Logo Przewdonik Katolicki

Brońmy Częstochowy

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Pokusa łączenia polityki i religii nie jest nowa, ale jest ona najbardziej niebezpieczna dla Kościoła, który w tej relacji zostaje wykorzystany.

Kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami. Celem polityków jest osiągnięcie jak najlepszych wyników wyborczych, dlatego też używają wszystkich znanych metod po to, by zmobilizować swoich wyborców. Bez względu na to, czy to politycy prawicy czy lewicy, czy są bliscy czy dalecy Kościołowi, jak przychodzi co do czego, nie  wahają się posługiwać metodami wątpliwymi moralnie. Półprawdy, ćwierćprawdy, a nawet zwykłe kłamstwa to w kampanii codzienność. Pojawia się wzbudzanie niechęci do swoich przeciwników, do poszczególnych grup społecznych czy politycznych. Do tego trzeba dodać również próby wykorzystywania Kościoła przez polityków. Gdy tylko rząd odmroził gospodarkę i odmrożono również pielgrzymki, pojawił się problem obecności polityków na takich wydarzeniach.
Kilka dni temu na finiszu kampanii wyborczej podczas jednej z pielgrzymek na Jasną Górę z ambony przemawiała jedna ważna polska polityk. Duża część komentatorów była oburzona – i słusznie! – tym faktem. Byłem jednak zbudowany widząc, jak szybko na to zareagował rzecznik prasowy Konferencji Episkopatu Polski ks. Paweł Rytel-Andrianik, który natychmiast opublikował komunikat przypominający, że ambona może służyć wyłącznie do przekazywania słowa Bożego. „Świątynie nie są miejscami do uprawiania polityki, ale – jak podkreślał Jezus Chrystus – są domami modlitwy”. Zaznaczył też, że jeśli w jakimś kościele lub budynku kościelnym pojawi się przykład agitacji politycznej, „należy uznać to za naganne i niezgodne z misją Kościoła, którą jest głoszenie Ewangelii każdemu człowiekowi, niezależnie od poglądów politycznych”. Kilka dni wcześniej w osobnym komunikacie rzecznik KEP przypomniał, że „Kościół katolicki nie angażuje się w kampanię wyborczą, nie udziela też poparcia żadnemu z kandydatów na urząd Prezydenta RP, gdyż nie jest to jego rolą”.
Uważam, że to rozsądne zachowanie ze strony polskiego Episkopatu, by się od takich prób upolitycznienia Kościoła odcinać. Że postanowił bronić Jasnej Góry przed politykami. Pokusa łączenia polityki i religii nie jest nowa, ale – jak często podkreślali kościelni myśliciele i kolejni papieże – jest ona najbardziej niebezpieczna dla Kościoła, który w tej relacji zostaje wykorzystany.
Niestety jednak – i tu drugie ryzyko – niektórzy ludzie Kościoła sami chętnie w relacje z politykami wchodzą. Oczywiście w spotkaniach, udziale polityków w nabożeństwach nie ma nic złego. Źle się jednak dzieje, gdy wypowiedzi niektórych osób Kościoła pośrednio lub bezpośrednio wskazują na jakichś polityków jako godnych głosu. Związana z tym jest też poruszana tematyka. Jeśli jakiś duchowny tematem kazania w środku kampanii wyborczej czyni rozważania nad ideologią LGBT, to chcąc nie chcąc włącza się w działania polityczne. Gdyby teraz przez Polskę przechodziły liczne parady, gdyby większość parlamentarna chciała zmienić prawo rodzinne – owszem byłby powód. Ale w tej chwili cała dyskusja o LGBT jest wykreowana wyłącznie na potrzeby kampanii wyborczej. I nie idzie tu o żadną cenzurę – nie chciałbym, by powstawały listy tematów zakazanych, o których księża nie mają mówić. Nie. Chodzi tylko o to, by nie włączać się w agitację, wprawdzie nie wymieniając nazwy partii, ale podejmując wykreowane na potrzeby kampanii tematy. Bo ostatecznie politykom chodzi o zdobycie władzy. Wartości są tu wyłącznie narzędziem. Inaczej jest dla Kościoła, dla którego wartości są centrum nauczania moralnego.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki