Monika Białkowska: Czytałam niedawno o tym, że to jedna z form terapii: być wdzięcznym. Polega to na znajdowaniu i wypisywaniu każdego dnia bez wyjątku kilku rzeczy, spraw czy ludzi, za które dziś odczuwam wdzięczność. Okazuje się, że taka postawa jest dla człowieka dobra, że ma wartość terapeutyczną. Nie znam się na tym, ale przypuszczam, że pozwala nam dostrzegać, ile dobra doświadczamy, pozwala dostrzegać piękno wokół nas. Szukanie motywów do wdzięczności zmienia nasze patrzenie na świat.
Ks. Henryk Seweryniak: Słowo „wdzięczność” jest mi bardzo bliskie i zawsze szukałem go, gdzie tylko mogłem. Pamiętam, że przedstawiałem kiedyś referat na Dniach Tischnerowskich na Uniwersytecie Jagiellońskim, słuchali mnie wtedy między innymi Leszek Kołakowski i Barbara Skarga. Mówiłem: „Eklezjologia życia ks. Tischnera bierze początek ze świadomości, że życie ludzkie jest dramatyczną grą. Idzie nie tylko o to, co mamy robić, aby nie przegrać swojego losu, ale przede wszystkim o to, w jakim dramacie mamy udział. Chrześcijaństwo to propozycja takiego dramatu. Nie musisz jej podjąć, warto jednak byś poczuł, że jest ona propozycją niezwykłą. Ta propozycja da się streścić w przesłaniu: „Bądź wdzięczny” i „Bądź wierny”. Mocno też zawsze przeżywałem definicję wdzięczności, którą sformułował Romano Guardini, a która stała się moją osobistą: że wdzięczność jest pamięcią serca. Wiele razy wracałem do tego w kazaniach. Bycie wdzięcznym jest ważne, bo stwarza niezwykle ludzką, bezinteresowną więź. Jak mogę się odwdzięczyć mamie za wszystko, co od niej dostałem? Jak mogę odwdzięczyć się lekarzowi, który uratował mi życie? Mogę tylko pokazać, że zachowam to dobro w swojej pamięci i będę jakoś ich dzieło kontynuował. To jest właśnie ta pamięć serca: serdeczność, ale i poczucie zobowiązania, które wyrażamy w słowach: „Jak ja się pani, panu odwdzięczę?”.
MB: Z pełną świadomością, że się nie odwdzięczę – to znaczy nie odpłacę, nie oddam tego. Że wszystko, co mogę dać, będzie mniejsze od tego, co dostałam. Że nie zapłacę za to, roszczenie nie będzie oddane w tej samej wielkości. Bo jak: pudełko czekoladek jest ceną za uratowane życie? Pytanie „Jak ja się odwdzięczę?” nie jest pytaniem o to, ile to kosztuje, ile muszę dać, żeby już nie być nikomu nic winna. Ono jest raczej przyznaniem, że zawsze będę twoim dłużnikiem, bo dostałam nieodpłacalne.
HS: Wszystko będzie mniejsze. Co z tego, że dałem kwiaty? Że szukałem tych najładniejszych, odpowiednich? Ale jednak z pełną świadomością ułomności gestu wchodzę w ten nurt wdzięczności, w charakterystyczną dla świata autentycznie ludzkiego logikę daru.
MB: Bo zależy mi na tym, żeby obdarowania nie zmarnować. Żeby nie było po nic. Wdzięczność to właśnie takie niezmarnowanie daru. Ale zastanawiam się też nad przeciwieństwem wdzięczności. Czy to nie będzie to, czego w życiu najbardziej chyba nie znoszę, czyli postawa roszczeniowa? Takie życie w przekonaniu, że mi się to należy: że ktoś zrobił coś dla mnie, bo to był jego obowiązek, więc nie trzeba okazywać mu wdzięczności. „To był obowiązek tego lekarza”. Był. Ale bez wdzięczności przestajemy być ludzcy…
HS: Lekarz musi leczyć. Szewc musi robić buty. Wszyscy coś musimy. Ale wdzięczność broni nas przed bylejakością. I zobacz, jakie to jest charakterystyczne, że człowiek jednak ma potrzebę wdzięczności, odwdzięczania się…
MB: Przypomniało mi się, ile u lekarzy wisi zdjęć małych dzieci i ile u weterynarzy jest zdjęć uratowanych zwierzaków. Ludzie piszą, przysyłają, oprawiają w ramki, żeby pokazać, że pamiętają, że to było dla nich ważne.
HS: Myślisz, że to jest typowo ludzkie?
MB: Nie wiem. Widzę po mojej kotce, której kilka razy już ratowałam życie, że po każdej takiej akcji łagodnieje, staje się bardziej ufna. Ludzie mówią, że psy uratowane ze schroniska są bardziej wdzięczne. Ale równie dobrze możemy zwierzęcym zachowaniom przypisywać ludzkie intencje, chyba nie powinniśmy w to brnąć. Niech się specjaliści wypowiedzą.
HS: A o kim i o czym myślisz z wdzięcznością? Ja na pewno o Janie Pawle II, całe moje kapłaństwo przeżywałem jakoś pod jego wzrokiem. Jestem wdzięczny Herbertowi za to, że pisał słowa, które do dziś mnie również wyrażają. Jestem wdzięczny temu Palestyńczykowi, o którym kiedyś tu opowiadałem: który, kiedy zmęczony jechałem rowerem bez wody i jedzenia przez Autonomię Palestyńską, choć na pierwszy rzut oka wyglądał mi na terrorystę, zagadnięty, otworzył bramę, przyniósł kosz fig, butelkę wody i coca-coli i nie chciał za to ani grosza. Jestem wdzięczny za upadek komuny, bo się tego naprawdę nie spodziewałem. Jestem wdzięczny za to, o czym mówił kiedyś Benedykt XVI, wspominając lata dzieciństwa – że w jego rodzinie musieli prowadzić nader proste i oszczędne życie. Jestem za to wdzięczny, bo takie życie daje więcej niż to, w którym opływasz we wszystko. Jestem wdzięczny za miejsca: może dlatego, że nigdy nie marzyłem nawet o tym, że będę mógł wsiąść w pociąg i dojechać do jakiegoś sennego miasteczka, gdzie podadzą mi o piątej rano cappuccino, którego smaku nigdy nie zapomnę.
MB: Ja zbieram małe wdzięczności za wielkich ludzi, którzy czasem nie wiedzą, że ratują mi życie. Dzień przed wyjazdem na urlop. Pisanie tekstów na zapas, w nocy jeszcze audycja na Facebooku na żywo. Powinnam na wyjazd zabrać prawdziwą polską kiełbasę, obiecywałam ludziom, do których jadę. Ale po kiełbasę muszę jechać godzinę, wracam też godzinę. Nie mam tego czasu, nie ogarnę. I kiedy myślę, że trudno, kiełbasy nie będzie – dzwoni telefon. Przyjaciele mówią, że pomyśleli, że do mnie wpadną na chwilę i ją przywiozą, bo się domyślają, że sama nie dam rady. Przecież to jest wielkie, jak nie być wdzięcznym?!
HS: A wydarzenia, a twoje miejsca?
MB: Chyba jednak ludzie są dla mnie najważniejsi. Doceniam dzieciństwo w PRL-u, gdzie zamiast tysięcy czekolad na półkach była codzienna przydziałowa kostka wyrobu czekoladopodobnego od mamy – ale to nie jest wdzięczność, że było. Raczej świadomość tego, jak wtedy było, pozwala mi być wdzięczną za to, co jest teraz. I chociaż byłam dzieckiem, to potrafię się zadziwić, że kto by pomyślał, że o tym będziemy rozmawiać, że takie wyjazdy będziemy planować, że takie rzeczy niegdyś nie do pomyślenia jakoś mimochodem stały się dla nas normalne. I to jest chyba ważne: żeby nie stracić tego zdziwienia, żeby to, co dostajemy, nie spowszedniało.