Obie trafiły do Hollywood jako młode dziewczyny. Przepowiadano im światowe kariery. Wydawać by się mogło, że jak wiele gwiazd tamtego okresu, już na starcie są stracone, a za sukces zapłacą wysoką cenę, umierając młodo i w samotności. Historia potoczyła się zupełnie inaczej. One jednak w fabryce snów odnalazły coś, czego się zupełnie nie spodziewały.
Pani Nadzieja
Był rok 1909, gdy pewnej majowej nocy w nowojorskim Harlemie na świat przyszła pierworodna córka włoskiego barmana i irlandzkiej sprzedawczyni – Dolores DeFina. Po śmierci ojca wraz z młodszą siostrą wychowywane były jedynie przez matkę. Kobiety żyły skromnie, ale Theresa zadbała, by jej córki opuściły dom z wykształceniem. Na początku lat trzydziestych zaledwie 20-letnia Dolores zapragnęła jednak spróbować swoich sił jako modelka. Wizja sławy i dobrego zarobku była dla niej kusząca, a trzeba przyznać, że posiadała ku temu wszelkie predyspozycje. W międzyczasie jednak odkryła, że prawdziwą radość przynosi jej muzyka. Zaczęła więc występować w pubach i klubach, zdobywając rzesze głównie męskich fanów. Szybko też została zauważona przez swojego pierwszego agenta, który zalecił jej zmianę nazwiska na Dolores Reade. Sprawny agent załatwił wschodzącej gwieździe kontrakt przy nagraniach z orkiestrą Joe’go Ventui. Kariera nabierała rozpędu, a w planie były również nagrania do hollywoodzkich produkcji. Wszystko zmieniło się jednak w 1933 r., gdy Dolores poznała aktora Boba Hope’a. Miało to miejsce podczas występu w klubie nocnym Vogue Club na Manhattanie. Gdy zostali sobie przedstawieni, niemal momentalnie narodziło się między nimi uczucie. Już w lutym 1934 r. wzięli ślub, a dobrze zapowiadająca się gwiazda estrady i muzyki filmowej występowała już tylko przy boku męża, razem z nim podróżując i występując przed amerykańskimi żołnierzami.
Co ciekawe, Bob nie był osobą wierzącą, ale to przy nim Dolores odkryła swoją wiarę. Dzielili jednak podstawowe życiowe wartości, które sprawiły, że ich dom był otwarty i pełen miłości. Adoptowali i wychowali czwórkę dzieci, o czym nie wiedział prawie nikt, traktując ich jak rodzone dzieci małżonków. Angażowali się również w pomoc osobom bezdomnym i przykościelne misje, a ich dom był otwarty dla całej parafii. Na działalność charytatywną przekazywali spore pieniądze.
Dolores była zaangażowaną katoliczką, a Bob wprost przeciwnie. „Moja żona modli się wystarczająco, by zająć się nami obojgiem” – mówił żartobliwie. Dopiero poważna choroba oczu sprawiła, że Bob się nawrócił. Zmuszony do odpoczynku i zawrócony z trasy koncertowej muzyk zaczął chodzić razem z żoną na Msze. W końcu – bez jej nacisków ani namowy zdecydował się przyjąć chrzest.
W 1998 r. papież Jan Paweł II odznaczył ich Orderem św. Grzegorza Wielkiego, najważniejszym odznaczeniem, jakie z rąk papieża może otrzymać osoba świecka za szczególne zasługi dla Kościoła katolickiego. Żyli w miłości i prostocie do końca swoich dni, a obojgu było dane świętować ponad 100 lat życia. Wielkie dobro, którego razem dokonali, zaczęło wychodzić na jaw dopiero po ich śmierci. Gdy w 2011 r. Dolores zmarła, abp Jose Gomez napisał o niej: „Zarówno świat rozrywki, jak i Kościół stracili kobietę głębokiej wiary, niezwykłego muzycznego talentu i poświęcenia na rzecz poprawy sytuacji ludzi na całym świecie. Śmierć Dolores Hope pozostawia ogromną pustkę w Południowej Kalifornii”. Za sprawą nazwiska i życiowej postawy Dolores już na zawsze zyskała sobie przydomek „Pani Nadzieja”.

Siostra Dolores Hart na 84. rozdaniu Oscarów w 2012 r. fot. Frank Trapper/Corbis -Getty Images
Z objęć Elvisa w objęcia Boga
Niemal 30 lat po narodzinach Dolores Hope, w innym amerykańskim mieście pełnym imigrantów z Europy, na świat przychodzi Dolores Hicks, córka aktorskiej pary: Berta i Harriett. Jej rodzice rozwiedli się, gdy ta miała zaledwie trzy lata. Dziewczynka początkowo mieszkała z ojcem w Beverly Hills, by w końcu trafić pod opiekę dziadków w Chicago. To właśnie tam zaraziła się pasją do kina, oglądając nieme filmy w kinie, gdzie jej dziadek był operatorem. Rodzice matki posłali Dolores do szkoły katolickiej. Dopiero w wieku 10 lat dziewczyna przyjęła jednak chrzest, jak twierdzi – świadomie i na własne życzenie. Rok później opuściła jednak Chicago, aby zamieszkać z matką, która ponownie ściągnęła ją do Beverly Hills.
Po ukończeniu szkoły średniej młoda dziewczyna postanowiła zmienić nazwisko na Dolores Hart i spróbować swoich sił jako aktorka. Co ciekawe, pseudonimem tym podpisywała się już od dziecka. W 1957 r. pierwszy raz stanęła przed kamerą i to od razu u boku samego Elvisa Presleya w filmie Loving You. Choć była to rola drugoplanowa, publiczność oszalała wtedy na punkcie szczupłej, blondwłosej i niebieskookiej aktorki. Propozycje kolejnych filmów posypały się w szalonym tempie. Przylgnęło też do niej miano pierwszej aktorki, która pocałowała Presleya na ekranie. Ona sama jednak przyznała z rozbrajającą szczerością: „Nie wiedziałam nawet, kim jest, bo nie był jeszcze taki sławny. Bardzo go lubiłam, ponieważ zwracając się do mnie, mówił «Miss Dolores»”.
Rok później Dolores i Elvis spotkali się po raz drugi na planie filmowym w Królu Kreolu, który okrzyknięto najlepszym filmem w karierze piosenkarza. Nie przyćmił on jednak Dolores, którą krytycy i fani porównywali do Grace Kelly, a o zaangażowanie jej w swoich produkcjach biły się największe studia. W ciągu pięciu lat dziewczyna zagrała w 10 filmach i dwóch serialach, co jest nie lada wyczynem. Kolejne filmy budziły w niej jednak pragnienie, którego nikt się chyba nie spodziewał. Rola św. Klary w Franciszku z Asyżu w reżyserii Michaela Curtisa i w The Inspector opowiadającym o zagładzie Żydów, otwierały w niej nowe przestrzenie. Ostatni obraz, w jakim wystąpiła, okazał się jednak dla niej przełomowy. W westernie The Virginian zagrała w jednym z odcinków katolicką misjonarkę. To właśnie wtedy podjęła ostateczną decyzję. W 1963 r. ku zaskoczeniu wszystkich Dolores zerwała zaręczyny z Donem Robinsonem, a kilka miesięcy później wstąpiła do nowicjatu benedyktynek.
Dziś s. Dolores Hart OSB jest przeoryszą, a także jedyną zakonnicą, która wchodzi w skład Amerykańskiej Akademii Filmowej, która każdego roku przyznaje Oscary. Zresztą film dokumentalny o jej życiu, noszący wymowny tytuł Bóg jest większy niż Elvis, również otrzymał nominację do tej najważniejszej nagrody filmowej w 2012 r. Ona sama podczas wykładu, opowiadając o swoim życiu i powołaniu, powiedziała: „Uwielbiałam Hollywood. Porzuciłam go nie dlatego, że uważałam to za miejsce grzechu, ale z powodu tajemnicy zwanej powołaniem. To był głos od Boga, głos palącej miłości. (…) Wiedziałam, że kino to moja droga, ale Pan otwierał przede mną inny świat”.
Szczere serce słyszy więcej
Historie tych dwóch kobiet wydają się ważną wskazówką w tak rozdartym dziś świecie. To podwójna opowieść o powołaniu, kobietach w Kościele, ale też o fałszywym podziale na świat z Bogiem i bez Boga. Kto potrafi precyzyjnie określić tę granicę? Obie odnalazły Go w hollywoodzkiej fabryce snów. Tam, gdzie nikt się tego zupełnie nie spodziewał. We wszystkim, co robiły, były autentyczne i szczere, dlatego usłyszały coś więcej. Zaufały swojej intuicji, wybierając dwie różne drogi – jako żona i jako zakonnica.
Jak to w ogóle możliwe? Z podpowiedzią wydaje się przyjść papież Franciszek w swojej najnowszej encyklice Fratelli tutti. „Paradoks polega na tym, że niekiedy ci, którzy deklarują się jako niewierzący, mogą żyć wolą Bożą lepiej niż osoby wierzące” – pisze papież. I coś w tym jest, że szczere serce zawsze będzie szukać prawdy. Nawet w najbardziej niesprzyjających warunkach.