Logo Przewdonik Katolicki

Męczennik z alpejskiej wioski

Szymon Bojdo
fot. Materiały prasowe

Długi i bardzo poetycki film Terrence’a Malicka Ukryte życie zdobył już kilka nagród na międzynarodowych festiwalach filmowych oraz sporo nominacji. Obrazy tego reżysera mają grupę wiernych fanów – tym razem podjął on temat zaskakujący: opowiedział historię austriackiego rolnika z czasów II wojny światowej, który samotnie sprzeciwił się hitleryzmowi.

Pierwsze minuty filmu upływają na ciągłych zachwytach, obserwowaniu zapierających dech w piersiach obrazów Alp. Ci, którzy nigdy nie byli w wysokich górach, i tak będą zachwyceni, ale jeśli ktoś choć raz zobaczył surowe alpejskie szczyty, potężne i majestatyczne i widział zieleń górskiej trawy i piękno położonych jakby na krańcu świata wiosek, obudzi się w nim specyficzny rodzaj tęsknoty. Możemy podglądnąć mieszkańców Radegund, żyjących w swego rodzaju ziemskim raju, pełnym harmonii i porządku. Bliskość natury spotęgowana jest faktem, że wszystkie prace wykonują oni własnymi rękami, są sobie nawzajem potrzebni, by skosić trawę, dokończyć żniwa, wypasać zwierzęta. Wolny czas spędzają także wspólnie, w karczmie przy kuflu piwa i radosnych tańcach. Życie wyznacza rytm kolejnych pór roku. Główny bohater wspomina, jak poznaje swoją żonę na jednym z festynów, potem już ze swymi ślicznymi córkami, szwagierką i coraz starszą matką wiodą życie wśród gór. Pewnej wiosny tę idyllę przerywa zgrzyt pijackiej mowy sołtysa otumanionego nową ideologią. W tej ukrytej dla świata wiosce zaczyna on prawić farmazony o obcych, którzy zaleją ich ulice i zniszczą ich kraj, a przed którymi sąsiednie Niemcy uratował wielki człowiek – Adolf Hitler. Za chwilę okaże się, że jedynymi obcymi, którzy przybyli do Radegund, są SS-mani, w istocie niszczący ludzi ideologią zła.

Przerwana idylla
Po przyłączeniu Austrii do III Rzeszy także obywatele tego kraju musieli odbywać obowiązkową służbę wojskową w Wehrmachcie. Było to przyuczenie wojskowe, szkolenie, jak korzystać z karabinu i bagnetu, ćwiczenia w lesie i koszarach. Wziął w nich udział także Franz Jägerstätter (w jego roli August Diehl), rolnik i kościelny z Radegund. Dręczyła go rozłąka z rodziną, ale podczas pobytu w koszarach na zamku w Enns jeszcze jedna sprawa nie dawała mu spokoju. Oto oficerowie polityczni z ogromną pasją przedstawiali posunięcia nazistowskich wojsk na froncie i kolejne zdobycze dla Hitlera. W większości wzbudziły one wielki entuzjazm, krzyk triumfu, jednak Franz w obrazach filmu propagandowego dostrzegł niewinnych ludzi, wypędzanych z domów, poniżanych przez niemieckich żołnierzy. Z tą narastającą wątpliwością wrócił w rodzinne strony, gdzie wcześniejsza idylla zaczęła przeradzać się w coraz silniejszy terror. Nazistowscy propagandziści wraz z sołtysem zyskiwali coraz więcej zwolenników, z kolei Franz wraz z rodziną starał się izolować od nowych idei. Dalej sprzątał kościół, uprawiał swoją rolę, bawił się z córkami i kiedy trzeba było, bił w kościelny dzwon. Ten wewnętrzny bunt mógł prowadzić tylko do czasu, kiedy nie złożył się na fundusz wojenny i wszyscy zaczęli interesować się, dlaczego nie popiera nowej władzy. Czy w porządku jest, że nie chce wesprzeć żołnierzy, którzy walczą także o jego bezpieczeństwo? Nie mieściło się to w głowie coraz bardziej zmilitaryzowanego społeczeństwa, w którym strach przed wyimaginowanym wrogiem przybierał monstrualne rozmiary. Nie mieściło się w głowie, że od tej władzy Jägerstätterowie nie chcieli przyjąć ani jednej marki nowej zapomogi dla rodzin. Jeśli nie myślisz o sobie, myśl o naszej wiosce, o naszych rodzinach – mówili nowi przyjaciele Hioba; od kiedy jesteś z tą kobietą, zupełnie się zmieniłeś – stwierdza matka;  musisz mu przemówić do rozumu – przekonuje siostra żony Franza. Małżeństwo wymienia jednak ze sobą szepty porozumienia, niczym Oblubienica i Oblubieniec z Pieśni nad Pieśniami, i całą sprawę powierzają Bogu. Nie są to wzniosłe deklaracje, Franz i Franziska nie wychodzą na rynek, by zamanifestować swoją wiarę i niezłomność. Są to właśnie szepty, długie spojrzenia, uściski, z których płynie siła małżeńskiego wsparcia. „Głębia przyzywa głębię”, huk pobliskiego wodospadu ilustruje ten niezwykły dialog. Choć nie chroni on całkowicie od lęku, każdy przejazd listonosza na rowerze to obawa, że po raz kolejny Franz dostanie wezwanie do wojska.

