nie?
Kiedyś morsowały jednostki zrzeszone w klubie morsów, teraz codziennie widzę fotografie chwalących się morsowaniem moich znajomych. Niedziela bez rozebrania się do kostiumu nie liczy się. Kiedy dostałam zdjęcie koleżanki zanurzonej do ramion w lodowatym nawet latem potoku, najpierw pomyślałam: wariatka. Natychmiast zachoruje, a nie jest już najmłodsza. Zmaterializował mi się kolega na dializie. Zaniepokojona zaczęłam przeglądać w sieci artykuły o tytułach: Morsowanie, wady i zalety, Jak zacząć morsować, Morsowanie: dla kogo i dlaczego zimna kąpiel jest dobra, Morsowanie, czyli sposób na hartowanie organizmu, a nawet: Czy można morsować w wannie? Nie żebym nabrała ochoty, bo generalnie sporty ekstremalne nie są dla mnie, ale żeby zrozumieć. Przy okazji dowiedziałam się, że to dobry sposób na odchudzanie, ponieważ organizm zmuszony się ogrzać spala dużo kalorii. No i okazuje się, że to coraz popularniejsza aktywność zimowa w ofercie hotelowej przeróżnych spa. Nie kulig, nie saneczki, nie bitwa na śnieżki, ale wspólne morsowanie.
A kiedy tak piszę o tym, to zaczynam zauważać, że właściwie dlaczego by nie spróbować? Jako taki przerywnik w tych ciekawych czasach: jeszcze przed zachorowaniem na Covid i na długo przed szczepieniem, którego do wakacji na pewno się nie doczekam.