Dyskusja” wokół konwencji stambulskiej potwierdziła dobitnie, że nie jesteśmy już w stanie rozmawiać ze sobą na argumenty. Rządowa zapowiedź wypowiedzenia tej umowy wywołała uliczne protesty, których uczestniczki apelowały z wdziękiem: „Przestańcie nas wkur...”, zapowiadając władzom, że następnym razem nie będą już takie miłe. Jedna z liderek zdemaskowała też zamiary „fundamentalistów i funkcjonariuszy PiS-u”: „celem jest legalizacja przemocy domowej na wzór kremlowski”.
Protestujące kobiety uwierzyły, że rząd popiera przemoc wobec kobiet, a wypowiedzenie konwencji oznaczać ma legalizację ich ciemiężenia. Uwierzyły swoim liderkom, ale czy te naprawdę wierzą własnym hasłom? Czyżby nie wiedziały – a przyznają to eksperci dalecy od PiS czy równie znienawidzonego przez feministki Ordo Iuris – że polskie prawo kryminalizuje przemoc fizyczną i seksualną wobec kobiet? Czy naprawdę nie wiedzą, że polski Kodeks karny już dawno zawiera to, co konwencja dopiero postuluje, a więc ściganie z urzędu gwałtu oraz seksualnego wykorzystania stanu bezradności lub niepoczytalności pokrzywdzonego? Wolałbym zakładać, że nie wiedzą, choć trudna to wiara.
Tak, także polskie kobiety doświadczają przemocy, dramatyczne fakty mówią same za siebie. Ale rozwiązaniem jest skuteczniejsze egzekwowanie obecnego prawa RP, a nie przyjmowanie konwencji, która nie przynosi tu żadnych istotnych rozwiązań prawnych. Wnosi natomiast – i tu tkwi istota sprawy – postulaty o charakterze ideologicznym, w oczywisty sposób narzucając nowe rozumienie płci, a w konsekwencji także małżeństwa i rodziny. Powiem jasno: „Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej” tylko częściowo dotyczy tego, co zapowiada jej tytuł.
Użycie w konwencji takich sformułowań jak „płeć społeczno-kulturowa” (kilkakrotnie) czy zalecenie „promowania zmian wzorców społecznych i kulturowych w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji” opartych na „stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn” musi niepokoić. Dowodzi bowiem, że nie o przemoc głównie tu chodzi, lecz o wielki projekt kulturowej przebudowy, dokonywanej pod nadzorem inżynierów społecznych nowej generacji. W świetle konwencji słowa „ojciec”, „matka”, „płeć”, „małżeństwo” czy „rodzina” nie tylko tracą tu odwiecznie oczywisty charakter, ale stają się wręcz podejrzane. Dlatego sprzyjając wszelkim autentycznym działaniom antyprzemocowym, trzeba zastopować okołoprzemocową ideologię.
W Polsce powinna zawiązać się nieformalna, ponadpartyjna koalicja, która wypunktowałaby ideologiczną zawartość konwencji i pokazała, o co tak naprawdę powinien toczyć się spór. W taką obronę oczywistych prawd o człowieku – w imię szacunku dla nauki i zdrowego rozsądku – powinni zaangażować się specjaliści różnych dziedzin: antropologii, medycyny, biologii, psychologii, prawa. Proszę więc: zabierzcie głos! Bo tu nie chodzi o prawdy „ustanowione” przez Kościół, PiS czy Ordo Iuris, lecz o prawa natury, przy których majsterkują ideologiczni uzurpatorzy.