Logo Przewdonik Katolicki

Polski książę światowego kina

Marzena Gursztyn

Michał Waszyński wprawił w ruch wielką światową machinę realizowania produkcji kostiumowych. „Książę” marzył o odpowiedniku Hollywood w Europie i dopiął swego. Jego odkryciami były Audrey Hepburn i Sophia Loren.

O licznych gwiazdach polskiego kina pisze się dziś we wspomnieniach, że mogły zrobić światową karierę, lecz warunki pracy i życia w II RP były tak komfortowe, że nierozsądnym było wówczas opuszczanie polskiego Eldorado. A potem przyszła wojna. W jej pierwszych dniach zginął Tadeusz Dołęga-Mostowicz, który w 1939 r. podpisał umowę na dwa scenariusze z wytwórnią Warner Bros. Hanka Ordonówna, okrzyknięta przez krytyków Paryża i Wiednia następczynią Yvette Guilbert, została uwięziona na Pawiaku, a po krótkiej przerwie trafiła do sowieckiego łagru, gdzie spędziła dwa lata. Niemcy aresztowali również Fryderyka Jarosego – impresaria całej plejady przedwojennych gwiazd. To tylko trzy przykłady wielkich osobowości, których talenty rzeczywiście mogły podbić świat. Z tego chaosu wyłoniła się jednak niezwykła postać, ktoś, kto stał się prawdziwym księciem światowej kinematografii: odkrywcą gwiazd, czarodziejem budżetów i powiernikiem reżyserów.
 
Wielka droga
Wszystko zaczęło się 29 września 1904 r., w małym miasteczku na Wołyniu. Piotrowi i Cecylii Waksom, chasydom z Kowla, urodził się synek, któremu dali na imię Mosze. Już w szkole zwróciły uwagę jego artystyczne skłonności, ale też brak życiowej pokory. Rodzice patrzyli na to przez palce i zachęcali syna do czytania gazet i powieści. Marzeniem młodego Mosze stał się znany z kart czasopism i książek teatr, filmu bowiem dotąd nigdy na oczy nie widział. Co Mosze robił między 1919 a 1922 r. – nie wiadomo. O tym czasie opowiadał różne historie, dotyczące rzekomych praktyk na najznamienitszych planach filmowych i teatralnych w Rosji i Niemczech. Na pewno w 1922 r. został asystentem, gońcem, kucharzem i powiernikiem Wiktora Biegańskiego, który namówił chłopaka do zmiany imienia i nazwiska na Michał Waszyński.
 
Pierwsza fotografia Waszyńskiego pochodzi z 1931 r. Michał ze zdjęcia ma już konie do gry w polo, wyścigowe samochody, apartament wyłożony marmurami z Carrary, a nawet posiadłość na wsi i letniskowy dom w Świdrze. Kręcił cztery, pięć filmów rocznie; nierównych, ale zawsze przynoszących dochody. Był jednak również reżyserem dzieła na skalę światową. Przeniósł na ekran, zachowując język oryginału, jidysz, sztukę Szymona An-skiego Dybuk. Film był wyświetlany m.in. w Paryżu i Nowym Jorku, a publiczność na całym świecie przyjęła go entuzjastycznie. Po Dybuku nakręcił jeszcze Kobiety nad przepaścią, Drugą młodość, Ostatnią brygadę, Profesora Wilczura, Gehennę, Renę, Serce matki, Trzy serca, Włóczęgi i U kresu drogi.
 
Wojna zastała go we Lwowie, co skończyło się wywózką na Syberię. Już wtedy zwracał bolszewikom uwagę, że mają do czynienia z arystokratą. Po traktacie Sikorski–Majski, trafia do armii Andersa, gdzie dalej tworzy swoją legendę. W wojskowych dokumentach, w rubryce religia zakreśla „rzymskokatolicka”. Na liście ochotników jego nazwisko zauważa Renata Bogdańska (wówczas Borucka), przyszła Andersowa. Waszyński zostaje kierownikiem komórki kulturalnej. W 1943 r. Waszyński i Konrad Tom realizują film utrwalający przemarsz Armii Andersa na Bliski i Środkowy Wschód. Robią to w konwencji listu, jaki z wojennego marszu syn wysyła do matki, która została w Kowlu. To ostateczne pożegnanie Michała z Mosze. Waszyńskiemu przypada wyróżnienie filmowania bitwy o Monte Cassino. Z wykorzystaniem tych dokumentalnych ujęć zrealizuje swój ostatni polski film, Wielka droga. Ale jego wielka droga tak naprawdę dopiero się zaczyna.
 
Książęcy los
Po zakończeniu wojennej zawieruchy, wiedząc, co się dzieje w Polsce, Waszyński postanowił zdobyć środki na realizowanie swoich marzeń. Zawarł „związek okolicznościowy” z niezwykle zamożną wdową, hrabiną Marią Dolores Tarantini. Małżonkowie zamieszkali w luksusowym pałacu, hrabina wprowadziła swojego świeżo upieczonego małżonka w kręgi rzymskiej arystokracji i zmarła. Jednak kapitał społeczny uzyskany dzięki temu małżeństwu miał wydawać owoce do końca życia Michała.
 
Latem 1948 r. Waszyński wyreżyserował swój ostatni obraz i postanowił skupić się na tym, co przynosiło bez porównania większe pieniądze i miało zasięg globalny. Plan Marshalla przewidywał bowiem 200 mln dolarów na zakup amerykańskich filmów, a Rzym miał się stać pomocniczą wytwórnią Hollywood. Potentaci amerykańskiego przemysłu filmowego szybko zrozumieli, że produkowanie wielkich widowisk kostiumowych – co musieli robić, żeby nie przegrać konkurencji z telewizją – jest dużo bardziej ekonomiczne we Włoszech niż w Kalifornii. „Żaden Amerykanin nie mógł przemknąć się przez rzymską stolicę, nie płacąc haraczu Waszyńskiemu”.
 
W 1947 r. przybywa do Rzymu Orson Welles. Jest zafascynowany Miszą, z wzajemnością. Waszyński wydatnie pomaga zdobyć Wellesowi fundusze na nakręcenie jego kultowej wersji Otella. To on, już jako oficjalny asystent, wpadnie na pomysł, żeby zdjęcia kręcić w Essaouira w Maroku, dziś miejscu kultu dla tych, którzy podążają śladami Wellesa. To Misza, kiedy nie dotarły kostiumy, wpadł na pomysł sceny w łaźni mauretańskiej, a później na koncepcję improwizowania setek zbroi z puszek po sardynkach łączonych za pomocą gwoździ. Dla „księcia”, który przeżył dwa lata łagru nie było niemożliwych rozwiązań.
 
Audrey i Sophia
W maju 1950 r., pod wpływem nagłego przypływu twórczej weny, reżyser Mervyn LeRoy zleca Waszyńskiemu przeprowadzenie castingu do Qvo vadis. LeRoy jest pod wrażeniem uroku, dowcipu i grona znajomości szarej eminencji, które sięgają… samego Watykanu. Zaczęto przygotowania do legendarnej produkcji. Waszyński usiłował zaangażować do roli Ligii młodziutką, początkującą aktorkę – jego odkrycie – Audrey Hepburn. Zdjęcia próbne wypadły fantastycznie, zachwycony LeRoy wyraził zgodę, ale amerykańska wytwórnia filmowa Metro-Goldwyn-Mayer (MGM) narzuciła kandydaturę Deborah Kerr.
 
Waszyński nie musiał długo czekać na okazję do wypromowania Audrey. We wrześniu otrzymał posadę kierownika artystycznego w Rzymskich wakacjach Williama Wylera. Paramount był zachwycony próbnymi  zdjęciami młodej aktorki. W 1952 r. Misza rozpoczął w Neapolu zdjęcia do Il Maestro di don Giovanni z Errolem Flynnem i Giną Lollobrigidą. Flynn polubił Waszyńskiego na tyle, że przydzielił mu casting i kierownictwo artystyczne w swoim Wilhelmie Tellu. Misza miał wyszukać debiutantkę z potencjałem, a jego wybór padł bez namysłu na Sophię Scicolone, która statystowała w Quo vadis. Podobnie jak w przypadku Audrey był pewien, że to przyszła gwiazda. „Przykro mi, ale w tej dziewczynie niczego nie mogę zobaczyć” – podsumował zdjęcia próbne Flynn. Osiemnastoletnia dziewczyna wkrótce podpisała kontrakt z włoskim producentem Carlo Pontim i zmieniła nazwisko na Loren. Pozostała przyjaciółką Michała i zagrała w dwóch jego produkcjach, już nie za sześćdziesiąt dolarów tygodniowo, lecz za siedmiocyfrowe honorarium.
 
Księstwo w Hiszpanii
To Waszyński był tym, który wprawił w ruch wielką światową machinę realizowania produkcji kostiumowych poza USA. „Książę” marzył jednak o własnym udzielnym księstwie: odpowiedniku Hollywood w Europie. W 1955 r. jego bliski przyjaciel Joseph L. Mankiewicz poprosił go, żeby zajął się castingiem do Aleksandra Wielkiego, którego zdjęcia zaplanowano w Hiszpanii. Tam poznał urodzonego na Ukrainie Sama Bronstona. Obydwu marzyło się stworzenie własnego imperium. Do swojego projektu wykorzystali Pierre'a S. du Ponta III, naftowego magnata, który tylko czekał na to, by móc sprzedawać ropę Hiszpanii. Ta jednak płaciła w pesetach, które nie miały wartości i nie można ich było wymieniać na inne waluty. Bronston wystąpił więc z propozycją, która rozwiązywała problem: „Pan sprzeda swoją ropę Hiszpanii. Da mi pan pesety, a ja wybuduję supernowoczesne studio filmowe w Madrycie. Będę kręcił superprodukcje po angielsku, rozpowszechniane później na całym świecie, a pan będzie czerpał zyski w dolarach, markach czy frankach szwajcarskich, jak pan zechce”.
 
Oczywiście trzeba było do tego przekonać rząd generała Franco, którego reżim zabraniał obcym kapitałom większościowego udziału w przedsięwzięciach. Tutaj panowie po raz kolejny odegrali koncertowo rolę katolików-dżentelmenów. Przekonali do swojego projektu Gabriela Ariasa Salgado, ministra informacji i turystyki. Ten człowiek, który mówił o sobie, że żyje po to, by ratować duszę ludu, zachwycił się Waszyńskim – katolickim księciem, kolekcjonerem sztuki kościelnej, wypędzonym z kraju przez komunistów. Bronson zaś w sprytny sposób, w niewyjaśnionych do dzisiaj okolicznościach, w 1952 r. stał się urzędnikiem Eternal Films, dystrybutora dokumentów o tematyce religijnej. Rozpoczął swego rodzaju kampanię wobec Watykanu, odwiedził Rzym i zaangażował tam ekipę do filmowania Kaplicy Sykstyńskiej i tamtejszych dzieł sztuki. Nawiązał serdeczny kontakt z Angelo Giuseppe Roncallim, późniejszym papieżem Janem XXIII. To nie przeszkadzało mu w czasie lat spędzanych w Madrycie organizować dla żydowskich współpracowników kolacji sederowej (pierwszy wieczór święta Paschy), a Waszyńskiemu opowiadać, że w czasie wojny był w Auschwitz. W zależności od potrzeby grali kartą dobrego katolika lub prześladowanego Żyda.
 
Imprimatur od papieża
Jako człowieka od scenariuszy zatrudnili Philipa Jordana, który bez skrupułów wykorzystywał epokę „czarnej listy” Hollywood (scenarzyści, których twórczość nie spełniła wymagań cenzury, nie mogli podpisywać tego, co napisali, własnym nazwiskiem, w związku z tym pracowali częstokroć za głodowe stawki na markę tych, którzy sygnowali scenariusze swoimi nazwiskami). Na pierwszy ogień, z wielkim impetem poszła produkcja Król królów. Team Bronston–Waszyński zdobył to, czego do tej pory nie miał żaden film o życiu Chrystusa: imprimatur na scenariusz od Watykanu. W 1960 r. poprosili o audiencję u papieża Jana XXIII, błogosławieństwo otrzymali 8 marca, a zdjęcia ruszyły 24 kwietnia. Scenariusz odpowiadał światopoglądowi nowego papieża, który bardzo chciał skończyć z wizją narodu żydowskiego jako morderców Chrystusa. W czasie prywatnej audiencji papież prosił Waszyńskiego o pieczę nad scenariuszem tak, ażeby ten masowy przekaz mógł stać się podporą przyszłego soboru powszechnego.
 
Producenci żyli po królewsku, zaciągając coraz to nowe pożyczki na konto naiwnego spadkobiercy naftowego imperium, a hiszpańskie Hollywood coraz bardziej przypominało kolosa na glinianych nogach. Przed katastrofą ratowały ich niesamowite pomysły Waszyńskiego. Kiedy okazało się, że budżet Króla królów nie domyka się, a brakuje bagatela 5,5 mln dolarów, bez oporów postanowili odwołać się do amerykańskiej major company – najkorzystniejszą ofertę złożyło MGM i przedstawienie na kredyt trwało dalej. W przyszłości wyprodukowali jeszcze: Cyda, Upadek Cesarstwa Rzymskiego, 55 dni w Pekinie i Świat cyrku.
 
„Książe” zmarł w momencie największego triumfu swojego hiszpańskiego Hollywood, hołubiony przez reżim Franco za tworzenie miejsc pracy i sławienie Hiszpanii na całym świecie, odznaczany za zasługi przez Watykan. „Variety” zamieściło nekrolog, który pewnie by go zadowolił: „Książę Michał Waszyński, producent filmowy, w wieku sześćdziesięciu lat zmarł na atak serca 20 lutego w Madrycie”. Philip Jordan tak wspomina jego pogrzeb: „Przybyły wszystkie frankistowskie szychy. Miałem wrażenie, że chowamy świętego lub bohatera narodowego. Czyż oni nie rozumieli, że to był wymyślony książę?”.
 
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Samuela Blumenflda Człowiek, który chciał być księciem

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki