Logo Przewdonik Katolicki

Czułość

Monika Białkowska i ks. Henryk Seweryniak
fot. Sergey Skleznev/Adobe Stock

Nasza czułość niczego w drugim nie ochroni. Nie ocalimy czułością przed śmiercią, nie ocalimy przed chorobą. A jednocześnie chcemy ją dawać.

Ks. Henryk Seweryniak: To ja zacznę. Pobożnie. Uważam, że czułość jest cnotą paschalną i mam dla niej dwa obrazy. Pierwszy obraz to wizerunek Jezusa z Manoppello. To twarz kogoś jakby bezradnego, bardzo łagodnego, czułego właśnie. Niektórzy mówią, że Jezus ma tam ułożone usta tak, jakby mówił słowo „Abba”, najczulsze słowo chrześcijaństwa. Drugi – to obraz biblijny, z Ewangelii św. Jana, kiedy Maria Magdalena spotyka o poranku w ogrodzie zmartwychwstałego Jezusa, słyszy od Niego nie uroczyste „niewiasto”, ale czułe „Mario”. I odpowie Mu: „Rabbuni” i słodycz tego słowa jest dobrze wyczuwalna nawet w języku polskim. A kiedy zaraz potem pobiegnie do apostołów, nie będzie mówiła, że spotkała „mojego Mistrza”, ale że spotkała Pana – rozpozna, kim naprawdę jest Zmartwychwstały. 
Na te dwa obrazy w moim myśleniu o czułości nakłada się  Herbert. Dla niego w czułości niezwykle ważny jest dotyk. O swoim mistrzu Henryku Elzenbergu pisze: „twoja surowa łagodność, delikatna siła uczyły, jak mam trwać w świecie niby myślący kamień, cierpliwy, obojętny i czuły zarazem”. Potem jeszcze w opowieści H.E.O. w usta Hermesa wkłada zdanie: „Czułość to radość dotyku. Rodzaj niższej ekstazy”. 

Monika Białkowska: Nie wiem, czy zaczynać od tego, co najwznioślejsze, czy najprostsze. Najprostsze jest to, że potrzebujemy dotykać i robimy to niemal odruchowo, kiedy coś nas zachwyca. Kiedy jestem nad morzem, potrzebuję poczuć piasek i wodę pod stopami, a jeśli jest zima, to przynajmniej dłoń w wodzie zanurzyć. Ktoś inny mówi, że najlepiej odpoczywa, kiedy się położy na trawie – tak, żeby jej dotykać, bez żadnego koca. To taka prosta czułość dla świata. A gdyby chcieć iść na wyższy poziom, to oczywiście nie można nie mówić o papieżu Franciszku. To on przecież wprowadził samo słowo „czułość” do pierwszego obiegu, do oficjalnego języka Kościoła. Wcześniej to słowo kojarzyło się z pewną intymnością, o której wiemy, ale niekoniecznie wypada o niej głośno mówić. I w ten sposób papież rozpoczął swoją rewolucję – rewolucję czułości. 

HS: I to rzeczywiście jest ciekawe. Bo Franciszek mówi również o miłosierdziu, ale słowo „czułość” jest mu wyraźnie bliższe.

MB: Może to trochę wynika z latynoskiej duszy. Tamci ludzie są bardziej sensualni, nie boją się wyrażać emocji, nie ma w nich tak silnego i zimnego tabu tego, co cielesne. Jeśli coś wyrażają, robią to całym sobą i nie widzą powodu, dlaczego mieliby tego nie robić ciałem, dotykiem, czułością właśnie?
HS: A może on jest poetą bardziej, niż się o nim myśli? Może wcale nie jest takim człowiekiem konkretu, pragmatykiem? „Czułość” to przecież jest słowo poety. Ważne jest też, że sama czułość jest obecna we wszystkich kulturach: wszędzie matki czule głaszczą po głowie swoje chore dzieci, wszędzie zakochani szukają przelotnej bliskości… 

MB: Wszędzie – ale Herbertowa „radość dotyku” to jest dla mnie trochę za mało. Czułość nie jest gestem. Czułość jest relacją. Jest rozklejeniem się serca, odpowiedzią na bezradność i ufność jednocześnie – odpowiedzią, która nie może nic dać, ale nie umie i nie chce odwrócić się plecami. 

HS: To pewnie tu trzeba przywołać drugie słowo papieża Franciszka, które często występuje w parze z czułością – kruchość. To kruchość przyzywa czułość i kruchość ją uruchamia. 

MB: I wtedy czułość nie jest dotykiem. Dotyk jest skutkiem relacji albo skutkiem postawy czułości – tego, co się w człowieku właśnie w relacji wydarzyło. Jest wyrazem wzruszenia serca, które w dotyku się wyraża. 

HS: Przejęciem się drugim i przejęciem się jego kruchością, jego niepowtarzalnością, jego nieodpornością na cierpienie i działanie czasu. Tak pisze Tokarczuk. 

MB: I jest w tym coś dziwnego, bo wiemy, że nasza czułość niczego w drugim nie ochroni. Nie ocalimy czułością przed śmiercią, nie ocalimy przed chorobą. A jednocześnie chcemy ją dawać. A jednocześnie wiemy, że doświadczenie czułości daje ogromną siłę.

HS: Może nie ogromną, ale pozwala jakby spokojniej umrzeć.

MB: Ale czułość nie przychodzi dopiero przy śmierci. Daje ogromną siłę. I nie da się jej doświadczać grupowo. Jest w relacji jeden na jeden, choćby tylko przez ułamki sekund. 

HS: Poruszają mnie teraz te opowieści o ludziach, którzy samotnie umierają w szpitalach zakaźnych. Opowieści o lekarzach, o pielęgniarkach, które starają się choćby podejść, pogłaskać po głowie. Nie muszą tego robić. Ale w tym czasie najtrudniejszym, kiedy i tak z rękawiczkami na dłoniach jesteśmy dotyku pozbawieni – robią mimo wszystko. 

MB: Dla mnie takim gestem czułości bez dotyku było to, co zrobili lekarze w Izraelu – nie  wiem, czy jako jedyni, ale oni chyba byli pierwsi. Ubrani w te kosmiczne stroje, kombinezony, rękawice, maski, gogle, byli dla pacjentów anonimowi, bezosobowi. Jak tu kogoś dotknąć? Jak dotknąć go czule? Przecież nie każdy dotyk, zwłaszcza obcej osoby, jest czułością. Może być agresją. Może być molestowaniem. Może być naruszeniem intymnej przestrzeni. Dlatego ci lekarze na piersiach powiesili sobie duże kartki z własnym zdjęciem. Żeby nie było anonimowo. Żeby było osobowo. Żeby dotyk rzeczywiście mógł być czułością. 

HS: A co z Jezusem, który po zmartwychwstaniu nie pozwalał się Marii dotknąć? Uczennica z Magdali słyszy: Me mou haptou (J 20, 17) – „Nie dotykaj Mnie”. W polskim przekładzie jest to już teologicznie wygładzone: „Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca”.  

MB: Nie wiem. Naczytałam się mądrych rzeczy, ale jakoś nigdy nie chciało mi się to złożyć w sensowną całość. Przecież Tomaszowi już pozwalał – nie wiemy, czy skutecznie, ale kazał włożyć rękę do swojego boku…

HS: Ciekawe, czy w tamtym świecie gesty czułości będą ważne. Czytałem niedawno taki tekst: „Nowa ziemia i nowe niebo, te same, a przecież nie takie same jak obecne, zmartwychwstaną w nas, jak my zmartwychwstaniemy w Chrystusie i znowu nie wiem po ilu eonach milczenia i ciemności będą śpiewały ptaki, płynęły strumienie, światła i cienie będą wędrowały po wzgórzach – będzie nas witał uśmiech radośnie zdziwionych przyjaciół”. Nie wyobrażam sobie wieczności jako sterylnej, bez czułości i bez dotyku. Tam musi być jakiś rodzaj zmysłów.

MB: I Bóg pozostanie czułym dla wszystkich swoich stworzeń Bogiem. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki