Logo Przewdonik Katolicki

Między okrucieństwem a „prawami zwierząt”

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

Zawsze będzie kwestią oceny, co jest już okrucieństwem, a co można dopuścić. Czy to jest jednak argument za tym, żeby tej sprawy nie dotykać? Dla mnie nie

Stanąłem w obronie Jarosława Kaczyńskiego. Jego inicjatywa dotycząca ochrony zwierząt – przede wszystkim zakazu ich hodowli na futra – bywała opisywana jako sztuczka, narzędzie do wykazania władzy nad swoim obozem. Przypomniałem sobie wywiad z 1996 r. Kaczyński, wtedy polityk zmarginalizowany, udzielił go mnie i Luizie Zalewskiej dla dziennika „Życie”. Wypowiadał się o prawnej ochronie zwierząt równie mocno jak dziś. Odnosząc się do szyderstw Wojciecha Cejrowskiego z tych, co się nad zwierzętami rozczulają, replikował mu: „To swoisty integryzm: on postrzega jako całość rzeczy, które nie są żadną całością. Można być konserwatystą i nie głosić, że psy trzeba trzymać w budzie na krótkich łańcuchach”.
Można się z takim podejściem zgadzać lub nie. Można być zdziwionym brutalnością, z jaką prezes PiS przystąpił do dyscyplinowania w tej sprawie własnych posłów – niszcząc swoją większość rządową w Sejmie. Ale motywy są szczere. Ten w wielu wypadkach bezwzględny polityk może mieć dziesiątki innych, czysto politycznych powodów, aby z tym wystąpić właśnie teraz. Ale jest autentyczny. Odrzuca krytykę z prawej strony, która przedstawia takie regulacje jako nieżyciowe czy „lewackie”.
Od razu pojawia się jednak pytanie: co z argumentami oponentów? Oto politycy Konfederacji czy konserwatywni publicyści przypominają o formułce: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. W takich projektach widzą zagrożenie dla niej. Przestrzegają, że po tym przyjdą dalsze nakazy, że być może każe nam się wyrzec hodowli zwierząt na cokolwiek, że nowe ideologie zakażą jeść mięso. Przy okazji przypomina nam się poglądy zachodnich bioetyków, którzy coraz częściej stawiają życie zwierzęcia na równi z życiem człowieka. Ba, uważają, że życie dorosłego zwierzęcia jest cenniejsze niż życie nieświadomego dziecka – nienarodzonego lub narodzonego.
Odrzucając teorie o „prawach zwierząt”, ja nie mam żadnego kłopotu, aby to pogodzić z żądaniem wyrzeczenia się okrucieństw wobec „braci mniejszych”. Oczywiście zawsze będzie kwestią oceny, co jest już tym okrucieństwem, a co można dopuścić. Czy to jest jednak argument za tym, żeby tej sprawy nie dotykać? Dla mnie nie jest.
Kościół nie daje nam tu jasnych wytycznych. Między stanowiskiem papieża Franciszka a, powiedzmy, ojca Tadeusza Rydzyka, rzecznika hodowli zwierząt na futra i polowań, zieje przepaść. Można by twierdzić, że ważniejsze jest stanowisko papieża. Ale przecież on także posługuje się ogólnymi formułkami. Nawołując do rezygnacji z nadmiernej eksploatacji planety, mówiąc nam, że czynienie ziemi poddaną nie oznacza robienia z przyrodą, co nam się podoba, nie ocenia poszczególnych prawnych rozwiązań.
Mądry tekst napisał na ten temat Tomasz Terlikowski, z którym polemizowałem przed tygodniem w innej sprawie. Nawołuje w „Plusie Minusie”, abyśmy szli drogą środka: jednak traktowali człowieka jako punkt odniesienia (bez urojonych „praw zwierząt”), ale też starali się czynić zwierzętom dobro. Niestety, on także nie podpowiada, jak oceniać poszczególne przepisy. Stawia pytania na przykład o to, czy przemysłowa hodowla jest „dobra”.
Mam z tym kłopot, bo uważam stosunek do zwierząt za ważne kryterium moralnej oceny bliźniego, choćby „ludowi katolicy” nazywali mnie lewakiem sto razy.  Nie lubię przykładowo polowań i uważam je za spuściznę czegoś złego. Nie rozumiem ludzi, którzy znajdują w nich przyjemność. Zarazem mam świadomość, że z tym hołdowaniem dawnym atawizmom trzeba się jakoś pogodzić. Że nie wskażę „paragrafu”, także religijnego, który tego zabrania. I oto znalazłem się w strefie szarości. Ale swoich odczuć się nie wyrzeknę.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki