Logo Przewdonik Katolicki

Jezus na TikToku

Anna Druś
fot. freepik, @padrejoseemmanuel, @camillo_02_88, @lifestartshere_fire/tiktok

Dostaję mnóstwo sygnałów o tym, że ktoś zaczął znów myśleć o Panu Bogu, że poszedł do spowiedzi i Komunii św. To jest odzew, który najbardziej cieszy. Właśnie dlatego nie mam wątpliwości, że jesteśmy tam potrzebni – mówi ksiądz ewangelizujący na TikToku.

Schody, muzyczka i podskakujący ksiądz w sutannie – taki kilkusekundowy filmik w kwietniu tego roku w ciągu zaledwie jednego dnia zdobył 100 tys. polubień, a obejrzało go milion osób. Podczas gdy wielu dorosłych zareagowało na to zażenowaniem, krytykując księdza za „ośmieszanie stroju duchownego”, odbiorcy filmiku pisali: „jakby u mnie byli tacy fajni księża, to do kościoła bym chodziła” oraz „przy takim księdzu z religii bym się nie wypisała”.

8 sekund uwagi
Z TikTokiem wielu dorosłych ma problem. Jest to serwis tak bardzo z innej epoki niż ta, która ich wychowała, że przede wszystkim nie rozumieją, co może być ciekawego w skaczących księżach, robieniu głupich min do przebojów disco czy podejmowaniu absurdalnych wyzwań. Problemu nie mają natomiast z TikTokiem ich dzieci, wnuki czy podopieczni, porozumiewający się właśnie w sposób, który tu obowiązuje: krótko, prosto, zabawnie, bardziej z użyciem min czy gestów niż słów.
– Ten serwis znakomicie wpisuje się w potrzeby współczesnych młodych, których zdolność skupienia uwagi wynosi według badań maksymalnie 8 sekund – mówi prof. Monika Przybysz, specjalistka od social media z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Dodaje, że mimo tak krótkiej możliwości koncentracji uwagi młodzi są w stanie godzinami oglądać filmiki na TikToku, ponieważ skacząc z filmu na film, są nieustannie zaciekawiani nową treścią. Przeciętna treść wrzucana na ten serwis trwa 15 sekund. Ze wszystkich największych serwisów społecznościowych właśnie TikTok obecnie najbardziej angażuje swoich użytkowników dynamiką, zaawansowanymi możliwościami technicznymi i funkcjonalnościami.
Czym w skrócie jest to medium? Przede wszystkim ministudiem montażowym krótkich form filmowych, niewymagającym od użytkownika ani specjalnego sprzętu, ani umiejętności. Ta prosta aplikacja instalowana na telefonach komórkowych daje wiele możliwości edycji robionych nagrań, łącząc je jednocześnie ze znakomicie zaprojektowanymi algorytmami pozwalającymi filmikom szybko zdobywać olbrzymią publiczność.
Co w TikToku ważne, to jednak przede wszystkim angażowanie użytkowników nie tyle w oglądanie tego, co stworzyli inni, ile w nagrywanie i kreowanie własnych treści. Według badań aż 85 proc. osób posiadających tu konto nagrywa i publikuje własne filmy. Ich studiem filmowym jest własny pokój, treścią – własne życie, zaś kamerą, mikrofonem i stołem montażowym – smartfon. To zupełnie inaczej niż z innym filmowym serwisem YouTube, gdzie przeważająca część użytkowników jedynie ogląda to, co nagrali inni.
Najpopularniejsze było od początku robienie lipsync’ów, czyli udawanie śpiewania znanych utworów – w końcu która z dziewczyn nie udawała w młodości przed lustrem swojego idola, śpiewając do jego hitów? Tu jednak robiło się to publicznie, z możliwością nakładania na filmik zniekształceń, ubarwień, zabawnych grafik. Potem doszły „czelendże”, czyli wyzwania, koniecznie promowane odpowiednim hasztagiem, czyli słowem kluczem, które pomaga łatwo grupować filmy na dany temat. Te wyzwania dotyczyły czasem czegoś bardzo kreatywnego, czasem absurdalnego, za co zwykle i dziś krytykowany jest cały TikTok. Ponadto nie brakuje filmów z popisami sportowymi albo krótkimi scenkami, mającymi rozśmieszyć amatorskim występem tiktokową publiczność.

Cała Lednica przed smartfonem
Widząc niebywałe zasięgi, jakie osiągają treści w tym serwisie, bardzo szybko zaczęli go wykorzystywać przeróżni wpływowi dorośli: aktorzy, piosenkarze, marketingowcy, sportowcy czy politycy (nie jest tajemnicą, że pewne przypadkowo modne tu trendy są przez wpływowe organizacje opłacane). Dlatego nie powinno też dziwić, że niszę dotarcia do młodych znajdują tu również ludzie czujący misję głoszenia Ewangelii.
Księdzem, który w kwietniu tego roku opublikował swój viralowy filmik ze skakaniem po schodach był ks. Kamil Wyszyński, diecezjalny duszpasterz młodzieży z Olsztyna. – Zainspirował mnie obejrzany przypadkiem tiktokowy fimik jakiegoś księdza z Hiszpanii, który, aby w czasie lockdownu dotrzeć do młodych, nagrał krótkie wideo, jak skacze po schodach z różańcem w dłoni. Postanowiłem zrobić coś podobnego. Skoro na ten serwis weszli już prezydent Andrzej Duda czy Robert Lewandowski, czemu nie może zrobić tego ksiądz? Chcę być wszędzie tam, gdzie są młodzi ludzie – przekonuje ks. Kamil. Dziś ma ponad 100 tys. stałych obserwatorów. – To tak, jakby patrzyła na mnie cała Lednica! – mówi.
Nie ma jednak wątpliwości, że na TikToku urzęduje zwłaszcza ta młodzież, która na Lednicę nigdy nie pojechała, ponieważ nawet nie chodzi do kościoła czy na religię. Widać to już w komentarzach pod jego filmem ze skakaniem po schodach. Sam widok człowieka w sutannie na Tiktoku sprawił, że wielu odbiorców nabrało pozytywnych skojarzeń z Kościołem, pisząc o tym, że chcieliby takich księży mieć też u siebie. Takich, czyli zdystansowanych do siebie, niebojących się wyzwań, gotowych na spotkanie z niegrzeczną i oddaloną od Kościoła młodzieżą.
Po pierwszym filmiku ks. Kamil poszedł za ciosem, choć nie ukrywa, że swoją działalność na TikToku poprzedził konsultacją z biskupem, głębokim namysłem oraz rozeznawaniem na modlitwie. Od początku wiedział, że jego misją będzie tu ewangelizacja: mówienie w prosty sposób o tym, że Pan Bóg nas kocha i czeka na pogubionych. – TikTok jest pełen głupkowatych treści, w których nic głębszego nie ma, dlatego wielu osobom kojarzy się ze stratą czasu. Ja staram się to zmienić. Nawet jeśli wrzucam prosty filmik o tym, jak wchodzę na drzewo czy jadę na rowerze albo podejmuję popularny „czelendż”, zawsze łączę to z jakimś przekazem dotyczącym Pana Boga – mówi ks. Wyszyński. Przyznaje jednak, że wymaga to od niego nieustannej kreatywności i sporej ilości czasu.
Aby uczynić swoje spotkania z odbiorcami jeszcze konkretniejszymi, jakiś czas temu ruszył ze spotkaniami na żywo, transmitowanymi przez TikToka. Dzieciaki po drugiej stronie zadają mu pytania, jakie normalnie powinni zadać na lekcji religii. Ta forma przynosi najlepsze owoce. – Dostaję mnóstwo sygnałów o tym, że ktoś zaczął znów myśleć o Panu Bogu, modlić się, że poszedł do spowiedzi i Komunii św. po dłuższym czasie. To jest odzew, który najbardziej cieszy. Właśnie dlatego nie mam wątpliwości, że ksiądz na TikToku jest potrzebny – mówi olsztyński duszpasterz.

Tiktokowe peryferia
Nie jest jedynym polskim księdzem na tej platformie, choć aktywnie działających jest tu zaledwie kilku. Jeden z nich ostatnio zresztą żalił się swoim widzom, że jego tiktokowa działalność nie spotkała się z przychylnością współbraci w kapłaństwie, którzy postanowili poinformować o jego aktywności biskupa.
– Jasne, że nie do każdej treści religijnej TikTok się nadaje – przyznaje wprost prof. Monika Przybysz. Jej zdaniem nie da się za pomocą takiej rozrywkowej formy mówić o krzyżu czy o cierpieniu, trudno przekazać pełen kerygmat. Da się natomiast głosić treści preewangelizacyjne. – TikTok to przede wszystkim szansa dotarcia do młodych, których nie ma w Kościele oraz okazja poznania tego, czym żyją, jakim językiem mówią, co jest dla nich ważne. Głosić dobrą nowinę o Chrystusie powinni tu nie tylko kapłani, ale odpowiednio uformowani sami młodzi ludzie, np. z różnych wspólnot, bo oni będą w tym kontekście najbardziej przekonujący i wiarygodni dla rówieśników – mówi prof. Przybysz. 
Ten sam pomysł miał już zresztą ks. Kamil Wyszyński, który do współpracy w tiktokowej ewangelizacji zaprosił młodych świeckich, znanych sobie z różnych grup modlitewnych. Oni także mają tam konta, także wrzucają filmiki. Na fali jednego z wyzwań stworzyli nawet własny hasztag „jara mnie wiara”, którym opatrują filmiki opowiadające o ich życiu z Panem Bogiem. Nieraz w dyskusjach, jakie rozkwitają w komentarzach uprawiają wręcz wprost apologię wiary. Zdaniem prof. Przybysz takie zaangażowanie świeckich nie tylko odciąża księdza, ale też może mu pomóc wystrzec się pokusy „showmaństwa”, przekonania, że „jestem taki fajny i nowoczesny”.
Co jednak z pojawiającym się z różnych stron zarzutem, że angażując się w duszpasterstwo w social mediach, księża porzucają ludzi w realu? – Ludzie obecni w social mediach to także realni ludzie, zwłaszcza gdy mówimy o młodzieży z TikToka, do której nie dotrzemy tradycyjnymi kanałami duszpasterskimi – mówi ks. Maciej Makuła SDB, szef redakcji programów katolickich w TVP, naukowo zajmujący się fenomenem social mediów w swojej powstającej pracy doktorskiej. – Na TikToku ich oczywiście nie wyspowiadamy, ale mamy szansę dokonać pierwszego głoszenia, zachęcić do szukania Pana Boga – mówi ks. Makuła.
Zarówno on, jak i prof. Monika Przybysz zwracają uwagę na jeszcze jeden wymiar ewangelizacji w takim miejscu jak TikTok. – Tak, to jest śmietnik, często zbiorowisko powierzchownych, ale i wartościowych treści, prawdy i ideologii. Porównałbym go do slumsów, jakie widziałem w kilku miastach świata. To podobnie siedliska zła, brzydoty, biedy, ale również pięknych ludzi i cudownych historii. Do slumsów przychodzą księża, bo tam także mieszkają ludzie głodni Boga – mówi ks. Makuła. – Pan Jezus wychodził do takich ludzi i takich miejsc. Nie możemy Go nie wpuszczać do śmietnika, jakim jest TikTok. Musimy Go tam zanieść potrzebującym Go – dodaje prof. Przybysz. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki