W dzieciństwie marzyłam o tym, żeby mieć psa, ale rodzice nie byli przekonani i kupili mi kanarka. Pomarańczowy ptaszek szybko się oswoił. Wypuszczałam go z klatki, gdy tylko wracałam ze szkoły. Jedliśmy razem jabłko, siadał na moje ramię i całował dzióbkiem prosto w usta.
Psa doczekałam się znacznie później. Przynależał do mojego męża, został znaleziony na ulicy w Lublinie i umiał się zachować: przyprowadzony do domu od razu podał łapę mojej teściowej, tak jakby wiedział, że należy się wkupić w jej łaski. Potem zamieszkał z nami. Nasz pies był kundlem, wśród przodków z pewnością miał owczarka niemieckiego. Nie znamy jego przeszłości, nie wiemy czy ktoś go wyrzucił, czy się po prostu zgubił, w każdym razie do końca swego życia bardzo nas pilnował. Żebyśmy tylko nie odjechali gdzieś bez niego. Żebyśmy go nie zostawili. Był psem pokojowym: rozdzielał nas, gdy udawaliśmy, że się szarpiemy, bywał smutny i przygnębiony, gdy się kłóciliśmy. Gdy wychodziliśmy z domu, leżał przy drzwiach i czekał. Rano siadał przy łóżku i nieruchomo patrzył, kiedy tylko otworzymy oczy. Potem kręcił młynki z radości. Z pełnym zaufaniem pozwalał sobie aplikować lekarstwa. Pocieszał w smutkach, trącając w rękę wilgotnym nosem.
Tak wspominam moje zwierzęta i równocześnie czytam: o księdzu, który głodził psa, o byłym senatorze, który ciągnął psa za samochodem, i o pseudohodowli, której właściciele otrzymali wyrok za okrutne traktowanie zwierząt (i nareszcie jest to nie tylko grzywna, a pozbawienie wolności).
A na to wszystko jeden minister z drugim, obaj od edukacji, wypowiadają się publicznie na temat praw zwierząt, że czegoś takiego w ogóle nie ma, że mówią o nich tylko lewacy, zrównując tym samym zwierzę z człowiekiem. Dla ministrów to sprawa ideologii, a nie humanizmu. Zbulwersowało ich to, że o prawach zwierząt dzieci uczą się w szkole. A przecież człowiek to człowiek, a zwierzę to zwierzę. Nie przyszło im do głowy, że autorzy pisząc o „prawach zwierząt”, nie prowadzą edukacji prawniczej ani ideologicznej, a tylko tłumaczą dzieciom, że zwierzętom należy się szacunek i empatia, ponieważ odczuwają strach, smutek, ból, głód, zimno, a także wszystkie rodzaje radości i przywiązania.
A konkretnie, co tak zbulwersowało wiceministra Tomasza Rzymkowskiego w tym podręczniku dla klas III? Otóż przykłady łamania praw zwierząt. Czyli: kłusownictwo, hodowla dla futer, pokazy w cyrku, sprzedaż żywych karpi. Dla mnie to i tak za mało, ja tam bym jeszcze dodała hodowlę przemysłową i organizowanie polowań.
No ależ – ktoś zapyta – jakie prawa może mieć zwykłe zwierzę bez duszy? Ja tam nie wiem, czy bez duszy, ale chociażby prawo do godnego życia. Czy to już za duża ideologia?