Logo Przewdonik Katolicki

Oszczędzanie w kryzysie jest jak panika w tłumie

Anna Druś
fot. wise-europa.eu, Reddish/Adobe Stock

Rozmowa z Ignacym Morawskim, ekonomistą i szefem Centrum Analiz  SpotData, o strachu, który blokuje gospodarkę, oszczędzaniu w kryzysie i elastyczności na rynku pracy

Kryzys jest najgorszym momentem na oszczędzanie – takie hasło rzucają coraz częściej ekonomiści. Słyszałam je u minister Emilewicz, przeczytałam też u Pana. „Jeśli ludzie teraz masowo będą chcieli oszczędzać, to gospodarka na tym bardzo straci” – powiedział Pan w programie „Wartości dodane” prowadzonym przez „Puls Biznesu”. Tymczasem intuicja podpowiada nam, by oszczędzać, gdy czujemy, że dochody nam się zmniejszą. Jak wyjaśnić ten paradoks?
– Rzeczywiście jest to paradoks, nazywa się nawet w ekonomii „paradoksem oszczędzania” i jest znany jako zjawisko od dawna. Reagując na niższe dochody, ludzie chcą więcej oszczędzać, tymczasem to powoduje, że gdy robią to na masową skalę, spada popyt, firmy mniej produkują, a co za tym idzie – rośnie bezrobocie. Zatem w czasie kryzysu skokowy wzrost oszczędzania przez ludzi, wynikający z ich strachu przed utratą pracy, jest szkodliwy dla gospodarki. Jednak to nie prowadzi jeszcze do wniosku, że ludzie nie powinni oszczędzać.

Jak to?
– Moim zdaniem wysuwanie wniosków normatywnych z analizy makroekonomicznej, czyli mówienie, co powinniśmy robić, a czego nie, jest wątpliwe. Ludzie powinni robić to, co uważają za słuszne. Natomiast staram się po prostu pokazać, że zachowania zmierzające do podniesienia oszczędności w kryzysie mają duży negatywny wpływ na gospodarkę.

Czyli oszczędzając ze strachu przed własną utratą pracy, można spowodować, że pracy będzie jeszcze mniej?
– Tak, właśnie tak. Jeśli jedna osoba chce się zabezpieczyć finansowo na przyszłość, to jeszcze nic się nie dzieje. Ale jeśli robią to wszyscy naraz – to wszyscy tracą. To jest trochę tak jak z paniką w tłumie: jeśli jedna osoba w tłumie się wystraszy i chce uciec, to może to bezpiecznie zrobić. Ale jeśli wszyscy chcą to zrobić naraz, to może dojść do dużych szkód, a nawet katastrofy. Tak samo tutaj. Zresztą w ekonomii, psychologii czy socjologii to jest od dawna dobrze zidentyfikowane zjawisko: coś, co jest korzystne dla jednostki, nie musi być korzystne dla całego społeczeństwa. Istnieje konflikt między tym, co jednostka uznaje za optymalne, a tym, co jej zachowania przynoszą społeczeństwu.

Wiem, że ekonomiści nie lubią udzielać rad, ale może da się podpowiedzieć jakieś optymalne zachowania osobom, które chcą być odpowiedzialnymi obywatelami i własnym zachowaniem nie pogłębiać kryzysu, który dotyka nas wszystkich? Innymi słowy jak nie ulegać tej „panice w tłumie”?
– Jestem przeciwny udzielaniu takich rad. Tak jak powiedziałem, uważam, że nie można ich udzielać na podstawie analizy makroekonomicznej. Zresztą podczas paniki w tłumie nie ma sensu mówić panikującemu człowiekowi, żeby nie panikował. Bo jeśli nawet przestanie panikować, to ogółowi nic to nie da. To jest właśnie ten paradoks. Nie możemy oczekiwać, że racjonalnie i odpowiedzialnie zachowujący się człowiek będzie w trakcie kryzysu wydawał więcej pieniędzy. Przecież bierze pod uwagę to, co zrobią inni. Jeśli więc weźmie pod uwagę, że inni będą wydawać mniej, czyli że sytuacja gospodarcza będzie gorsza, również on będzie chciał się zabezpieczyć na przyszłość. Nie możemy oczekiwać od ludzi, że będą zachowywać się w sposób, który z ich perspektywy jest nieoptymalny. Od tego jest polityka makroekonomiczna. Tak jak nie można oczekiwać od ludzi, że będą się sami zgłaszać do armii. Od tego, by zapewnić krajowi zdolności obronne, jest rząd, który organizuje albo armię zawodową, albo obowiązkowy pobór. W większości przypadków żadna armia na świecie nie utrzymałaby się tylko i wyłącznie z ochotników. Najczęściej walka jest po prostu obowiązkowa, mimo że można powiedzieć, że walka za własny kraj to zachowanie patriotyczne itd. Nigdy się nie zmusi mężczyzn, żeby masowo i dobrowolnie szli do armii, nawet jeśli będziemy się odwoływać do ich poczucia patriotyzmu. Tak samo jest z oszczędzaniem. Możemy tłumaczyć ludziom, że ich zachowania mają negatywny wpływ na sytuację ogólnospołeczną, ale musimy zrozumieć, że człowiek ma prawo zachowywać się tak, jak z jego perspektywy wydaje się optymalne. Od stabilizacji życia społecznego i gospodarczego jest rząd i bank centralny. Rząd ma za zadanie obudzić popyt, kiedy on spada, właśnie dlatego w trakcie kryzysu znacząco zwiększa się deficyt budżetowy.

Zatem wszystkie te tarcze antykryzysowe, pożyczki dla przedsiębiorców czy bony turystyczne – choć zwiększają deficyt budżetowy – to jest normalne działanie rządu w czasach kryzysu?
– Tak, szczególnie tak silnego kryzysu jak teraz. Bo przecież są różne kryzysy, mniejsze i większe, a tak się nieszczęśliwie złożyło, że ostatnie są dość duże, ten zaś jest naprawdę potężny. Pamiętajmy jednak, że efekt oszczędzania przezornościowego jest tylko jednym z elementów dołujących dziś gospodarkę. Mieliśmy lockdown, czyli zamknięcie aktywności gospodarczej, zmuszanie ludzi do pozostania w domu, ograniczenia w handlu międzynarodowym. Było więc kilka bodźców, które ograniczyły aktywność gospodarczą. Jednak oszczędzanie przezornościowe jako czynnik utrzymujący kryzys będzie trwało prawdopodobnie długo, bo mimo że lockdown minął, handel międzynarodowy wrócił, to ludzie wciąż się boją. I ten strach przed wydawaniem, ta skłonność do większego oszczędzania będą jeszcze długo dołowały gospodarkę. Co w takiej sytuacji może robić rząd i bank centralny? Bank centralny musi obniżyć stopy procentowe albo trzymać je bardzo nisko, żeby zniechęcić ludzi do oszczędzania, a firmy zachęcić do inwestowania, czyli wydawania. Natomiast rząd musi pobudzać popyt, czyli pożyczać pieniądze na rynku i transferować je do ludzi, m.in. po to, by ludzie poczuli się bezpieczniej. Jak poczują, że nie stracą całkiem źródeł dochodów, to będą bardziej skłonni do wydawania.

Czyli dla gospodarki najgorszy jest strach konsumentów?
– Właśnie. Współczesna gospodarka nie może funkcjonować w warunkach strachu. Gdy panuje strach, to tak jakby wsypać piasek do silnika samochodu: po prostu nie może jechać. Dlatego właśnie rządy różnymi sposobami starają się dać ludziom i firmom przekonanie, że ich źródła dochodów są stabilne.

Jakie są szanse, że to się uda, że strach będzie się zmniejszał?
– Moim zdaniem już się w dużej mierze udało, choć na pewno nie w stu procentach. Mimo ogromnego wstrząsu, jaki przeżyła gospodarka – PKB spadał około 10 proc. w drugim kwartale – stopa bezrobocia wzrosła w niewielkim stopniu, z 5,5 do 6,5 proc. Mimo że pewnie jeszcze trochę wzrośnie, to nadal niewiele. Natomiast jest jeszcze dużo do zrobienia, dlatego sądzę, że będą potrzebne kolejne działania antykryzysowe. Nie tyle kolejne tarcze w skali jak do tej pory, ile jakaś forma transferów społecznych albo transferów do firm. Jednak pamiętajmy, że limitem tego, co rząd może zrobić, jest epidemia. Gdyby znów mocno uderzyła, rząd będzie mógł niewiele, by opanować dalszy strach.

Jak spowodowany pandemią kryzys zmienił lub jeszcze zmieni gospodarkę?
– Już widzę, że na pewno zmieniły się paradygmaty. Jeszcze parę lat temu uważano za niedopuszczalne, żeby banki centralne na taką skalę finansowały rządy, mówiono, że to grozi inflacją, destabilizacją. Dziś to się robi i widać, że to raczej stabilizuje sytuację gospodarczą, a nie destabilizuje w warunkach takiego wstrząsu, jaki mamy. Po drugie, ten kryzys podważył optymizm konsumencki widoczny w Polsce od wielu lat. Wiele lat bowiem żyliśmy w Polsce w warunkach spadającego bezrobocia, szybko rosnących dochodów, generalnie poprawy sytuacji gospodarczej – i nagle to się zatrzymało. To dla ludzi duży wstrząs. Powiedzmy jednak, że z tym jakoś można sobie poradzić. Jak epidemia minie albo przynajmniej się złagodzi, to te nastroje będą się stopniowo poprawiać. Natomiast jeśli chodzi o takie bardziej trwałe zmiany, to pewnie kluczową kwestią jest cyfryzacja i przejście wielu aktywności do internetu. Chociażby zakupy: wiele osób dopiero w czasie epidemii zaczęło regularnie kupować w internecie, i pewnie po pandemii już ten zwyczaj zostanie. Ale też przyspieszyła cyfryzacja w firmach, zmieniły się kontakty biznesowe, zaczęto doceniać telepracę. Wyraźnie widać to na giełdzie. Podczas gdy firmy transportowe czy banki dołują, firmy technologiczne czy IT biją rekordy cen akcji. Amerykański indeks technologiczny Nasdaq jest teraz na rekordowym poziomie. Inwestorzy są przekonani, że wchodzimy w nowy, cyfrowy świat, że wszyscy stracą, ale zyskają technologie.

To może być pocieszenie dla tych, którzy się boją, że inaczej funkcjonująca gospodarka pozbawi ich pracy? Bo będą sektory, w których pracy będzie jeszcze więcej niż dzisiaj?
– Niekoniecznie, ponieważ dla ludzi przekwalifikowanie jest bardzo trudne. Jeśli ktoś pracuje powiedzmy w transporcie, to trudno mu będzie nagle zostać informatykiem, albo od kierowcy autobusu trudno wymagać, że w wolnych chwilach będzie się szkolił na menedżera. Właśnie dlatego takie gwałtowne zmiany strukturalne w gospodarce też nie są zbyt dobre. Ludzie nie są w stanie nagle zmienić swoich talentów. Człowiek ma swoje miejsce w społeczeństwie, wkłada wysiłek w swoją pracę i moim zdaniem ma prawo wierzyć, że to, co robi, jest potrzebne i stanowi sens jego życia. Uważam, że rad o potrzebie bycia elastycznym na rynku pracy udzielają tzw. wieczni eksperci z niskim kontaktem z praktyką. A praktyka jest taka, że ludzie zawsze bardzo angażują się w to, co robią, i mają prawo oczekiwać, że to kim, są i co robią, jest potrzebne i będzie potrzebne. Wiara w masowe zmienianie przez ludzi miejsc pracy jest, uważam, bardzo naiwna.

IGNACY MORAWSKI
Analityk, ekonomista, absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Szef Centrum Analiz SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W 2019 r. wyróżniony przez ThinkTank jako jeden z 10 ekonomistów najbardziej słuchanych przez polski biznes

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki