Logo Przewdonik Katolicki

Misja mieszkanie

Piotr Wójcik
fot. Whitelook Adobe Stock

Choć od 1989 roku sytuacja mieszkaniowa Polaków się poprawiła, to nadal jest bardzo zła. 40 proc. z nas mieszka w przeludnionych lokalach, a dom co dziesiątego Polaka ma bardzo poważne wady, jak np. przeciekający dach lub brak toalety.

Spór o PRL rozgorzał na nowo, tym razem jednak przybrał formę sporu pokoleniowego. Część lewicowych komentatorów z pokolenia milenialsów, czyli dzisiejszych 30-latków, zarzuciła pokoleniu boomersów, czyli rodziców dzisiejszych 30-latków, że ci drudzy sami dostali od państwa mieszkanie i pracę, a teraz oskarżają młodych o roszczeniowość, choć ci młodzi nie oczekują wiele więcej niż dostali ci starsi. Debata szybko skupiła się na jednej kwestii, mianowicie mieszkalnictwie. Milenialsi bronili w niej polityki mieszkaniowej PRL, wskazując też, że dziś nawet zarabiający średnią krajową mogą mieć problem z zapewnieniem sobie dachu nad głową. Boomersi przypominali, że mieszkania w PRL wcale nie były za darmo, a ich standard pozostawiał sporo do życzenia. Obie strony okopały się na swoich stanowiskach i nie doszły do konsensusu, co jest częste w przypadku dialogu międzypokoleniowego. Bez wątpienia polityki mieszkaniowe PRL i III RP różnią się drastycznie, a akurat mieszkalnictwa Polska Ludowa nie musi się wstydzić. Co też nie oznacza, że wszystko było wtedy pod tym względem idealne.

Wielkie budowanie
Porównanie obu epok pod względem mieszkalnictwa najlepiej zacząć od samej liczby budowanych lokali. Jest faktem, że po 1945 r. rozpoczęło się w Polsce wielkie budowanie, zupełnie niespotykane nigdy wcześniej. Było to niezbędne z dwóch powodów. Po pierwsze, poziom polskiego mieszkalnictwa w dwudziestoleciu międzywojennym był katastrofalny, miliony obywateli żyły w koszmarnych warunkach, często przypominających dzisiejsze kraje afrykańskie. Po drugie, co jest już bardziej znanym faktem, Polska została dramatycznie zniszczona w trakcie II wojny światowej, więc trzeba było podnieść kraj ze zgliszcz, co dotyczyło nie tylko Warszawy. I akurat z tego zadania ówczesne polskie państwo, no i przede wszystkim społeczeństwo, wywiązały się bez zarzutu.
W latach 1945–1970 oddano do użytku aż 3,2 mln mieszkań. Przeciętnie w tym okresie oddawano 122 tys. mieszkań, co jest wynikiem, który zawstydziłby III RP z pierwszych 15 lat. Początkowo, w latach 40. i 50., budowano niskie i wolno stojące budynki wielorodzinne lub nieco większe kamienice w stylu socrealistycznym. W latach 60. pojawiła się w Polsce technologia zwana wielką płytą, polegająca na stosunkowo szybkim stawianiu budynków mieszkalnych z gotowych modułów. Wbrew powszechnej opinii, to wcale nie był wynalazek krajów socjalistycznych. Po raz pierwszy zaczęły jej używać kraje Europy Zachodniej już w latach 20. XX w. Po wojnie wiele krajów Zachodu budowało w ten sposób, szczególnie Francja i Szwecja, jednak trwało to do końca lat 60. Tak więc gdy „wielka płyta” zawitała nad Wisłę, kraje Zachodu właśnie od niej odchodziły.
Dla Polski ta technologia była jak znalazł, gdyż umożliwiała błyskawiczne stawianie budynków mieszkalnych, które były potrzebne dorastającemu pokoleniu powojennego wyżu demograficznego. W epoce Gierka Polska stała się jednym wielkim placem budowy. Nasz kraj nigdy wcześniej ani później nie przeżył czegoś takiego – nawet po wejściu do UE, gdy budowaliśmy na potęgę infrastrukturę. W latach 1971–1978 PRL oddała 2,2 mln mieszkań – co roku budowano wtedy prawie 270 tys. lokali mieszkalnych. Wynik zupełnie bezkonkurencyjny w historii naszego kraju. Wciąż ogromna część społeczeństwa żyje w stworzonych wtedy mieszkaniach. Właśnie wtedy zaczęły powstawać wielkie blokowiska, które stały się synonimem architektury PRL.
W latach 80. tempo budowania mieszkań osłabło, co było związane również z kryzysem gospodarczym, jaki przechodziła wtedy Polska Ludowa. Jednak w latach 1979–1988 wciąż oddawano 220 tys. mieszkań rocznie, do czego nawet się nie zbliżyliśmy w okresie III RP. Poza tym w latach 80. wyraźnie wzrósł standard oddawanych mieszkań. To już nie były klaustrofobiczne klitki ze ślepą kuchnią, lecz całkiem obszerne i wygodne lokale. Często dużo bardziej komfortowe niż te dzisiejsze, oddawane przez deweloperów.
 
Wychodzenie z dołka
Następnie jednak nadeszła transformacja, która nie tylko była okresem nagłego załamania gospodarczego w pierwszej połowie lat 90., ale też przewartościowania w zakresie zadań państwa. Od teraz budownictwo mieszkalne miało być przede wszystkim domeną sektora prywatnego. Problem w tym, że początkowo tego sektora praktycznie nie było. Nastąpiło więc drastyczne załamanie budownictwa mieszkaniowego – w dekadzie lat 90. budowano w Polsce 89 tys. mieszkań rocznie. Na początku XXI w. wciąż było niewiele lepiej, dopiero od 2005 r. nastąpiła poprawa. W latach 2006–2014 budowano około 140 tys. mieszkań rocznie, a w drugiej połowie kończącej się dekady ten wynik znów nieco się poprawił. W 2018 r. oddano do użytku 185 tys. mieszkań, co było najlepszym osiągnięciem w III RP, wciąż jednak wyraźnie gorszym od lat 80., o czasach Gierka nie wspominając.
Czy od końca PRL sytuacja mieszkaniowa w Polsce się poprawiła? Bez wątpienia, w zasadzie we wszystkich obszarach. Przede wszystkim wzrosła liczba mieszkań – z 10,9 mln do 14,4 mln w 2017 r. Wyraźnie spadła też liczba osób przypadających na jedną izbę – z nieco ponad jednej do 0,7 – dzięki czemu statystycznie mamy nieco więcej przestrzeni dla siebie. Wzrosła także przeciętna powierzchnia użytkowa mieszkań – z 59 do 74 metrów kwadratowych (ta średnia robi wrażenie, ale trzeba pamiętać, że obejmuje ona także domy jednorodzinne, które ją zawyżają). Wyraźnie spadła też liczba osób zamieszkujących jeden lokal – z 3,4 do 2,6 – to jednak efekt także tego, że obecne rodziny mają mniej dzieci, co już pozytywne nie jest. Znacznie poprawił się także dostęp do podstawowej infrastruktury – odsetek mieszkań z kanalizacją wzrósł z 84 do 97 proc., a z centralnym ogrzewaniem z 61 do 82 proc.
Problem w tym, że tempo tych zmian na lepsze było zdecydowanie niewystarczające – można wręcz powiedzieć, że było pełzające. Poprawa, jaką zanotowaliśmy w III RP, jest zupełnie nieporównywalna ze skokiem cywilizacyjnym, jaki w zakresie mieszkalnictwa nastąpił podczas PRL. Gdyby utrzymano tempo tych zmian po 1989 r., bylibyśmy dziś w zupełnie innym miejscu.
A w którymi miejscu jesteśmy? Wystarczy rzut oka na dane Eurostatu. 40 proc. polskiego społeczeństwa żyje w przeludnionych lokalach. Tylko w Rumunii, Bułgarii, na Łotwie i na Węgrzech jest gorzej – w całej UE z przeludnieniem mieszkania zmaga się zaledwie 15 proc. obywateli. Co dziesiąty Polak dotknięty jest poważną deprywacją mieszkaniową, co oznacza, że żyje w lokalu, który ma bardzo poważne wady – np. przeciekający dach lub brak toalety. Znów gorzej jest tylko w tych czterech wyżej wymienionych krajach. W całej UE deprywacja mieszkaniowa dotyka tylko 3–4 proc. społeczeństwa, a w niektórych krajach (Holandia, Finlandia czy Irlandia) ten problem niemal nie występuje.
 
Deweloper na swoim
Według raportu „Property Index 2019” pod względem budowanych mieszkań Polska plasuje się na trzecim miejscu wśród 13 badanych krajów europejskich. Nic jednak dziwnego, polskie potrzeby są zdecydowanie największe, więc powinniśmy być na pierwszym miejscu. Nad Wisłą przypada 381 mieszkania na tysiąc obywateli, co jest zdecydowanie najgorszym wynikiem – 30 lokali za przedostatnią Wielką Brytanią i prawie 200 lokali za Włochami. Problemem nie jest jednak tylko niewystarczająca liczba mieszkań, bo przecież sporo lokali stoi pustych i jeśli ktoś chce i ma pieniądze, to bez problemu kupi lokum. Głównym problemem jest dostępność mieszkań w Polsce, szczególnie dla młodych.
Obecnie budownictwo mieszkaniowe zostało zupełnie zdominowane przez deweloperów. W 2018 r odpowiadali oni za 60 procent oddanych mieszkań. Jedną trzecią mieszkań wybudowali inwestorzy indywidualni, czyli osoby fizyczne, które postanowiły wybudować sobie dom we własnym zakresie. Budownictwo społeczne lub publiczne odpowiadało za ledwie 4 procent mieszkań oddanych w 2018 r. Inaczej mówiąc, kupno lokalu jest dziś absolutnie podstawowym, a w niektórych przypadkach jedynym sposobem zdobycia dachu nad głową. Problem w tym, że jest to poza zasięgiem dużej części społeczeństwa. Według danych NBP, za średnią pensję możemy kupić mniej niż trzy czwarte metra kwadratowego lokalu mieszkalnego. A przecież dwie trzecie Polaków zarabia mniej niż średnia krajowa…
Za politykę mieszkaniową w Polsce odpowiedzialne są przede wszystkim gminy. Zaspokajanie potrzeb mieszkaniowych mieszkańców jest jednym z ich ustawowych zadań własnych. Niestety, gminy się z tego zadania zupełnie nie wywiązują. Wręcz przeciwnie, regularnie wyprzedają swoje lokale, świadomie ograniczając gminne zasoby i utrudniając lub uniemożliwiając sobie wykonywanie tych zadań. W okresie 2017–2018 gminy odpowiadały za jedną czwartą całej sprzedaży mieszkań. Równocześnie odpowiadały zaledwie za jeden procent wybudowanych lokali. Nic dziwnego, że ich zasób topnieje w oczach – od 1990 r. liczba lokali komunalnych spadła o 60 proc. Lokale komunalne to obecnie tylko 5 proc. wszystkich mieszkań w Polsce. Według danych NIK, na mieszkanie komunalne można czekać nawet 20 lat. Mało kto bierze na poważnie mieszkanie komunalne jako opcję zdobycia dachu nad głową.
Oczywiście można też jeszcze nająć od właściciela prywatnego. Jednak rynek najmu w Polsce jest w zasadzie w powijakach. Mieszkań na wynajem jest mało, więc czynsze są bardzo wysokie w stosunku do miesięcznych kosztów zakupu na kredyt. Ogólnie rzecz biorąc, niecałe 7 proc. polskiej populacji jest przeciążonych kosztami mieszkania – jednak wśród osób najmujących wskaźnik przeciążenia wynosi aż 24 proc. Oznacza to, że czynsz co czwartego najemcy w Polsce przewyższa 40 proc. jego dochodu rozporządzalnego. Nic więc dziwnego, że z najmu prywatnego korzysta obecnie zaledwie 4 proc. społeczeństwa. Tymczasem w całej UE w wynajmowanych lokalach mieszka aż 22 proc. obywateli.
 
Klapa plus
Obecny rząd już w 2016 r. zapowiedział szumnie jeden ze swoich flagowych programów społecznych „Mieszkanie plus”, który miał umożliwić rodzinom bardzo atrakcyjny najem lokalu z opcją dojścia do własności dla chętnych. Niestety, nie spełnia on oczekiwań – i jest to bardzo delikatnie powiedziane. Jak poinformował portal Money.pl, do końca 2019 r. z tego programu oddano zaledwie 867 mieszkań w pięciu lokalizacjach. W takiej sytuacji naprawdę trudno się dziwić, że przodujemy w Europie pod względem zamieszkiwania z rodzicami do trzydziestki. Według Eurostatu aż 49 proc. Polek i Polaków w wieku 18–34 lata wciąż mieszka z rodzicami, co jest piątym najwyższym wynikiem w UE – wyprzedzają nas tylko Maltańczycy, Słowacy, Bułgarzy i Chorwaci. W Szwecji, Finlandii i Holandii z rodzicami mieszka mniej niż co czwarty obywatel w tym wieku.
Powtórzmy więc – ogólna sytuacja mieszkaniowa Polaków jest obecnie lepsza niż w PRL. Jednak trzeba pamiętać, że PRL startowała z dramatycznie niskiego poziomu. Pod względem postępu w mieszkalnictwie, jaki zaszedł w okresie PRL i III RP, to ta pierwsza może się pochwalić zdecydowanie większymi osiągnięciami. Oczywiście nie jest prawdą, że mieszkania w PRL pokolenie boomersów dostawało za darmo. Trzeba było regularnie wpłacać pieniądze np. na książeczkę mieszkaniową, potem czekać na przydział lokalu. Wytyczona była jednak jasna ścieżka dojścia do pozyskania mieszkania, dzięki czemu sytuacja mieszkaniowa młodych była dużo bardziej przejrzysta i stabilna. Obecnie zarabiający poniżej mediany płac, czyli dolna połowa pracujących, w zasadzie nie mają żadnej pewności, że kiedykolwiek nabędą lub najmą osobiste M. O ile nie mają zamożnego partnera lub partnerki, ewentualnie nie przeszkadza im wynajmowanie jednego pokoju w mieszkaniu z kilkoma zupełnie obcymi osobami.
W dużych miastach tysiące dorosłych ludzi mieszka kątem z obcymi, a cena najmu 3-metrowego pokoiku w centrum Warszawy sięga tysiąca złotych miesięcznie. Na wynajęcie mieszkania od gminy nie ma co liczyć, no chyba że się żyje pod progiem ubóstwa ustawowego, to wtedy jest szansa na zapuszczony lokal socjalny. Porażka polityki mieszkaniowej III RP jest dowodem na to, że nie wszystko można zostawić wolnemu rynkowi, a PRL miał też jasne strony.
 
LICZBY

  • 185 tys. mieszkań oddano do użytku w 2018 r. To najlepszy wynik po 1989 r.
  • 60 proc. oddanych mieszkań wybudowali deweloperzy, jedną trzecią inwestorzy indywidualni, a tylko za 4 proc. odpowiadało budownictwo społeczne lub publiczne
  • 867 mieszkań w pięciu lokalizacjach oddano do końca 2019 r. w ramach programu „Mieszkanie plus”
  • 74 m2 to przeciętna powierzchnia użytkowa mieszkania. W ciągu 30 lat wzrosła o 15 m2
  • 40 proc. Polaków żyje w przeludnionych lokalach. Tylko w Rumunii, Bułgarii, na Łotwie i na Węgrzech jest gorzej 
  • 49 proc. Polek i Polaków w wieku 18–34 lata wciąż mieszka z rodzicami, co jest piątym najwyższym wynikiem w Unii Europejskiej.
  • 5 proc. mieszkań to lokale komunalne. Od 1989 r. ich liczba spadła o 60 proc.
  • 4 proc. społeczeństwa korzysta z najmu prywatnego. W całej UE w wynajmowanych lokalach mieszka aż 22 proc. obywateli
     

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki