Przyglądając się niemowlakowi, widzimy, że jego świat bardzo się zaokrągla. Dziecko wszystko koncentruje na sobie i ładuje w siebie. Można czasem podrosnąć i też mieć taki stosunek do świata. Na ogół jednak człowiek wydobywa się z tego, ale dość późno, gdy nie może już żyć w tak okrągłej symbiozie. Wtedy zaczyna dostrzegać innych. Mały człowieczek, nawet gdy kogoś dostrzeże, traktuje go tylko pod kątem osobistym. Złapie człowieka za rękę i pakuje ją sobie do buzi. Taki już jest jego okrągły egocentryzm! Trzeba czasu, aby się z niego wyzwolić. Jednym się to udaje w dziesięć lat, innym potrzeba trzydziestu, czterdziestu. A są tacy, którym się to do końca życia nie udaje.
Na pewnym etapie ten okrągły byt zaczyna dążyć do innych. Najpierw na ślepo, zanim zmądrzeje. Potem nabiera ostrożności. Jego skierowanie staje się bardziej humanistyczne, czuje już potrzebę kontaktu, ma jakieś zaufanie do innych.
Rodzina ma olbrzymie możliwości uczynienia z dziecka, tego egocentryka, osoby społecznej. Dopiero na pewnym etapie człowiek zaczyna być wrażliwy na „Ojcze nasz”. Powstają uczucia rodzinne, które nas skierowują do matki i ojca, do braci, sióstr i dalszej rodziny. Powoli nabywa człowiek rodzinnego patriotyzmu, który może być niekiedy bardzo silny i głęboki. Członków jednej rodziny łatwo poznać. Jeden w drugiego są podobni do siebie, choć bywają mniej lub więcej inteligentni i kulturalni. Na ogół jednak wszystkie właściwości somatyczne i psychiczne, styl i sposób zachowania się wyniesiony z jednego domu są takie same.