Fundamentalne pytania
Wątpliwości będzie próbował wyjaśnić z duchownymi – swoim proboszczem, który nie potrafi odpowiedzieć na pytania Franza, nie dlatego że brakuje mu wiedzy. Według ówczesnej polityki Kościoła w Austrii trzeba było podporządkować się nowym władzom, Franz swojego plebana wytrąca z tego myślenia fundamentalnymi pytaniami o godność i wolność człowieka. Skąd w prostym człowieku taki filozoficzny namysł? Symbolicznie przedstawia go scena rozmowy z artystą – konserwatorem kościoła w Radegund. Franz uważnie słucha jego wywodu o malowaniu scen z Ewangelii i postaci proroków czy oblicza Chrystusa. Mają one przenosić naszą myśl wyżej, ale i tak zatrzymują się na pewnym poziomie, bo ludzie nie chcą w pełni przyjmować prawdy. „Wychowujemy wyznawców, a nie naśladowców” – mówi malarz. Od tego momentu obraz Chrystusa, niezrozumianego i cierpiącego będzie odmalowywał w swoim życiu Franz. Uda się nawet do biskupa, który pouczy go o posłuszeństwu władzy, choć sam ze strachem powie, że dzwony kościołów przerabiane są na pociski.

Męka Franza
Kolejna stacja Golgoty Jägerstättera rozpoczyna się z przyniesionym przez listonosza wezwaniem. Choć teraz bohater wie, że czeka go największa próba, nie salwuje się ucieczką. Tym razem jednak na koniec szkolenia będzie musiał przystąpić do przysięgi na wierność Hitlerowi. Jako jedyny tego nie robi, jego ręka niewzruszenie pozostaje w dole, a usta milczą. Trafia do więzienia, a władza wciąż próbuje go przekonać, że jego opór nie ma sensu, że może powiedzieć słowa, a myśleć, co chce. To go jednak nie interesuje, ze stoickim spokojem odmawia kolejnych prób kompromisu. I choć funkcjonariusze przekonują go, że jego opór nie ma sensu, że nikt się o nim nie dowie, to pilnie go strzegą, a potem przenoszą do więzienia w Berlinie. Kolejne tortury, a w końcu proces, podczas którego niezłomną postawą zwraca uwagę przewodniczącego składu sędziowskiego (co ciekawe, granego przez Bruno Ganza, znanego z roli Hitlera z filmu Upadek). Ten niczym Piłat zabiera podsądnego do swojego gabinetu i jak prokurator Judei próbuje przekonać go, że prawda jest czymś relatywnym. Po czym i tak będzie musiał wydać wyrok skazujący na śmierć – przez ścięcie. Od tego momentu męka Franza będzie pokazywana coraz bardziej symbolicznie, szpicel – figura diabła będzie przekonywał go, żeby zaparł się swoich przekonań, zobaczymy mrok samotności i trwogę przed śmiercią. Zobaczymy też zmagania żony – miłość, która go szuka i gdy znajduje, na ostatnim spotkaniu oddaje większej Miłości. W ostatniej drodze pociesza jeszcze współskazańców, z ostatnim z nich wymienia pocałunek pokoju i do swoich katów idzie z modlitwą „Ojcze nasz..” na ustach.

Wierność aż do końca
Bohater filmu Malicka przekonuje, że „lepiej jest doznawać niesprawiedliwości, niż ją zadawać”, i jest to ogromne przesłanie tego filmu. Co prawda nie mamy do czynienia z tak szalejącym złem, jak jawny pochód nazistów w latach 30, i 40., ale tym bardziej wydaje się trudne trwać przy dobru. Nie ma się co łudzić – Austriacy, choć widzieli ewidentne zło, nie zdali egzaminu (widać to w archiwalnych ujęciach w filmie, gdy wiwatują na cześć przyjeżdżającego do Wiednia Hitlera), jestem ciekaw, jak odbiorą ten obraz. Pamiętamy, że sztukę Thomasa Bernharda Heldenplaz, która wytykała im winę za nazistowskie zbrodnie, odsądzili od czci i wiary, znacznie utrudniając jej wystawienie w teatrze. A chciał on wtedy powiedzieć jasno, że „milczenie naszego narodu o tych tysiącach, dziesiątkach tysięcy zbrodni jest z tych wszystkich zbrodni zbrodnią największą”. Ciche przyzwolenie na zło jest złem. Także w naszych czasach, kiedy mroczne widmo ksenofobii, nacjonalizmu, agresji w przestrzeni publicznej coraz częściej dochodzi do głosu. O samym Franzu Jägerstätterze, wyniesionym przez Benedykta XVI na ołtarze w 2007 r., można by napisać jeszcze wiele. Jego życie było pełne, przede wszystkim dlatego, że postawił na Prawdę, dokonał wyboru, za którym poszedł aż do końca. Może to zabrzmi nieco patetycznie, ale każdy z nas staje przed takimi wyborami. Ja sam oglądając Ukryte życie, zastanawiałem się, ile niesprawiedliwych kompromisów lub jawnie złych decyzji podjąłem. Wciąż potrzeba naszego bohaterstwa, ukrytego w codziennym życiu.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki