Był początek lat 60., gdy na Katolicki Uniwersytet Lubelski przyjechała studiować historię sztuki niezwykła francuska zakonnica Marie Edith. Od razu przykuła uwagę wielu osób. Po pierwsze tym, że nie mieszkała jak inne znane w Polsce zakonnice, ale wspólnie ze studentami w akademiku. Po drugie zaś tym, że była niezwykle otwarta, wręcz czarująca, przyciągając do swojego towarzystwa wiele osób. W gronie tych osób szybko znalazła się Bożena (rocznik 1937), pochodząca z Krakowa studentka filozofii z talentem plastycznym, przygotowująca już pracę magisterską u ks. prof. Karola Wojtyły. Zafascynowała ją nie tylko osobowość niezwykłej siostry, żyjącej inaczej niż wszystkie znane w Polsce zakonnice, ale również samo zgromadzenie, z którego pochodziła.
Przez znajomych księży zaczęła poszukiwać kontaktu z Małymi Siostrami Jezusa, jak siebie nazywały. Nie było to łatwe, bo zagraniczne zgromadzenia miały właściwie wtedy zakaz wstępu do Polski. Musiały wręcz działać w konspiracji. Ale Małe Siostry, a zwłaszcza ich założycielka mała siostra Magdalena, nie dawały za wygraną, gorąco pragnąc założyć swoje wspólnoty w krajach realnego socjalizmu. Dlaczego? Ponieważ od początku ich charyzmatem było nieść w sobie Jezusa przez bycie w środowiskach oddalonych od Kościoła, wykonując najprostsze dostępne ludziom zawody. Wtedy zatrudniały się więc w hutach czy rolnictwie, dziś zaś np. jako kasjerki w dyskontach.
Przyjaciółki twojej znajomej
„Przyjaciółki twojej znajomej będą w Polsce” – taką depeszę dostaje Bożena od znajomego księdza. Za pierwszym razem nie domyśla się w ogóle, że chodzi o współsiostry Marie Edith, które na krótko goszczą w naszym kraju. Ale gdy znów pojawia się ten komunikat wraz z informacją, że „przyjaciółki znajomej” będą w Laskach pod Warszawą, rozszyfrowuje ukryty kod, pakuje się i jedzie do Lasek.
Jeszcze w autobusie spotyka Teresę, pochodzącą z Poznania, kilka lat od siebie starszą dziewczynę po studiach medycznych ze specjalnością fizjoterapia. Ona też zetknęła się z Małymi Siostrami z Francji. Wkrótce wraz z nią oraz jeszcze jedną dziewczyną, Wandą, zostaną pierwszymi polskimi członkiniami niezwykłego zgromadzenia.
– Początki miałyśmy bardzo trudne, bo trudno było wtedy z Polski wyjechać za granicę, aby odbyć nowicjat czy składać śluby. Ale jakoś, różnymi sposobami się udało. Najpierw odbyła go Teresa, potem ja, Bożena zaś na końcu – opowiada dziś siostra Wanda. Jest starszą, bardzo pogodną siostrą. I choć mocno przeżywa śmierć swojej współsiostry, uśmiech nie schodzi jej z twarzy, gdy wspomina te pierwsze lata zgromadzenia.
Najpierw mieszkałyśmy we dwie w Poznaniu, w wynajmowanym mieszkaniu, aby opiekować się ojcem Teresy. Potem, gdy zmarł, przeprowadziłyśmy się do Częstochowy. Założycielka zgromadzenia marzyła bowiem, byśmy mieszkały blisko narodowego sanktuarium – mówi siostra Wanda.
Zamieszkały w jednopokojowej wynajmowanej suterenie. Wspólne mieszkanie trzech samotnych młodych dziewczyn musiało w latach 60. budzić podejrzenia, szczególnie w niewielkiej Częstochowie. Także wśród władz, uważających wszelkie wspólnoty religijne za zamach na socjalistyczny ustrój państwa.
Choć nie nosiły jeszcze wtedy habitów, mogły wzbudzać takie skojarzenia, ponieważ chodziły codziennie do kościoła. Jednocześnie jednak uspokajało obserwatorów to, że – podobnie jak wszystkie małe siostry Jezusa – pracowały w „świeckich” miejscach jak normalni ludzie: Teresa jako fizjoterapeutka w przychodni, a Bożena jako listonoszka.
Być blisko zwykłych ludzi
Wieść o siostrach, pracujących jak normalni ludzie, rozchodziła się po Polsce. Pojawiły się kolejne dziewczęta rozeznające powołanie. Wkrótce trzeba było szukać większego lokum oraz zakładać kolejne wspólnoty w innych miastach. W ten sposób trzy pierwsze siostry po kilku latach opuściły Częstochowę i przeniosły się pod Wieliczkę, by tam pomagać przy zakładaniu pierwszej w Polsce wspólnoty niepełnosprawnych Arka. Stamtąd pojechały do niewielkiego Machnowa, by pracować wśród tamtejszych rolników zatrudnionych w pegeerze. Wszędzie działał ten sam model: praca ze zwykłymi ludźmi i kontemplacyjne życie wspólnotowe, z codzienną adoracją i Eucharystią.
„Bądźcie kontemplacyjne, pozostając bardzo blisko waszych braci, wtapiając się w ich życie, dzieląc ich radości i cierpienia, stając się wszystkim dla wszystkich!” – pisała do współsióstr założycielka zgromadzenia mała siostra Magdalena z Francji. Choć pierwsze wspólnoty mieszkały na pustyniach Algierii wśród koczowniczych ludów muzułmańskich, w krajach takich jak Polska realizują swój charyzmat, podejmując prace, których nie chce nikt inny.
Szczególnie było to widać w życiu siostry Bożeny.
– Podejmowała się zawsze najcięższych prac, których nie chcieli wykonywać inni. Jednak nigdy nie narzekała. I zawsze szukała w nich drugiego człowieka. Pamiętam, że nieraz wracała późną nocą tylko dlatego, że pomagała komuś, komu miała tylko dostarczyć listy albo emeryturę. A to przerzuciła starszemu panu węgiel, a to zrobiła zakupy starszej pani, to znów zrobiła komuś kolację czy porozmawiała. I nigdy się tym nie chwaliła, a to powtarzało się często – wspomina dziś siostra Wanda.
Zwraca też uwagę na małomówność Bożeny i jej umiejętność zjednywania sobie ludzi. – Bożenka nie lubiła wiele mówić, raczej słuchała, milczała. Za to jak coś powiedziała, to od razu konkretnie – wspomina siostra Wanda.
Ofiara
Przez ostatnich 12 lat życia siostra Bożena chorowała na chłoniaka, który miał w swym przebiegu trzy rzuty, zwykle pojawiające się wtedy, gdy na świecie działo się coś związanego z kapłanami.
– Każda mała siostra Jezusa przy konsekracji wieczystej może wybrać intencję, w której chce Bogu ofiarować własne życie. W przypadku Bożenki byli to kapłani. Dlatego ona sama zupełnie się nie dziwiła, gdy jej cierpienie pojawiało się albo w któryś Wielki Czwartek, albo jak teraz ostatnio, gdy wychodzą grzechy różnych kapłanów. Ona chciała cierpieć w tych intencjach – mówi siostra Wanda.
– Była człowiekiem niezwykle wdzięcznym do opiekowania się nim. Zawsze wszystko jej pasowało, nigdy nie narzekała, umiała cieszyć się zwykłymi rzeczami, jak choćby widokiem za oknem. Nawet wtedy, gdy leżała już bardzo słaba, potrafiła naraz wstać i iść do kaplicy na adorację Najświętszego Sakramentu, albo zainteresować się, czy nie trzeba czegoś Teresie – również chorej współsiostrze. Była bardzo uważna na potrzeby innych – mówi inna współsiostra, Mariola.
Skromny pogrzeb
Choć zarówno Małe Siostry Jezusa, jak i sama siostra Bożena nie są szeroko znane w całej Polsce, na jej pogrzeb chciało w minionym tygodniu przyjechać do Częstochowy wiele osób. Wśród nich byli pracownicy pegeeru, osoby poznane w różnych miejscach czy księża. Niestety, ograniczenia pandemiczne spowodowały, że mogło w nim uczestniczyć jedynie kilka osób. Ale to również pokazuje specyfikę charyzmatu tego zgromadzenia.
– Bardzo często nie wiemy, jakie są owoce naszego życia. Nie wiemy, czy ludzie, z którymi pracujemy, wracają do Pana Boga, co przynosi nasze świadectwo. Ale we wszystkim staramy się wierzyć Panu Bogu, bo On może wszystko – mówi siostra Mariola.
Zaś Wanda dodaje: – Bożena miała takie powiedzenie: „zębami chwytam się wiary”. Stale trwała w kontemplacji, w bliskości Boga niezależnie od okoliczności. Wierzyła, że we wszystkim Pan Bóg realizuje swój plan.
Kilka dni przed śmiercią 83-letnia siostra Bożena zwierzyła się współsiostrom z niezwykłej wizji czy snu, jaki miała. – Widziałam dwie postaci. Szły obok siebie. Jedna żwawo, energicznie, była radosna, promienna, druga bardzo powoli, ledwo szła, była zmęczona i nie miała sił. Ta pierwsza to był chyba Anioł. Obie te postaci szły, aż dotarły do Mgły, za którą już nic nie było widać. I wtedy nagle ta słabsza postać odzyskała siły, mogła iść szybko i nawet biec. Myślę, że to byłam ja.
Zgromadzenie Małych Sióstr Jezusa powstało z inspiracji życiem bł. brata Karola de Foucauld. Założyła je na pustyni w Algierii mała siostra Magdalena – pochodząca z Francji młoda dziewczyna, zafascynowana dziełem i świadectwem brata Karola. Podobnie jak on, siostry utrzymują bliskie kontakty z muzułmanami, niektóre wspólnoty wręcz żyją wspólnie z wyznawcami islamu.