Gdy obserwuję, jak w naszym kraju w związku z pandemią traktowana jest potrzeba aktywności ruchowej, łapię się za głowę. Obiekty sportowe jako pierwsze zostały zamknięte i wygląda na to, że jako ostatnie zostaną otwarte. Jak w Polsce ma się idea powszechnej dostępności sportu?
– Sport niejedno ma imię i nie wiąże się tylko ze ściśle zorganizowaną aktywnością. W wielu krajach zachodnich mocno propagowana jest idea sportu dla wszystkich („sport for all”), w związku z tym podejmowane są różne inicjatywy mające rozruszać całe społeczeństwo. W Polsce jeszcze trochę nam do tego brakuje, choć sport jest coraz bardziej dostępny. Jednak nie da się ukryć, że zamykanie obiektów z powodu pandemii stanowi duży problem, ponieważ sport to nie tylko ruch, ale także przebywanie z innymi, integracja, budowanie relacji. Coraz więcej Polaków podejmuje aktywność sportową ,,na własną rękę”. Obserwuję to często podczas spacerów, mijając coraz częściej biegaczy. Potrzeba sportu w polskim społeczeństwie rośnie. Moda na bieganie przyszła do nas m.in. z USA, gdzie aktywność ta jest bardzo popularna. Myślę jednak, że coraz większą liczbą osób kieruje nie tylko moda, ale i troska o własne zdrowie i przeciwdziałanie biernemu trybowi życia.
Powiedział Pan o wpływie sportu na integrację. A przecież nasze parki pełne są biegaczy. Bieganie jest sportem typowo indywidualnym i raczej integracji nie sprzyja.
– Sport jest jedną z najbardziej integrujących ludzi dziedzin naszego życia. Trzeba pamiętać, że sport ma niejedno oblicze. Aktywność sportowa może łączyć lub dzielić, integrować, ale i dezintegrować, może prowadzić do zachowań agresywnych, np. na stadionach wśród kibiców, ale może również przeciwdziałać agresji przez rozładowywanie jej np. podczas towarzyskiej gry czy zabawy. Sport integruje ludzi w bardzo różny sposób. Rzeczywiście bieganie, o którym pani wspomniała, postrzegane jest jako sport indywidualny. Zauważmy jednak, że często ludzie biegają w grupach, nierzadko dobrze zorganizowanych. Powstała nawet idea tzw. slow joggingu, który polega na tym, że biega się bardzo wolno, w tempie szybkiego marszu, ale jednocześnie można ze sobą porozmawiać, przeżyć to razem. To jest również motywujące dla ludzi – komuś nie chce się wyjść z domu, a druga osoba ją motywuje, bo umówiły się na bieganie. Mamy także wiele innych gier, zabaw i sportów tradycyjnych, które są integracyjne ze swojej natury, ponieważ gra się w nie razem – czasem przeciwko sobie, czasem ze sobą. Rywalizacja również ma znaczenie, choć w tych grach drugorzędne, ponieważ liczy się przede wszystkim wspólne zorganizowanie tej gry, wspólny udział, dobra zabawa, wymiana doświadczeń, rozmowa. Sportowa integracja przebiega bardzo szeroko. Nie tylko łączy pokolenia dzieci, rodziców i dziadków, ale także może mieć zasięg międzykulturowy, kiedy spotykają się ludzie z różnych krajów i doświadczają różnorodnych gier. Dzięki temu uczą się nie tylko aktywności sportowych charakterystycznych dla danego regionu, ale mają również możliwość poznania innej kultury. Sport jest świetnym sposobem na oswojenie z obcością.
Pochodzi Pan z rodziny sportowej, więc ma Pan sport we krwi. A co z tymi, którzy drżą przed najmniejszą aktywnością fizyczną, czy ich również dotyczy idea powszechnego sportu?
– Nie trzeba od razu być wybitnym sportowcem, aby móc czerpać radość ze sportu. Jeśli pokażemy ludziom różne poziomy sportu – od rekreacyjnego po wyczynowy, to każdy będzie mógł wybrać coś dla siebie. W sportach tradycyjnych każdy może grać, poruszać się razem z dziećmi czy przyjaciółmi. Ja np. organizuję zajęcia ze sportów tradycyjnych dla dzieci, a podczas zajęć okazuje się, że rodzice również chętnie włączają się w proponowane aktywności. Uważam, że świadomość powszechności będzie wzrastać poprzez pokazanie, że sport to nie tylko kilka dyscyplin, które widzimy w telewizji. Gdy zdamy sobie sprawę, na ile sfer naszego życia wpływa sport, większa liczba osób będzie gotowa z niego skorzystać. Aktywność sportowa obok właściwości prozdrowotnych i integracyjnych w świetny sposób pomaga kanalizować emocje. Przeprowadzałem szkolenia, podczas których uczyłem, jak poprzez wspólny udział w grze przekierować emocje, np. agresję związaną z przemocą rówieśniczą na aktywność sportową, podczas której dzieci mogą rozładować nadmiar agresji. W związku z tym, że sport jest dla wszystkich, uczy także niedyskryminowania drugiej osoby – dzieci pełnosprawne grają w gry razem z dziećmi z niepełnosprawnościami. Oczywiście sam udział jest najważniejszy, a nie rywalizacja, ponieważ szanse często nie są równe. Chodzi o to, aby wspólnie wziąć udział w danej aktywności i aby poziom tolerancji i zrozumienia wzrastał. To jest siła sportu odpowiednio rozumianego.
Jak Pan dotarł w swoich poszukiwaniach do sportów tradycyjnych?
– Od zawsze interesowałem się sportem: trenowałem piłkę nożną u mojego taty, który był trenerem i nauczycielem wychowania fizycznego, oraz tenis stołowy. Sportów tradycyjnych jeszcze wtedy nie znałem, ponieważ w Polsce nie cieszą się jeszcze zbyt dużą popularnością. Skończyłem studia etnologiczne i antropologiczne, chciałem je w jakiś sposób połączyć ze sportem. Przypadkiem natrafiłem na książkę prof. Wojciecha Lipońskiego o sportach tradycyjnych i okazało się, że prowadzi on zajęcia na poznańskiej AWF. Bardzo szybko zacząłem pisać u niego doktorat. Gdy zacząłem studia doktoranckie, nadarzyła się okazja wyjazdu na Światowe Igrzyska Sportu dla Wszystkich i tam mogłem zobaczyć sporty tradycyjne w praktyce. Wtedy ostatecznie się nimi zafascynowałem. Dokończyłem studia doktoranckie, a teraz robię wszystko, aby je propagować: prowadzę bloga inspirowanysportem.pl , prowadzę też zajęcia w różnych miejscach Poznania i Polski. Ciągle jest to aktywność niszowa, ale wierzę, że coraz więcej ludzi będzie odkrywać jej wartość.
Uprawiał Pan różne sporty w swoim życiu, dlaczego ostatecznie postawił Pan na sporty tradycyjne? Co Pana w nich najbardziej fascynuje?
– Przede wszystkim ich wartość. To coś więcej niż sport. Mam wrażenie, że sporty tradycyjne bardziej niż wszystkie inne odbywają się ponad podziałami. Okazuje się, że grać możemy wszyscy razem, niezależnie od tego, jakie mamy zdolności, pochodzenie, poglądy czy wyznanie. Podczas jednych z igrzysk w naszą polską grę, która nazywa się pierścieniówka, grali ludzie z różnych stron świata: z RPA, z Australii, a nawet muzułmanka ubrana w tradycyjny strój. To mi pokazało, że gry tradycyjne są ponadpodziałowe i stanowią narzędzie łączące.
Jak szukać śladów tych gier w historii Polski?
– Jeśli chodzi o Polskę, to nie jest łatwo dotrzeć do źródeł, ponieważ wiele z nich się nie zachowało. Zwłaszcza w XX w. mieliśmy tendencję do naśladownictwa sportowego. Piłka nożna przyszła do nas z Anglii, piłki ręcznej nauczyliśmy się od Niemców w obozie jenieckim w Szczypiornie – stąd nazwa szczypiorniak, skoki narciarskie przyszły do nas ze Skandynawii. Nasze gry zostały trochę zapomniane, a te, które były, deprecjonowano. Przykładem jest sprawa polskiego palanta – choć jest to tak szeroki temat, że mógłby stanowić osobną rozmowę. Zachowały się pewne źródła, które pokazują, że polscy emigranci wyjeżdżając do USA, zabrali palanta ze sobą i to właśnie on wpłynął na rozwój amerykańskiego baseballa. Dotarcie do polskich źródeł nie jest tak proste jak w przypadku innych krajów, zwłaszcza Europy Zachodniej, gdzie tradycja tych gier jest żywa. Liczę na to, że pasjonaci tacy jak ja dotrą do nich i wpłyną na promocję, gdyż warto odkryć je na nowo.
Sztekiel, kapela, ringo, pierścieniówka, palant – to tylko niektóre z polskich gier tradycyjnych. Każda z nich powstawała w innym okresie i w innym regionie naszego kraju. Jakie są najstarsze ślady polskich gier tradycyjnych?
– Trudno odnaleźć gry z początków polskości. Niewątpliwie jedną z najstarszych udokumentowanych gier jest palant, sięga mniej więcej XV w. Na Uniwersytecie Jagiellońskim pisano na temat palanta w kontekście tego, że studenci pobili mieszkańca Krakowa za pomocą pila tyków, czyli kijów do gry w palanta. Nazywano tę grę też palestrą lub pilatykiem. Nazwa „palant” wywodzi się od włoskiego słowa pallante oznaczającego gracza w piłkę. Nie ma ona nic wspólnego z dzisiejszym rozumieniem tego słowa, tej konotacji nabrało ono dużo później, bo w latach 60. XX w. Pierścieniówka i kapela, a także inne, nie są tak stare. Pierścieniówka powstała niecałe sto lat temu, a w kapelę grali pasterze na Kociewiu w poprzednim stuleciu.
Dlaczego pomimo tylu pozytywnych wartości gry te gdzieś nam się zagubiły i dziś nie mają już siły przebicia?
– Po pierwsze, wynika to z tego, że Polska jest krajem o trudnej historii. Pierścieniówka została stworzona w latach 30. poprzedniego stulecia, a gdy przyszła II wojna światowa, zupełnie o niej zapomniano. Władysław Robakowski napisał nawet książkę Pierścieniówka – gra sportowa dla młodzieży (1936), ale wszystko w zawierusze wojennej i w późniejszych latach reżimu PRL zostało zapomniane. Została ona zrewitalizowana i odtworzona dopiero w XXI w., więc na ponowne upowszechnienie się nie miała dużo czasu. Początek powstania koszykówki i pierścieniówki był podobny. W przypadku pierścieniówki nauczyciel obserwował rybaków przerzucających boje przez dziurawe sieci, a w koszykówce James Naismith przyglądał się w USA farmerom, którzy wrzucali melony do wiklinowych koszy. Początek był podobny, zasady podobne, a jednak pierścieniówka nie przetrwała na taką skalę jak koszykówka. Amerykanie cechują się dużym poziomem popularyzacji swoich elementów kultury i to oni wypromowali koszykówkę. Pierścieniówce przede wszystkim przeszkodziła wojna, a także czasy PRL. Być może była to przeciwwaga dla reżimu komunistycznego, nie wiem, nie chcę tu stawiać zbyt daleko idących tez, ale pewne jest, że w Polsce mieliśmy tendencje naśladowcze w sukcesji sportów, a trochę odrzucaliśmy gry rodzime. ZSRR narzucało nam pewne swoje gry i Polacy odrzucając je, kierowali się dla buntu w stronę Zachodu, tym samym wylewając dziecko z kąpielą, porzucali swoje gry. Trudno było poza tym promować sporty, bo w czasach komunistycznych inne sprawy uznane zostały za ważniejsze. Palant został mocno zepchnięty na boczny tor w latach 60., kiedy to zdeprecjonowano pracę doktorską na temat form gry w palanta, która była na bardzo wysokim poziomie naukowym. Swój udział w pomniejszaniu roli palanta miała również prasa, która przyczyniła się do powstania negatywnych konotacji słowa ,,palant” Dziś, gdy mówi się studentom o palancie, na początku zawsze na ich twarzach pojawia się jednoznaczny uśmiech.
Wyobraźmy sobie, że pięcioosobowa rodzina, w której są dzieci od przedszkolaka do nastolatka, chciałaby zacząć grać w gry tradycyjne. Jak się do tego zabrać?
– Warto, aby zdecydowali się na grę, która najbardziej ich przekonuje.Wiele z nich można znaleźć na moim blogu. Jeśli wiek dzieci jest różny, to trzeba dobrać gry tak, aby nie były za trudne, zwłaszcza dla maluchów. W wiele z tych gier może grać cała rodzina i bawić się przy tym dobrze, ponieważ charakteryzują się one dużym poziomem elastyczności – bardzo łatwo można dostosować reguły, zasady. Czas spędzony razem jest wartością najcenniejszą. Są to gry, w które można grać w ogrodzie, w lesie, w parku, w przestrzeni publicznej, a nawet w domu. Zazwyczaj nie wymagają one specjalistycznego sprzętu ani szczególnie zorganizowanej przestrzeni. Siłą tych sportów jest dostępność. Moją ulubioną grą jest pierścieniówka ze względu na jej dynamikę i motyw przerzucania piłki przez dziury w siatce. Jest podobna do siatkówki. Cieszy się ona pewną popularnością wśród ludzi w różnym wieku, ponieważ można ją tak modyfikować lub animować, że nawet młodsze dzieci skorzystają.
Rozmawiamy o grach, które powstały dziesiątki lat temu, a czy dziś powstają nowe gry?
– Oczywiście. Grą, która właśnie wchodzi na rynek, jest teqball, czyli swoiste połączenie tenisa stołowego z siatkonogą. Poza tym coraz więcej osób gra np. w speedminton, czyli grę na bazie badmintona, tylko jeszcze bardziej dynamiczną. Nowe gry często powstają na bazie tych starszych i są modyfikowane na potrzeby osób grających. To samo stało się z pierścieniówką, która kiedyś była mniej dynamiczna, a potem została zmodyfikowana. Sporty oficjalne mają to do siebie, że aby grać dobrze, należy zachować sztywne zasady rozgrywki, natomiast w sportach tradycyjnych możemy dokonywać modyfikacji, np. w szwedzkiej grze kubb klocki możemy ustawić bliżej i małe dzieci mają radość, bo też mogą je przewrócić. Siłą tych gier jest to, że są unikatowe, a jednocześnie praktyczne, nie są tylko muzealiami z dawnych lat. W środowisku międzynarodowym pojawia się jednak pytanie, czy na pewno warto intensywnie promować te gry. Istnieje bowiem ryzyko, że staną się sportami wyczynowymi i nastąpi tzw. proces ich sportyfikacji, czyli nabiorą cech sportów zawodowych. To może doprowadzić do tego, że wartość kulturowa i wszystko, co wokół nich zostało zbudowane, będzie zagrożone, ponieważ staną się pewnymi „produktami” sportowymi.
DR BARTOSZ PRABUCKI
Ekspert ds. sportów tradycyjnych, wykładowca akademicki, autor bloga www.inspirowanysportem.pl, prowadzi zajęcia z gier tradycyjnych