Tegoroczna akcja „Tornister pełen uśmiechów” zbliża się do finału. W diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej ma już swoją tradycję. W bogatszych parafiach Caritas zbiera pieniądze na kupno tornistrów i przyborów. W niektórych zostały wyłożone kosze i tam można zostawiać artykuły szkolne. W zbiórkę zaangażowały się też prywatne firmy.
Skompletowane w ten sposób wyprawki szkolne zostaną przekazane Polakom na Litwie i Ukrainie. Kilkaset tornistrów trafi też do potrzebujących na miejscu, na Pomorzu. Z tego 70 do trzech wsi pod Tychowem. To środkowa część diecezji – tu naprawdę żyje się biednie. Wsie z trudem dźwigają się po upadku pegeerów, brakuje przemysłu, małych firm i gospodarstw indywidualnych, nie ma szans na ściągnięcie turystów. Tak jest pod Tychowem, ale też w okolicach Barwic, Polanowa, Grzmiącej, Kępic.
„Żyją, bo muszą”
– Tu jest inny świat niż w dużych miastach – mówi sołtys Kowalek i radna miasta i gminy Tychowo Iwona Haśkiewicz. – Ludzie z centralnej czy południowej Polski, którzy mijają nasze wsie, jadąc nad morze, nawet nie mają pojęcia, jak tu się żyje.
Kowalki liczą 270 mieszkańców. Dwie czy trzy rodziny prowadzą gospodarstwa. 70 osób dostaje emerytury i renty rolnicze. Niewielu mieszkańców ma stałą pracę.
Przetwórnia ryb, fabryka serów i market Biedronka w 2,5-tysięcznym Tychowie to najbliższe duże zakłady pracy. Tyle że do miasteczka jest 10 kilometrów, a komunikacja autobusowa do Kowalek nie dociera. – W roku szkolnym przyjeżdża autobus po uczniów. Jak są miejsca wolne, to kierowca zabierze dorosłego. Poza tym bez samochodu nie ma kontaktu ze światem.
W Kowalkach mówią z goryczą, że ludzie tu żyją, bo muszą. Teraz jest dużo jagód. W ciągu dnia jedna osoba zbierze nawet 20 litrów. W skupie można zarobić 70–80 złotych. Jesienią będzie można dorobić, zbierając grzyby. Najtrudniej będzie w zimie.
– Jeszcze rok temu była robota w lesie. Ale kiedy zaczął się koronawirus, to też się urwało – opowiada Edyta Mazurkiewicz, jedna z mieszkanek Kowalek.
Bywa, że do wycinki potrzebują robotników na tydzień. A przez następne trzy tygodnie muszą siedzieć w domu i czekać.– Jeśli ktoś nie wyjedzie za pracą za granicę, to w domu bieda aż piszczy – dodaje i wylicza: – Renty socjalnej mam 640 złotych, zasiłku z pomocy społecznej – 400 zł. Mąż czasem znajdzie jakąś dorywczą robotę. Niedługo pojedzie na zbiór malin do Holandii, to się trochę podreperuje budżet.
Pani Edyta ma dorosłe dzieci i syna w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Bartek ma autyzm: miał kłopoty z mówieniem i czytaniem. Ale już nadąża za rówieśnikami, chodzi do normalnej szkoły. Nawet zakończył naukę z nagrodą. – Z Caritasu dostajemy co kilka tygodni żywność, a na gwiazdkę paczkę z odzieżą dla Bartka. I co roku pod koniec wakacji syn dostaje tornister – tłumaczy. – To duża pomoc, bo przecież dużo rzeczy trzeba jeszcze dokupić.
Caritas to najlepsza sprawa
Iwona Haśkiewicz od sześciu lat jest sołtysem Kowalek. Wcześniej prowadziła własną firmę. Dziś, jako animator lokalny, doradza w klubie ekonomii społecznej w Tychowie (klub prowadzi koszaliński Ośrodek Wsparcia Ekonomii Społecznej). Podpowiada, jak założyć stowarzyszenie albo małą firmę – jakie formalności załatwić, jak rozliczyć się z ZUS-u i podatków.
Jest też założycielką dwóch stowarzyszeń. Pierwsze z nich – Nasz Wspólny Cel – zabiega o remont zabytkowego, szachulcowego kościoła w Kowalkach. Drugie – Stowarzyszenie Rozwoju Razem – organizuje imprezy i wycieczki dla dzieci, prowadzi klub seniora i zabiega o pomoc dla najbiedniejszych. – Kilka lat temu udało nam się nawiązać współpracę z diecezjalnym Caritasem. To najlepsza rzecz, jaka nas tu spotkała – przyznaje pani sołtys.
Iwona Haśkiewicz koordynuje w gminie Tychowo program żywnościowy Caritasu. Ustala liczbę najbardziej potrzebujących. I dostarcza produkty dla tysiąca osób. Mleko, mąkę, makaron, sery, konserwy, powidła – 24 tony żywności co dwa tygodnie. – Przed pandemią wydawałam to w świetlicy wiejskiej. Ostatnio przygotowywałam paczki u siebie na podwórku, pomagali mi wolontariusze. I sama rozwoziłam żywność do ludzi – tłumaczy, dodając, że dobrze zna sytuację mieszkańców.
Wiele rodzin żyje za tysiąc złotych miesięcznie. Bywają trudne sytuacje: jest alkohol, awantury rodzinne i długi w firmach pożyczkowych. Dzieci cierpią najbardziej.
Buty dla dziecka
Co roku są paczki przygotowywane w ramach akcji „Pusta Choinka”. Późną jesienią Caritas w Koszalinie organizuje koncert i kiermasz, podczas którego są zbierane datki na paczki dla ubogich dzieci z diecezji. Można też kupić wybranemu dziecku niezbędną ciepłą odzież i obuwie. Tak przygotowane podarki na początku grudnia trafiają do potrzebujących. – W zeszłym roku udało nam się obdarować 37 dzieci z Kowalek. Słodycze i inne drobiazgi dokupiliśmy z pieniędzy stowarzyszenia – dodaje pani sołtys.
We wsi działa też program usług opiekuńczych „Dobre wsparcie”. Mieszkańcy za wynagrodzeniem z Caritasu pomagają swoim starszym i schorowanym sąsiadom w domowych porządkach, zakupach i przygotowaniu posiłków. Do niedawna korzystało z tego siedem osób.
Tornister prawie dla każdego
A finał akcji „Tornister pełen uśmiechów” już wkrótce. Pod Tychowem akcja obejmuje trzy wsie: oprócz Kowalek także Czarnkowo i Warnino. Caritas dostarczy 70 tornistrów z wyposażeniem. Nie dostaną ich dzieci z dwóch, może trzech rodzin. – Dobrze się im powodzi. Pewnie by nawet ich nie nosiły – ocenia sołtys Kowalek, która koordynuje i tę akcję.
Ale w niektórych rodzinach troje czy czworo dzieci chodzi do szkoły. I tam z reguły wszystkie odbiorą tornistry. Będą też przybory. – Piszę listy i mejle do firm, które produkują przybory szkolne: kredki, flamastry, linijki. Udaje się więc coś dorzucić do tej wyprawki – tłumaczy.
Jej syn zwykle też dostawał tornister. Kacper zdał do piątej klasy. Ma średnią 5,64. Uwielbia zwierzęta, zbiera albumy i figurki zwierząt. Na przydomowym podwórku dokarmia 14 kotów. – Czy pan wie, co to jest fanaloka madagaskarska? – dopytuje.
Rodacy na Wschodzie też potrzebują pomocy
Ksiądz Tomasz Roda, dyrektor Caritas Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej, cieszy się, że można wesprzeć takich młodych, nierzadko uzdolnionych ludzi, którzy żyją w trudnych warunkach. To dotyczy zresztą nie tylko uczniów z ubogich wiejskich terenów, ale także tych, którzy wychowują się w miejskim, trudnym środowisku (rodziny niepełne, obciążone nałogami).
Z myślą o dzieciach jest też organizowana wspomniana już akcja „Pusta Choinka”. A do tych najbardziej uzdolnionych skierowany jest program „Skrzydła” (stypendia fundowane przez firmy i osoby prywatne). – Czasem, gdy odprawiam Mszę św., przy ołtarzu stoją ministranci korzystający z tego programu. Chwalą się potem, że przygotowują się do matury, że myślą o studiach. Wie pan, jak jestem wtedy szczęśliwy! – dodaje ks T. Roda.
Ksiądz przyznaje przy tym: od kilku lat zapotrzebowanie na podstawową pomoc nie rośnie. Bo rządowe programy wyprawki dla uczniów i 500+ poprawiły – na poziomie elementarnym – sytuację najbiedniejszych rodzin. – One mogą teraz kupić sobie nieco lepszą odzież i buty. Mogą pozwolić sobie także na lepszą żywność. To powinno nas cieszyć. Ci ludzie mają do tego prawo – dodaje.
Potrzeby są innego rodzaju. Dzięki pomocy sponsorów Caritas Polska kupiła laptopy. Zostaną przekazane uczniom, którzy nie mają żądnego sprzętu. – Dostaliśmy dziesięć takich laptopów, z własnych pieniędzy kupiliśmy kolejnych dziesięć – trafią do najbardziej potrzebujących.
Tymczasem Caritas Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej w ramach akcji „Tornister pełen uśmiechów” przygotowuje też tornistry z przyborami dla polskich uczniów ze Wschodu. Trafią do polskiej szkoły w Wesołówce pod Wilnem i do Polaków z okolic Lwowa i Żytomierza na Ukrainie (w dystrybucji darów pomaga pracująca na Ukrainie siostra pallotynka). – W ubiegłym roku byłem z darami na Litwie. Kiedy zobaczyłem, jak tam się żyje, uznałem, że trzeba pomóc – opowiada. – Potrzeby Polaków na Ukrainie to też studnia bez dna.