Logo Przewdonik Katolicki

Uwięzieni w bańkach

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

Jest to, zważywszy na falę krytyki Kościoła, podejście bez mała samobójcze, sekciarskie, groteskowo krótkowzroczne

Czasem  miewam momenty zwątpienia. Mam wrażenie, że wciąż narzekam na to samo. A wszyscy już dobrze wiedzą, co mnie przeraża.
Oto na kolejnych uroczystościach w Toruniu ojciec Tadeusz Rydzyk stanął w obronie odwołanego kaliskiego biskupa Edwarda Janiaka. W obecności rozlicznych sympatyków Radia Maryja, w tym polityków obozu rządzącego. Przypomnę: biskup Janiak to człowiek oskarżany o brak empatii wobec ofiar pedofilii i ich rodzin. Złożony z urzędu przez Watykan, ale w następstwie dochodzenia przeprowadzonego pod nadzorem przewodniczącego Episkopatu Stanisława Gądeckiego.
Ojciec Rydzyk występuje w tej samej roli tak jak zwykle. To rola niezłomnego klerykała, który w każdej sprawie, w której stroną jest ksiądz, stanie po jego stronie. Nawet jeśli stronie drugiej rację przyznały instytucje papieskie. Przewidywalny, stronniczy, niewrażliwy na cokolwiek innego niż racje kościelnych dygnitarzy.
Z jednej strony oznacza to kompletny brak ludzkiej empatii. Bo przecież w grę wchodzą ludzkie krzywdy. Z drugiej, jest to, zważywszy na falę krytyki Kościoła, podejście bez mała samobójcze, sekciarskie, groteskowo krótkowzroczne.
Patrzę na rzutkiego biznesmena, który nagle jawi mi się jako człowiek kompletnie odrealniony. Ba, podcinający gałąź, na której sam się usadowił. I bardzo mi wstyd, że takich argumentów przyszło mi używać. Bo nadrzędną powinna być racja moralna. Jak widać, ona się nie liczy także w oczach rządowych dygnitarzy.
Ale nie umiem pozostać w jednej bańce. Oto Beata Lubecka, dziennikarka dziś związana z Radiem Zet, wygrała jedną z konkurencji w konkursie na najlepszego dziennikarza roku. Na najlepszy wywiad. Organizuje tę całą procedurę pismo „Press”, aspirujące do roli miesięcznika środowiska dziennikarskiego, ale zaangażowane bez reszty po jednej ze stron  politycznego i ideowego sporu.
Wygrała Lubecka, ale ten kawałek konkursu unieważniono. Lubecka zrobiła wywiad z Michałem Szutowiczem, znanym także jako Margot. Choć decydowało jakieś jury, naczelny „Pressa” wolał  zniweczyć całą konkurencję. Dlaczego? Na przykład dlatego, bo pewien  dziennikarz „Wyborczej”, też nagrodzony, nazwał tę rozmowę „transfobiczną i zbyt napastliwą”.
Do wywiadu, jako zbyt łagodnego, mieli też pretensję ludzie z prawicy. Lubecka nie jest w najmniejszym stopniu konserwatystką, po prostu próbowała zadawać nowej gwieździe protestów ostre pytania. Od tego, kim tak naprawdę jest Szutowicz: kobietą  czy mężczyzną? Po rozliczenia ze zbiórek finansowych na własną aktywność.
I to jest  już za wiele. Pewnych osób przepytywać nie wolno. Nie oceniam  nawet samego wywiadu. Oceniam działa, które przeciw niemu wytoczono. Ja się wychowałem w czasie, kiedy uznawano, że pytać można tę samą osobę na różne sposoby. Że wielość argumentacji i punktów widzenia to wartość. Dziś mamy skostnienie, które de facto zabija dziennikarstwo. W jego miejsce oferuje nam się „prawdę” ideologicznych baniek. 
Środowiska liberalne, skrajnie, mają poczucie braku wpływu na państwa. Odreagowują więc to cenzurą wewnętrzną, środowiskową,  próbą utrzymania własnej trzódki w pionie. Na szczęście niektórzy dziennikarze nie czują się jeszcze częścią jakiejkolwiek trzódki. Pytanie – jak długo?
Ktoś, zresztą ze strony lewicowej, napisał na Facebooku, że takie historie jak z ukaraniem Lubeckiej pogrążają dziennikarstwo. Ale że to wzmocni blogerów, bo oni nie oglądają się na polityczną poprawność. Byłoby to piękne, ale chyba jest nieprawdziwe. Większość internetowych harcowników też się zapisało do tej czy tamtej bańki.
I tylko pytanie, czy można między nimi zachować trzeźwy osąd? Chciałbym.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki