Znajomi adoptowali dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę. Od początku stawiali sprawy jasno. Dzieci wiedziały o swoim pochodzeniu. Udało im się zbudować dobrą więź rodzinną z dużym zaufaniem wzajemnym. Chłopak miał szesnaście lat, gdy zaczął przebąkiwać, że chce szukać swoich biologicznych rodziców. Matka sama nie wiedziała, co o tym myśleć. Uważała, że to spore ryzyko i może lepiej tematu nie ruszać. Zdawała sobie sprawę, że mogą za tymi poszukiwaniami kryć się sprawy bolesne. Delikatnie mu odradzała. On jednak się uparł. Temat drążył. Po kilku latach poszukiwań wiedział już, że jego biologiczna matka z dużym prawdopodobieństwem nie żyje. Otwarta pozostawała sprawa ojca. W trochę niezwykłych okolicznościach dowiedział się o nim sporo. Ślad się urwał, ale pozostało zdjęcie. Okazało się, że ojciec był Żydem, muzykiem, który wyjechał do Ameryki. Chłopak nad łóżkiem zawiesił zdjęcie swojego biologicznego ojca. Matka zapytała go pewnego dnia: „I co ci to dało?”. A on jej wyjaśnił, że dzięki temu lepiej może zrozumieć siebie samego, swoje rysy twarzy, kolor oczu, zdolności i zamiłowanie do muzyki.
Świat jest tak niezwykle skonstruowany, że gdy wyjdziemy za miasto i staniemy na polu albo nad morzem, to zawsze na wysokości oczu będziemy mieli linię horyzontu. Tę cienką nitkę łączącą niebo z ziemią, łączącą dwa światy. Czasami wydaje mi się, że jest ona postawiona przed naszymi oczyma, byśmy ją kontemplowali, bo to samo dzieje się w nas. Z jednej strony jesteśmy bardzo biologiczni, związani z materią ożywioną. Jesteśmy jej cząstką, ale z drugiej strony nosimy w sobie tajemnicę. Jesteśmy jakby przez ten świat adoptowani. Często przeczuwamy to, że każdy z nas wykracza poza te ramy cudownych i fascynujących praw biologicznych, że nosimy w sobie tajemnicę. Próbujemy się z nią zmierzyć. Organizujemy własne poszukiwania. I tak natrafiamy na poruszające zdanie św. Jana: „zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, i rzeczywiście nimi jesteśmy”. Rzeczywiście nimi jesteśmy. Coś się nam zaczyna układać. Dopiero gdy dotrzemy do tego drugiego ojca, zaczynamy lepiej rozumieć samych siebie.