Logo Przewdonik Katolicki

My jesteśmy Kościołem?

Tomasz Budnikowski
Spektakularnym przejawem działalności świeckich członków Kościoła w Niemczech są tzw. Kirchentagi, czyli zjazdy katolików, jak ten z 1980 r. w Berlinie Zachodnim fot. Mehner/ullstein bild/Getty Images

Kiedy 25 lat temu katolicy austriaccy, a w ślad za nimi niemieccy, podejmowali ideę zmian w Kościele, nie spodziewali się pewnie, że ich inicjatywa tak szybko podjęta zostanie także w innych krajach. Czym jest „Wir sind Kirche”?

Ostatnie zebranie Konferencji Episkopatu Niemiec zwróciło na siebie uwagę nie tylko tym, że po raz pierwszy w swej historii biskupi obradowali online. W świat poszła sensacyjna wiadomość, że po raz pierwszy funkcję sekretarza tego gremium zdecydowano się powierzyć kobiecie. Obowiązki te, na wniosek przewodniczącego niemieckiego episkopatu bp. Georga Bätzinga, od lipca przejmie Beate Gilles, pracująca dotąd – podobnie jak on – w diecezji limburskiej. Legitymuje się doktoratem z teologii i ukończyła niedawno 50 lat.

Bunt świeckich
Objęcie przez nią tak prestiżowego stanowiska dało, jak można przypuszczać, satysfakcję bardzo licznej w Niemczech grupie katolików, którzy od lat domagają się między innymi istotnego dowartościowania kobiet w Kościele. W tym kontekście nie sposób pominąć ważnego dla niemieckich katolików jubileuszu. Jesienią ubiegłego roku wspominano tam 25. rocznicę powstania ruchu „Wir sind Kirche” (My jesteśmy Kościołem). Pandemia sprawiła, że obchody nie przybrały szerszego wymiaru. Odwołano planowany na październik ubiegłego roku wielki jubileuszowy zjazd w Norymberdze. 
Ruch zrodził się w austriackim Innsbrucku, po to, aby po krótkim czasie zadomowić się w Niemczech, a później także w innych, nie tylko niemieckojęzycznych, krajach. Latem w 1995 r. w ciągu trzech tygodni do inicjatywy przyłączyło się, potwierdzając to swoim podpisem, 505 tysięcy Austriaków. W Niemczech liczba ta sięgnęła ponad 1,8 miliona.
Bezpośrednią przyczyną „buntu” austriackich świeckich okazał się ujawniony tam skandal, którego bohaterem był oskarżony o przestępstwa seksualne kard. H.H. Groër, arcybiskup Wiednia. Wydarzenie to wstrząsnęło tamtejszą opinią publiczną, tym bardziej że Kościół austriacki uchodził w tych latach za dość konserwatywny. Nieco inaczej wyglądała sytuacja w Niemczech. Bez wątpienia istotny wpływ miało tu sąsiedztwo ewangelików, zgoła inaczej postrzegających zarówno sam Kościół, jak i rolę osób świeckich czy pastorów. 

Bez hierarchii
Z polskiej perspektywy może się to wydawać dziwne, ale wyraźnie aktywne w obecnej debacie kościelnej w Niemczech organizacje katolików świeckich mają wieloletnią tradycję. To właśnie one w czasach niemalże zamierzchłych podnosiły ważne dla Kościoła zagadnienia. Spektakularnym przejawem działalności świeckich członków Kościoła w Niemczech są tzw. Kirchentagi, czyli zjazdy katolików. Pierwszy z nich miał miejsce w… 1848 r. w Moguncji. Już później na drugim spotkaniu, które odbyło się w Breslau (czyli we Wrocławiu!), podniesiono problem święceń diakonatu tak dla mężczyzn, jak i kobiet. O roli tych ostatnich dyskutowano także na kolejnych spotkaniach na przełomie XIX i XX w. Ożywienie wywołała opublikowana w 1930 r. poświęcona małżeństwu encyklika Piusa XI Casti connubii. Wielu katolików płci obojga kontestowało zakaz stosowania środków antykoncepcyjnych i sprowadzanie roli małżeństwa jedynie do prokreacji.
Od wielu już lat zjazdy katolików odbywają się w latach parzystych, bo w nieparzystych spotykają się niemieccy ewangelicy. Dwa lata przed powstaniem ruchu „Wir sind Kirche” Zgromadzenie Ogólne Związku Katolików Niemieckich, bardzo wpływowej i na wskroś demokratycznej organizacji, w której członkowie wybierani są przez wiernych bez jakiegokolwiek wpływu tamtejszej hierarchii, przyjęło dokument zwracający uwagę na rolę świeckich w Kościele, w tym przede wszystkim na niedowartościowanie kobiet. „Jesteśmy – czytamy w dokumencie – świadomi postępującego procesu wyobcowania katolików we własnym Kościele oraz cichej rezygnacji wielu z nich. Proces ten będzie postępować”. I postępował. O ile w drugiej połowie lat 80. średniorocznie z Kościoła występowało 80 tysięcy osób, o tyle w następnych sześciu latach wielkość ta uległa podwojeniu. 

Świeccy są Kościołem
Mając na uwadze zmniejszającą się ustawicznie liczbę powołań kapłańskich, inicjatorzy ruchu „Wir sind Kirche” sformułowali postulaty zmierzające – ich zdaniem – do poprawy sytuacji Kościoła. Domagali się wewnątrzkościelnego zrównoważenia (Gleichwertigkeit) poprzez pokonanie przepaści między duchowieństwem i świeckimi, współdecydowanie o nominacjach biskupich. Postulowali także konieczność równouprawnienia kobiet: od stałego diakonatu do kapłaństwa. Kolejnym postulatem było zniesienie obowiązkowego celibatu oraz rezygnacja ze zbyt rygorystycznego – ich zdaniem – podejścia do etyki seksualnej, a w tym kontekście odejście od zrównywania antykoncepcji z aborcją. Ostatnim żądaniem podsumowującym niejako dotychczasowe winna być zmiana głoszonego z ambon orędzia groźby na orędzie radości. Konkretyzując ten postulat, jego autorzy domagali się pomocnego i zachęcającego towarzyszenia wiernym i solidarności zamiast napawających strachem ograniczających norm.
Formułując swoje żądania, autorzy zwracali uwagę na dwie okoliczności utwierdzające ich co do słuszności postępowania. Pierwszą z nich była miłość do Kościoła i troska o jego przyszłość, drugą zaś nauczanie papieży i lekcje wypływające z soborowych dokumentów. Animatorzy ruchu, a w ślad za nimi sygnatariusze apelu z 1995 r., dla uzasadnienia swoich działań chętnie przywołują słowa Piusa XII wypowiedziane bardzo dawno, bo w 1946 r.:  „Świeccy nie należą do Kościoła. Oni są Kościołem”. W konstytucji dogmatycznej Lumen gentium czytamy zaś: „Ludzie świeccy … mają prawo sami przedstawiać pasterzom swoje potrzeby i życzenia z taką swobodą i ufnością, jaka przystoi synom Bożym i braciom w Chrystusie. Stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i autorytetu mają możność, a niekiedy nawet obowiązek ujawniania swojego zdania w sprawach, które dotyczą dobra Kościoła”. Uprawnienia te znajdują swe potwierdzenie w paragrafie 212 Kodeksu prawa kanonicznego. Czas bezmyślnego posłuszeństwa dobiegł końca – pisali aktywiści ruchu – nie będziemy już czekać na pozwolenie z góry. Przywołują nawet św. Augustyna, według którego niesprawiedliwe prawo nie ma mocy obowiązującej.

Przewidywalna odpowiedź
Jak można było się spodziewać, reakcja niemieckich hierarchów na inicjatywę „Wir sind Kirche” daleka była od entuzjazmu. Biskupi – 16 spośród 27 tamtejszych diecezji – wydali po prostu zakaz zbierania podpisów. Jako dość zaskakującą odebrano reakcję arcybiskupa Moguncji Karla Lehmanna. Ten wybitny teolog i ówczesny przewodniczący konferencji episkopatu Niemiec dość lekceważąco odniósł się do postulatów niemieckich katolików. Członków ruchu określił mianem dzieci naszych czasów, charakteryzujących się ograniczonym zrozumieniem teologicznych zależności. 
Niemieccy hierarchowie mogli w tej sprawie liczyć na poparcie ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary kard. Josepha Ratzingera. W piśmie skierowanym do biskupów języka niemieckiego zachęcał on do pilnego śledzenia tego ruchu i do zapobieżenia uczestnictwa w nim świeckich, a w szczególności osób duchownych. Było to o tyle uzasadnione, że o ile nowy ruch cieszył się umiarkowanym poparciem niemieckich księży, o tyle głośno wspierała go spora grupa czołowych, chętnie w tym kraju czytanych teologów. 

Na ustach wszystkich
Pewnym wstrząsem, a w ślad za nim pojawiającą się wśród niemieckich katolików nadzieją można – jak się wydaje – tłumaczyć wyraźne spowolnienie obserwowanego wcześniej procesu odchodzenia z Kościoła. W okresie dziesięciu lat następujących po zainicjowaniu ruchu średniorocznie decyzję o wystąpieniu z Kościoła katolickiego podejmowało 119 tysięcy osób. Pewnemu złagodzeniu uległo też stanowisko hierarchicznego Kościoła. Było to niewątpliwie w pewnym sensie następstwem ujawniania skandali seksualnych, których niechlubnymi bohaterami okazywali się niektórzy niemieccy duchowni. Z drugiej jednak strony nie brak biskupów grożących restrykcjami księżom czy świeckim teologom popierającym idee tego ruchu.
Jedna z publikacji przygotowanych w związku z jubileuszem ukazała się pod wymownym tytułem Skończył się czas owieczek. Wśród wielu zaś opinii tu zamieszczonych znaleźć można wypowiedź kard. Heldera Camary. Ten brazylijski kardynał biednych, a dziś kandydat na ołtarze, zauważył: „Jeśli Kościół nie ma tyle odwagi, aby zreformować własne struktury, nigdy nie będzie mieć siły moralnej, aby krytykować społeczeństwo”.
Kiedy 25 lat temu katolicy austriaccy, a w ślad za nimi niemieccy, podejmowali ideę zmian w Kościele, nie spodziewali się pewnie, że inicjatywa tak szybko podjęta zostanie także w innych krajach. W związku z jubileuszem trudno pominąć wypowiedź przewodniczącego ruchu „Wir sind Kirche International”. Pełniący tę funkcję Irlandczyk Colm Holmes stwierdził: „Tych pięć celów, które podnieśliśmy 25 lat temu, dziś jest wreszcie na ustach wszystkich. A nasza praca trwa dalej”.

Nietrudno zauważyć, że jubilaci łączą wielkie nadzieje z papieżem Franciszkiem, który – jak podkreślają – od początku swego pontyfikatu podnosi rolę osób świeckich w życiu Kościoła. Chętnie wskazują na słowa z posynodalnej adhortacji apostolskiej. W Amoris laetitia papież pisze, „iż nie wszystkie dyskusje doktrynalne, moralne czy duszpasterskie powinny być rozstrzygnięte interwencjami Magisterium”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki