Logo Przewdonik Katolicki

O Nadziei

Tomasz Królak
fot. Magdalena Bartkiewicz

Może musieliśmy poczuć prawdziwy lęk, by tym żarliwiej prosić o nadzieję?

Druga z rzędu Wielkanoc przeżywana w warunkach lockdownu. Sytuacja Kościoła przypomina tę z jego początków. Trochę podobnie jak apostołowie po ukrzyżowaniu Jezusa, gromadzimy się w wieczernikach naszych domów: w izolacji od innych, niepewni jutra, często smutni. Bo przecież my także jesteśmy pełni obaw o innych i siebie, o to kiedy to się wreszcie skończy, martwimy się o nasze firmy, naszą pracę, naszych rodziców, żony, mężów, dzieci. Zastanawiamy się, jak pandemia odbije się na naszym zdrowiu, także psychicznym. Nikt tego nie wie. 
Kolejna Wielkanoc, pozbawiona radości przeżywania wiary w większej wspólnocie, jest trudnym wyzwaniem zarówno dla świeckich (choć i wielką dla nas szansą, jestem pewien), ale i duszpasterzy. Niestety, z moich pobieżnych obserwacji wynika, że nie jest z tym najlepiej. Nie pojmuję tego, że proboszczowie zdają się zapominać o tym, że w kościołach pojawi się zaledwie garstka parafian, drobna cząstka systematycznie praktykujących. W części parafii (chciałbym wierzyć, że takich jest mniejszość) po prostu zapomniano o tych, którzy pozostaną w domach. Sucha informacja o tym, że Msze parafialne transmitowane są w internecie, to stanowczo za mało. Czy naprawdę proboszcz nie ma nic do powiedzenia o tym, jak przeżywać Triduum w domach? Czy nie rozumie, że ci, których w kościele nie ma (bo być nie może!), właśnie teraz czekają na głos pasterza bardziej niż kiedykolwiek? Czy naprawdę nie domyślają się, że ludzie z powodu niemożności bycia na Mszy, i to w takim czasie, przeżywają z tego powodu różne duchowe dylematy i potrzebują słowa wsparcia, pocieszenia, wzmocnienia? Chodzi o prosty znak troski o wspólnotę, powiedzenia czegoś w stylu „wiemy, że jesteście, myślimy o was, módlmy się za siebie nawzajem i o to, byśmy wkrótce mogli wszyscy spotkać się przy ołtarzu”. Nie mam pojęcia, dlaczego brakuje takich słów i gestów. Ale to pokazuje, z jakim trudem przebija się do kościelnej mentalności nauczanie Franciszka, zwłaszcza zaś jego żarliwy apel do duszpasterzy o towarzyszenie świeckim bliźnim w ich codziennej drodze, czy dobrze jest, czy źle.
A jednak, pomimo wszystko, nadzieję związaną z Wielkanocą, a więc taką przez duże N, odczuwam w tym roku jakoś mocniej niż minionych latach. Bo sądzę, że w pandemii nie przemawiają do nas jakoś szczególnie mocno słowa, z jakimi Jezus zwrócił się po zmartwychwstaniu do apostołów: „Pokój wam! Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach?”. Może musieliśmy doświadczyć kruchości swojego życia, izolacji, niepewności, by te słowa przemówiły do nas z pełną mocą? Może musieliśmy poczuć prawdziwy lęk, by tym żarliwiej prosić o nadzieję? Apostołowie zostali wzmocnieni słowami Mistrza na tyle, że przełamali strach i niepewności, nabrali odwagi i męstwa, wzmocnili swoją wiarę i nadzieję. Być może podobnie będzie i z nami. Może i my z tych naszych wieczerników wyjdziemy wzmocnieni na duchu? Taką mam nadzieję i tą nadzieją ze wszystkimi wielkanocnie się dzielę. Pan zmartwychwstał! Alleluja!

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki