Najważniejsze to być dobrym człowiekiem!” – to już prawie wyświechtany slogan powtarzany zbyt często. Oczywiście stoi za nim przekonanie, że jeśli po zamknięciu oczu na tym świecie ruszymy w kierunku światła, a przed nami będą maszerowały wyprostowane jak struna nasze rozliczne dobre uczynki, to droga jest wolna. Bramy nieba się otworzą i zostanie nam wskazane miejsce usłane i starannie przygotowane.
Tymczasem to bardzo ludzka wizja i na ludzkiej logice wyhodowana. A może też na ludzkiej nadziei, bo zawsze jednak wolimy, gdy coś zależy od nas, niż jeśli my od kogoś jesteśmy zależni. Dlatego niektórym mniej wygodnym, a raczej ową logikę naruszającym zdaniom, trudniej znaleźć drogę do naszych uszu. Ot, choćby to stwierdzenie z Listu św. Pawła do Efezjan: Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił (Ef 2, 9). Jak to tak? Nie da rady uzbierać sobie dobrych uczynków na tyle dużo, by uczynić z nich taran na bramę niebieską? Ano nie da rady.
Zawsze dziwiły mnie słowa Psalmu 37, że zbawienie prawych pochodzi od Pana. Jak to, to nie z ich prawości? No właśnie nie. Nawet najbardziej prawi zbawieni są przez Boga. Jeśli próbujemy sobie niezdarnie wyobrazić ten moment przestąpienia progu bram niebieskich, to trzymanie się właśnie obrazu bramy może nie być najszczęśliwszym pomysłem. Lepiej postawić tam osobę Chrystusa, który wyciąga do nas rękę z pytaniem „Kochasz mnie przyjacielu?”. Bo źródłem zbawienia może okazać się przyjaźń z Bogiem, a na to nie trzeba czekać aż do śmierci. Można już dziś być zbawionym.
Co zatem z uczynkami? Czy one nie mają żadnego znaczenia? Bezpośrednio do zbawienia mają się nijak, ale człowiek, który żyje w przyjaźni z Jezusem, nabiera ogromnej wrażliwości. Gorąco pragnie kochać i być kochanym. A staje się to coraz bardziej konkretne. Wystarczy tylko włożyć nos w biografię niejednego świętego, by się o tym przekonać. W chrześcijaństwie moralność jest wtórna. No a grzechy? One będą odpuszczone. Nasz przyjaciel oczyści nas i przyodzieje nam tak lśniącą szatę, że żaden człowiek własnym wysiłkiem bardziej wybielić jej nie zdoła.