Logo Przewdonik Katolicki

Ten kryzys odkrywa nowe możliwości

ks. Artur Stopka
Spotkanie rekolekcyjne młodzieży na Stadionie Narodowym, Warszawa 2018, r. fot. Fot. Piotr Molecki/East News

Brak księży staje się w Polsce rzeczywistym problemem. Bardzo prawdopodobne, że będzie się nasilał. Czy jesteśmy na to przygotowani?

Jeszcze dziesięć lat temu mogło się wydawać, że nas, w Polsce, ten problem nie dotyczy. Co prawda liczby trochę zmalały, ale nadal były imponujące w skali Europy, a może nawet świata. Zmiana (przez niektórych nazywana załamaniem) przyszła dość nagle. I to w sposób drastyczny. Czy można było dziesięć, dwadzieścia lat temu spodziewać się, że w polskim seminarium duchownym w tradycyjnym terminie nie będzie ani jednego kandydata na pierwszy rok? A jednak to się zdarza od kilku lat.

Jak w Europie 
„Możliwe, że za kilka lat na Warmii zabraknie księży” – alarmowała w ubiegłym roku „Gazeta Olsztyńska”, informując, że do połowy sierpnia do Wyższego Seminarium Duchownego Hosianum w stolicy regionu nie zgłosił się żaden kandydat na kapłana. To nie jedyny tego typu hiobowy głos w Polsce. 
W lutym br. Katolicka Agencja Informacyjna donosiła, że co czwarte święcenia księdza diecezjalnego w Europie mają miejsce w Polsce. Równocześnie jednak zwróciła uwagę, że od 2000 r. w naszym kraju, podobnie jak na całym Starym Kontynencie, liczba święceń księży diecezjalnych spada i w ostatnich latach nie przekracza 350. Jeszcze w 2013 r. święcenia kapłańskie otrzymało 401 diakonów. W 2017 przybyło już tylko 323 księży diecezjalnych. W niektórych diecezjach w ostatniej dekadzie liczba neoprezbiterów spadła stosunkowo niewiele. Są jednak takie, w których w ciągu ostatnich dziesięciu lat nastąpiło znaczące (powyżej 50 proc.) zmniejszenie grona nowych kapłanów. Zdarza się, że w diecezjach, w których jeszcze niedawno święcenia otrzymywało kilkudziesięciu absolwentów seminarium, w ostatnich latach przyjmuje je zaledwie kilku. W niejednej diecezji w Polsce obecnie w ciągu roku umiera więcej księży niż jest święconych.
Sytuację pogarsza wzrastająca od ponad dekady w całym Kościele katolickim, także w naszym kraju, liczba księży odchodzących z kapłaństwa. Tylko w roku 2017 w Polsce odeszło 73 księży diecezjalnych.

Czasowy import
Jeśli wspomniany wyżej trend się utrzyma (a nie brak sygnałów mówiących, że to całkiem realna perspektywa), w stosunkowo krótkim czasie czeka nas drastyczne zmniejszenie grona duchownych katolickich. Pojawia się wobec tego zagadnienie działań, które jako Kościół (zarówno w rozumieniu wspólnotowym, jak i instytucjonalnym) będziemy musieli podjąć, by jakoś zaradzić wynikającym stąd problemom. Co trzeba będzie zrobić?
Dwa lata temu „Deutsche Welle” opublikowała materiał poświęcony niedoborom księży, które trapią niemieckie diecezje. Opisano w nim kilka różnych prób radzenia sobie z tym kłopotem. W tytule tekstu znalazło się słowo „import”. Nie bez powodu. To księża z innych krajów częściowo pomagają Kościołowi w Niemczech w rozwiązaniu problemów kadrowych. Pochodzą głównie (ponad połowa) z Indii i Polski. Dużą grupę stanowią też Nigeryjczycy i Kongijczycy. Według danych tamtejszego episkopatu w 2017 r. w Niemczech pracowało 2403 księży z zagranicy. Nie znaczy to, że zostają na stałe. Większość z nich najpóźniej po dziesięciu latach wraca do rodzinnego kraju. 

Nie tylko język
„Deutsche Welle” zwróciła uwagę, że ich pobyt nie jest pozbawiony komplikacji. Problem stanowi m.in. niewystarczająca znajomość języka, inne zwyczaje, różnice w mentalności. Kłopotem dla „importowanych” księży okazują się na przykład silny w Niemczech ekumenizm i struktury we wspólnotach wyznaniowych. Dlatego przykładowo w archidiecezji kolońskiej wszyscy zagraniczni księża, którzy zostają na dłużej, muszą nie tylko zdobyć certyfikat z języka, ale i przejść trzyletnie kształcenie. DW wyjaśniała, że w jego ramach kandydatom zostają przekazane obowiązujące w Niemczech „wyobrażenia i wartości”. Oprócz tego realizują oni dwa projekty katechetyczne, a na końcu przechodzą test predyspozycji zawodowych.
Gdyby Kościół w Polsce próbował się ratować zapraszaniem księży z innych krajów i kontynentów, z pewnością nie uniknąłby różnego rodzaju problemów. Inna sprawa, czy znalazłoby się na świecie wielu chętnych, aby być duszpasterzami w naszym kraju.

Nowy ład
W cytowanym już materiale niemieckiego nadawcy wymieniono również inne działania zaradcze. Wśród nich m.in. łączenie parafii. Tego typu plany już pojawiają się w Polsce. Pod koniec tegorocznego maja biskup opolski Andrzej Czaja w odezwie w związku ze święceniami kapłańskimi napisał wprost, że w najbliższych latach, podobnie jak to już w kilku miejscach się dokonało, jest zmuszony połączyć ze sobą mniejsze (ok. 700–800 wiernych) parafie. Stwierdził, że w jego diecezji wyczerpała się już stosowana od lat powszechnie w Polsce metoda polegająca na zmniejszaniu liczby duszpasterzy w parafiach. Prosił o zrozumienie dla swoich decyzji, wskazując, że brak kapłanów „wymusza nowy ład”.
Dotyczy on nie tylko struktur administracyjnych Kościoła. Jest oczywiste, że zmiany dotykają ludzi – świeckich i kapłanów. Na całym świecie Kościoły lokalne dotknięte niedoborem księży intensyfikują aktywność i zaangażowanie w funkcjonowanie parafii i wspólnot osób bez święceń. To one, niejednokrotnie obdarzone misją przez biskupa, podejmują odpowiedzialność za codzienne życie katolickiej wspólnoty. O ile w krajach misyjnych, w których zbyt mała liczba kapłanów jest częścią kościelnej rzeczywistości „od zawsze”, takie rozwiązania wydają się oczywiste, o tyle tam, gdzie dotąd był dostatek duchownych, łączyć się mogą z dużym szokiem, niezrozumieniem i oporem. Jak to wygląda, mogliśmy się przekonać na przykład przy okazji wprowadzania w poszczególnych diecezjach posługi nadzwyczajnych szafarzy Komunii św.

Duchowi pasterze
Czy Kościół w Polsce jest gotowy na przyjęcie nowych rozwiązań i życie według nich? Zwykle zadaje się to pytanie z myślą o świeckich. Jednak w nie mniejszym, a być może w znacznie większym stopniu, odnosi się ono do duchownych. Doświadczenia związane z pandemią dają tutaj wiele do myślenia. W najtrudniejszym okresie obostrzeń i ograniczeń w wielu konkretnych miejscach i sytuacjach okazywało się, że świeccy jakoś sobie radzą bez kapłanów, natomiast księża miewali poważne kłopoty z odnalezieniem się w zmienionych warunkach.
Nie jest tajemnicą, że dotychczasowy styl funkcjonowania Kościoła w Polsce w dużym stopniu ma miejsce „wokół księdza”. Do takiego sposobu funkcjonowania formowani są w znacznej mierze duchowni w naszej ojczyźnie. Biorąc pod uwagę ich malejącą liczbę, niezbędne będą (a raczej już są) istotne zmiany w podejściu do zadań kapłanów. Z „organizatorów życia religijnego” muszą się oni przekształcić w faktycznych duchowych pasterzy. Takich, którzy nie prowadzą zdyscyplinowanych szeregów wiernych do kościoła, ale pomagają innym podejmować działania samodzielne i odpowiedzialne za wspólnoty w parafiach.
W czerwcu ubiegłego roku podczas 69. Tygodnia Duszpasterskiego organizowanego w Torreglia we Włoszech podjęto kwestię parafii bez księży. W temacie spotkania znalazło się sformułowanie: „Od kryzysu powołań do odnowionej misyjności świeckich”. Wygląda na to, że jesteśmy w Polsce na początku tej drogi.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki