Bouar to około 40-tysięczne miasto położone na zachodnich krańcach republiki, znane z uprawy orzeszków ziemnych. Na tym kończy się wiedza z Wikipedii. Przeciętny Kowalski wzruszyłby zapewne ramionami – bo dla niektórych krańce świata zaczynają się już po przejściu na drugą stronę ulicy. Ile jest miejsc, których w życiu nie poznamy, co więcej – nawet o nich nie usłyszymy… Dlaczego Bouar jest ważne? Od 2018 r. biskupem diecezjalnym jest tam ks. Mirosław Gucwa, rodowity Polak z Pisarzowej, który pracuje na misjach w Afryce od 1992 r. Z kolei od 2013 r. do grona misjonarzy dołączył br. Benedykt Pączka, lub – jak mówią wszyscy – brat Benek, kapucyn i muzyk w jednym.
Zapomnieć o sobie
– Muzyka przyszła wcześniej niż powołanie – wspomina. Po brawurowym odśpiewaniu kolędy został wciągnięty przez proboszcza na listę ministrantów. Tak zaczęło się dojrzewanie do służby drugiemu. Równolegle pojawiły się akordeon, gitara klasyczna, trąbka oraz organy. – To są instrumenty, na których potrafię „coś tam” zagrać. Bóg i muzyka jakoś idą ze sobą w parze, bo też od zawsze chciałem służyć innym. Kiedy w 1996 r. wstąpiłem do nowicjatu Braci Mniejszych Kapucynów i spotkałem kilku misjonarzy – już wówczas zachwyciłem się tą formą realizacji powołania. Wyjechać na misje – oddać życie za tych najuboższych… Jednego dnia nie żałuję, że tutaj jestem. Problem jest taki, że nie wiem, czy starczy mi czasu na realizację wszystkich projektów – podkreśla brat Benek.
Misjonarze często mówią, że na misjach zdobywają liczne specjalizacje – kierowcy terenowego, handlowca, kierownika budowy, pielęgniarza… Każde dzieło wymaga innej „specjalizacji”. – Ważne, aby być otwartym na to, co przynosi rzeczywistość. Kiedy przyjechałem do Afryki w 2013 r., byłem szefem stolarni oraz budowniczym kaplicy. Później dyrektorem Radia Diecezjalnego Siriri, a teraz – dyrektorem African Music School i szefem naszej kaplicy w Wyższym Seminarium Duchownym. Tam, gdzie stawia nas Bóg, musimy od siebie wymagać. Kiedy trzeba odprawiać Msze – jestem, ale kiedy trzeba stać przy betoniarce – też jestem. I to jest piękne.
Przekraczanie granic – nie tylko tych geograficznych – zmienia człowieka. Afryka potrafi być hojna, ale też niezwykle wymagająca. – Tutaj nauczyłem się cierpliwości. Czekania. I tego, że nie zawsze wszystko musisz mieć na czas – jak nie dzisiaj, to jutro albo za tydzień. Dla Europejczyków żyjących z zegarkiem w ręku to trudne. Nauczyłem się też, że jeżeli mam dzisiaj chleb oraz czekoladę, to mogę już za to dziękować Bogu. Bo tak u nas wyglądają śniadania: codziennie czekolada i kawa. Jemy i ruszamy do pracy – mówi brat Benedykt.
Siła muzyki
Nie ma jednej Afryki. Kontynent jest bardzo zróżnicowany. Jak na tle tej wielobarwnej mozaiki wygląda Republika Środkowoafrykańska? – To przede wszystkim jeden język plemienny, który nazywa się sango i pochodzi z wielkiej rodziny nigero-kongijskiej. To również przewaga religii chrześcijańskiej – czyli efekt wielkiej pracy wykonanej przez misjonarzy przez ponad sto lat ewangelizacji. Oczywiście, brakuje wielu rzeczy. Na przykład jeżeli chcesz kupić żółty ser, musisz pojechać do stolicy kraju – Bangi, a to 450 km w jedną stronę. Często dzieci nie są posyłane do szkół – pracują lub, co gorsza, są wcielane do zbrojnych ugrupowań – mówi brat Benek. Stąd jedna z wielu akcji – realizowanych w ramach projektu AMS: „Instrumenty zamiast broni”. – Pragniemy pokazać naszym uczniom, że mogą wziąć gitarę zamiast karabinu, że mogą iść do studia nagrań zamiast na pole walki! Mogą się uczyć i rozwijać swoje pasje. Bardzo często dzieci były wcielane do wojska, bo żyły też w takim przeświadczeniu, że muszą iść walczyć, że to dla nich jedyna szansa na wyrwanie się z biedy, na możliwość zarobienia dobrych pieniędzy, na „normalne” życie. Chcemy im pokazać, że nie musi tak być! Że dzięki ciężkiej pracy, poświęceniu, nauce mogą osiągnąć jeszcze więcej – i to w bezpieczny sposób! Pragniemy dać im narzędzia do tego, aby mogli kiedyś godnie żyć.
W Republice Środkowoafrykańskiej każde dziecko – teoretycznie – może pójść do szkoły. Obowiązuje francuski system edukacji. Część szkół należy do państwa, a w większych miastach funkcjonują szkoły prywatne. Najwięcej do powiedzenia ma, oczywiście, pieniądz. – Tam, gdzie brakuje pieniędzy, brakuje też nauczycieli. To po pierwsze. Po drugie – bywa i tak, że rodzice nie mają środków, aby zapłacić za ucznia 10 zł na rok. To pokazuje skalę naprawdę wielkiego ubóstwa.
Afryka jest skontrastowana. Czarno-biała. Z jednej strony szlifiernie diamentów, z drugiej – paleniska z cegieł. Centra handlowe w stolicach i lepianki na prowincji. Ktoś powie: jak wszędzie. Ale wydaje się, że tutaj ta przepaść jest nie do pokonania… – Z okazji Dnia Dziecka postanowiliśmy kupić wszystkim uczniom buty. Udało się. Polacy po raz kolejny okazali wielkie serce i w dwa dni zebraliśmy 5400 zł na obuwie, po które misjonarze pojadą do Kamerunu. Dla większości z dzieci to pierwsze prawdziwe buty w życiu – mówi Dawid Studziżba, koordynator akcji AMS w Polsce.
Oczywiście na pierwszym miejscu jest budowa szkoły muzycznej. – Ludzie tutaj ciągle śpiewają i tańczą. A dzieci chyba chętniej uczą się nut niż alfabetu. Są w stanie codziennie poświęcić kilka godzin na ćwiczenia – mówi brat Benek.
Lekcje prowadzone są przez zawodowych muzyków, którzy przyjechali z Polski: Krzysztofa Gumiennego (nauczyciela gitary, realizatora dźwięku), Dawida Kosakowskiego (nauczyciela gitary basowej) oraz Przemysława Grabarczyka (nauczyciela fortepianu). W szkole uczy się 80 dzieci, dla których to jedyna szansa na jakąkolwiek aktywność, bo na miejscu nie ma kin, muzeów, basenów czy kawiarni. Zdolnych uczniów nie brakuje. – Myślę, że na dużą uwagę zasługuje trzech chłopców: Jospin, Hipolit i Saint Christophe Matara. Wszyscy pochodzą z bardzo biednych, wielodzietnych rodzin. Jospin i Matara są świetnymi gitarzystami i marzą o tym, aby kiedyś uczyć w szkole muzycznej, starają się też – jak mogą – pomóc w budowie naszej. Hipolit natomiast jest świetnym perkusistą, a w przyszłości chciałby zostać światowej sławy muzykiem. Zapewniam, że ma na to zadatki. Wśród uczniów jest także Thomas, który uczy się grać na flecie. Mieszka w małym domku z mamą oraz ośmiorgiem rodzeństwa. Tata ich opuścił. Dla Thomasa nauka jest jedyną szansą na dobrą przyszłość. Niestety, większość historii naszych uczniów jest bardzo podobna, wielu z nich jest dotkniętych piekłem wojny – dodaje.
Ziarnko do ziarnka
Szkoła muzyczna to nie doraźna pomoc – taka na chwilę. To fundamentalna inwestycja. Nie skończy się wraz z położeniem ostatniej dachówki. Muzyka uczy systematyczności, uwrażliwia, ale też zabliźnia rany. – Do tej pory udało się zakupić pole pod budowę szkoły oraz uzyskać potrzebne pozwolenia. 17 maja rozpoczęto budowę pierwszych pięciu klas. Wykopano i wylano fundamenty pod całe ogrodzenie. Wszystko to dzięki wsparciu setek darczyńców z Polski. Całość budowy została wyceniona na ponad milion euro, czyli około 4,5 mln zł. Szkoła będzie składała się z sali koncertowej, studia nagrań, dziesięciu klas lekcyjnych, biblioteki, kuchni i jadalni oraz pięciu pokoi mieszkalnych dla nauczycieli. – Wiele osób myśli, że budowa w Afryce jest tania – a tutaj okazuje się, że wszystko trzeba sprowadzić z ościennych krajów. Jedna cegła kosztuje 89 gr, 6-metrowa deska – 45 zł, worek cementu – 65 zł, a jeden samochód kamieni to 400 zł. Są to duże kwoty. Dla porównania podam, że aby zwykły człowiek mógł sobie kupić jeden worek cementu, musi pracować aż osiem dni! Dla tych ludzi są to niewyobrażalne kwoty. To jedna strona medalu. Druga jest taka, że wszystko musimy robić własnoręcznie. Nie ma tu firm budowlanych, więc misjonarze, nauczyciele, mieszkańcy, a nawet i sami uczniowie przychodzą codziennie, aby pomóc, jak tylko mogą. Dzieci noszą cegły, starsi mieszają cement i wylewają fundamenty. A brat Benek od 8.00 do 16.00 jest kierownikiem budowy – tłumaczy Dawid Studziżba, dodając, że misjonarze chcieliby tak przygotować to miejsce oraz ludzi, żeby kiedyś szkoła sama się finansowała. Na razie jest dziełem wielu ludzi.W ramach zbiórki koniecznych środków trwa akcja „Singila” – co znaczy w języku sango „dziękuję”. – Chcemy pokazać, że mimo trudnej sytuacji na świecie ludzie wciąż mogą się dzielić tym, co mają, i szerzyć dobro wszędzie. Piękne jest to, że już ponad pół tysiąca osób wsparło nas w ciągu trzech pierwszych tygodni akcji. Wszystkie te osoby otrzymały piosenkę, którą zaśpiewali nasi uczniowie specjalnie dla nich. Każdy, kto wspiera budowę, może liczyć na taką piosenkę z podziękowaniami i z własnym imieniem! Singila na mo! Dziękujemy bardzo! – mówi brat Benedykt.
Polskiego misjonarza i jego nietuzinkowy projekt można wesprzeć na różne sposoby – wpłacając pieniądze na konkretne materiały budowlane, adoptując materialnie ucznia, kupując lub przekazując instrumenty muzyczne, organizując koncert charytatywny czy zbiórkę na swoim profilu fejsbukowym. Także młode pary mogą zrezygnować z kwiatów i poprosić swoich gości o datki do specjalnej puszki. O wszystkich tych akcjach można przeczytać na www.africanmusicschool.com/pl.
W Bouar każdego dnia słychać pogwizdywania jaskółek. Od pewnego czasu towarzyszą im nowe dźwięki – gry na gitarze i fortepianie. A tego wszystkiego dopełnia warkot betoniarek. Dla brata Benka to prawdziwa muzyka dla ucha…