Nie rozumiem, jak mogło do tego w ogóle dojść. Dlaczego w otoczeniu papieża seniora nie znalazł się nikt, kto zawczasu zadbałby o to, by wychodzące z samotni Benedykta XVI teksty nie zostały wykorzystane niezgodnie z jego wolą. Fakt, że Benedykt XVI został zmuszony do wycofania swojego nazwiska i zdjęcia z okładki książki (tytuł Z głębi naszych serc ma być zmieniony na Z głębi serca) pokazuje dobitnie powagę całej sprawy oraz to, że ktoś nadużył jego zaufania. Czy to był kard. Sarah, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego – i czy tylko on? Nie wiem, ale widać wyraźnie, że ktoś jednak nadużył, choćby mimo woli. Jak wyjaśniał abp Georg Gänswein, prywatny sekretarz papieża seniora, pomimo zamieszczenia w książce tekstów Benedykta nie może być ona traktowana jako wspólna, bo nie została wspólnie napisana. Oskarżenia wobec Benedykta, że – wbrew zapowiedziom – wciąż chce wpływać na kierowanie Kościołem, okazały się bezpodstawne.
Podstawowa jednak kwestia, która mnie tu nurtuje, brzmi: jakimi racjami kierował się kard. Sarah, wszczynając cały ten alarm w sprawie celibatu? Owszem, ogłoszony w grudniu dokument końcowy Synodu dla Amazonii (podpisany nie przez papieża, lecz zgodnie ze zwyczajem przez uczestników zgromadzenia) zawierał zachętę do przemyślenia, czy nie należałoby dopuścić do kapłaństwa szczególnie wypróbowanych diakonów stałych, żyjących w małżeństwie i posługujących w Amazonii. Miałoby to służyć umożliwieniu tubylcom dostępu do Eucharystii w dramatycznej dla nich sytuacji braku kapłanów. Ale, zauważmy, sam Franciszek przemawiając na zakończenie owego synodu, o wyświęcaniu żonatych mężczyzn nawet się nie zająknął. Jeszcze jako kardynał opowiadał się jasno za utrzymaniem celibatu. Już jako papież równie jasno oświadczył: „Przychodzi mi na myśl to zdanie św. Pawła VI: «Wolę oddać życie, niż zmienić prawo celibatu»”. Dodał nawet: „Nie czuję się na siłach stanąć wobec Boga z tą decyzją”. Na jakiej więc podstawie gwinejski purpurat alarmuje, że możliwość wyświęcania żonatych mężczyzn „byłaby katastrofą i zaciemniłaby rozumienie kapłaństwa”? Przecież w tym samym tonie mówi Franciszek. O co więc chodzi? Owszem, nie znamy jeszcze posynodalnej adhortacji Franciszka. Czyżby jednak kard. Sarah spodziewał się, że papież dokona zwrotu i zaprzeczając swoim dotychczasowym słowom, otworzy możliwość wyświęcania żonatych mężczyzn? A jeśli nie?
W naszym niespokojnym świecie autorytet Stolicy Apostolskiej wciąż jest wysoki, a jej głos ma znaczenie dla wszystkich, nie tylko dla wierzących. Sam Kościół powinien gorliwie dbać o to, by był to przekaz spójny, jednoznaczny i klarowny. Niestety, zamieszanie z ostatnich dni na pewno się tej sprawie nie przysłuży.