Wypowiedź abp. Marka Jędraszewskiego na temat zagrożenia ekologizmem stała się pożywką dla tych, którzy obawiają się nadania Kościołowi ekologicznego kierunku, a nawet dopatrują się w nim odejścia od tradycyjnej nauki wiary. Co sprawia, że budzi się w nich ten niepokój i na ile jest on uzasadniony?
Cztery ekoniepokoje
Pierwszy i główny niepokój wynika z przyznania właściwego miejsca Bogu – Stwórcy. Wielu obawia się, że skupienie się na trosce o środowisko sprzeczne jest z Pismem Świętym, gdyż obsadza Matkę Ziemię w roli bóstwa. Przytaczają tu opis stworzenia, gdzie znajdujemy słowa: „czyńcie sobie ziemię poddaną”. Mówią: w Księdze Rodzaju jest wyraźnie mowa o cudzie stworzenia świata przez Boga. Bóg się tym światem zachwyca, człowiek jest postawiony jako ukoronowanie całego dzieła stworzenia. Stworzenie nie może więc stanąć w miejscu Boga, nie może być najważniejsze.
Drugi niepokój wiąże się z ochroną życia ludzkiego, która w oczach wielu może być zagrożona – skrajne ruchy ekologiczne upatrują ratunku dla klimatu w radykalnym zmniejszeniu liczby ludzi na ziemi. Prostszym wyrazem tego niepokoju jest powtarzany slogan o tych, którzy chcą ratować zwierzęta, a są za aborcją.
Trzeci niepokój dotyczy zrównania człowieka z innymi stworzeniami. Słyszymy więc, że ekologizm w odróżnieniu od ekologii zaciera różnicę między człowiekiem a zwierzęciem.
Czwarty wreszcie niepokój dotyczy ewentualnych sił i ruchów, które stoją za ekologizmem i czynią go ideologią. Słyszeć tu będziemy o ekolobby, siłach, które stoją za nastolatką Gretą Thunberg, a czasem wręcz o tajnym finansowaniu papieża. Te „siły stojące za” miałyby wprowadzać nowy porządek świata, dążyć do przymusowego ograniczania dzietności i ograniczenia spożywania mięsa.
Kto jest w centrum?
W źródłach, które próbują definiować ekologizm jako ideologię, będzie się mówić, że jego podstawą jest odejście od antropocentryzmu, czyli poglądu, że człowiek zajmuje szczególne miejsce w świecie, na rzecz podejścia, że człowiek jest zagrożeniem dla przyrody, bo nieustanny rozwój cywilizacji nie liczy się z niszczeniem natury. Może więc właśnie tu jest granica między ekologią a „ideologią” ekologizmu?
Światło na to rzuca definicja, którą znajdujemy w Encyklopedii Brittanica. Widzimy tu odróżnienie w ruchach ekologicznych dwóch intelektualnych obozów: antropocentrycznego (gdzie w centrum jest człowiek) i biocentrycznego (w którym w centrum jest życie; ale uwaga, bo przyimek „bio” może wprowadzić nas w błąd – mowa jest tutaj wyraźnie o życiu, a nie o samej przyrodzie). W terminologii światowej ekologia antropocentryczna określana jest jako płytka, bo koncentruje się na negatywnych skutkach degradacji natury dla człowieka, przy czym pozostałe stworzenia mają dla ludzi wartość instrumentalną. Ekologia biocentryczna bazuje na założeniu, że natura ma wewnętrzną wartość moralną, a człowiek należy z nią do wspólnoty. Ludzie są zobowiązani do ochrony środowiska, pojedynczych stworzeń i gatunków nie tylko dlatego, że one mu służą, ale dlatego, że taka jest jego moralna powinność.
Zauważmy: w żadnej z tych gałęzi nie ma jednak mowy o zacieraniu różnic między człowiekiem a zwierzęciem. Człowiek ma tutaj zawsze wyraźnie inne znaczenie niż reszta stworzeń.
Ekonauka
Definicja ideologii stwierdza m.in., że są to wszelkie teorie, które nie mają podstaw naukowych. Ruchy ekologiczne trudno jest więc nazwać ideologią przede wszystkim dlatego, że swoje korzenie mają w jednoznacznych wynikach badań współczesnej nauki. Oczywiście owe naukowe podstawy działań ekologicznych są często kwestionowane, a my nie wiemy, komu wierzyć, bo sami nie jesteśmy w stanie sprawdzić danych.
W nauce na temat klimatu skończył się jednak czas hipotez, stoimy w obliczu jednoznacznych danych, które na gruncie nauki nie są kwestionowane. Zaprzeczają im konkretne grupy interesów, nieuczciwi eksperci, manipulujący publicznością, która nie ma łatwego sposobu na odróżnienie prawdy od fałszu. Ideologami są więc raczej przeciwnicy troski o świat, bo ich sprzeciw wobec działań na rzecz ochrony klimatu nie jest uzasadniony żadnymi danymi naukowymi, lecz opiera się wyłącznie na niewiedzy, lęku, powtarzanych mitach i spiskowych teoriach o danych rzekomo „ukrywanych”.
Ekolobby?
Trudno również w ekologizmie rozumianym jako ideologia dopatrywać się wielkich interesów i grup nacisku. Światowe trendy prowadzą w kierunku prostoty życia, ograniczenia konsumpcji, zwrotu w stronę rynków lokalnych. To oznacza w dalszej perspektywie kłopoty dla koncernów i korporacji. Nie mają one żadnego interesu w tym, żebyśmy zamiast argentyńskiego steka chcieli jeść ziemniaki z pola sąsiada albo żebyśmy ubrania kupowali raz na pół roku w lumpeksie, zamiast co miesiąc w sieciówce. Współczesne myślenie ekologiczne idzie zatem wbrew wielkim interesom i może wręcz zagrozić obecnemu systemowi gospodarczemu. Jego największym beneficjentem nie jest wielka finansjera, ale ludzie ubodzy, żyjący na krańcach świata, gdzie zatruwana jest ziemia i woda. Kto zatem miałby stać za ideologią ekologizmu? Ludzie ratujący się z płonącej Amazonii? Ci, którzy uciekali od zatrutych rzek w Wietnamie i martwi znalezieni zostali w ciężarówce w Essex?
Panować, uprawiać, strzec
Wróćmy jednak do kwestii wyników badań. Ktoś powie: one nas nie interesują, naszym punktem odniesienia jest Biblia i nauczanie Kościoła. Spójrzmy więc, w skrócie, na źródła, na których możemy się oprzeć. Będzie to przede wszystkim Księga Rodzaju z uczciwą i całościową egzegezą, a potem oparte na niej nauczanie Katechizmu Kościoła katolickiego, nauczanie kolejnych papieży, począwszy od Pawła VI, wreszcie nauczanie polskich biskupów.
Księga Rodzaju w opisie stworzenia umieszcza słowa Boga, kierowane do człowieka: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Biblia nie pozostawia wątpliwości: Bóg jest Stwórcą, człowiek jest stworzeniem, które otrzymało wyjątkową godność. Sporna pozostaje kwestia, jakie jest miejsce człowieka pośród innych stworzeń i co oznacza owo „panowanie”.
W prostym tłumaczeniu – oderwanym od głębszej egzegezy i bez znajomości języka biblijnego – łatwo jest powiedzieć, że panowanie to władza, która daje człowiekowi prawo do korzystania z tego, co zostało mu dane. Jeśli jednak zagłębimy się w to, co mówią bibliści, prawda okazuje się głębsza. Słowo „panować” użyte w tekście hebrajskim w podstawowym znaczeniu oznacza czynność deptania winogron w tłoczni – a w przenośni panowanie, rządzenie, zarządzanie czy pasterzowanie. Egzegeci odrzucają tu jednak negatywny sens czasownika: panowanie to nie wiązało się z przemocą.
W Księdze Rodzaju są jednak dwa opisy stworzenia – i dla zrozumienia sensu trzeba czytać je razem. Człowiek otrzymuje rajski ogród, by go „uprawiał i strzegł”. Tu hebrajskie słowa oznaczają wprost pracę rolnika – ale używane są również na określenie służby Bożej i wierności Bożym przykazaniom. Egzegeci przekonują więc, że powierzenie człowiekowi rajskiego ogrodu jest zaproszeniem do troski o niego – nie po to, by służyć ogrodowi, ale by przez tę troskę i pracę służyć samemu Bogu. Ta troska i praca stają się misterium, swoistą liturgią. Człowiek nadal pozostaje tu kimś więcej niż reszta świata stworzonego – ale jego celem nie jest władza, tylko cześć oddawana Stwórcy.
Można wręcz powiedzieć, że tu tkwi pokusa stawienia się równym Bogu: w chęci sprawowania władzy nad światem zamiast w opiece nad nim i oddawaniu w ten sposób chwały Temu, który niezmiennie pozostaje Panem całego stworzenia.
Katechizm i papieże
Katechizm Kościoła katolickiego na temat ekologii wypowiada się w kilku punktach (2416, 2417, 2418, 2456). Mówi, że zwierzęta przez samo swoje istnienie chwalą Boga, ludzie są zobowiązani do życzliwości wobec nich. Mogą je przeznaczać na pokarm czy odzież, oswajać, prowadzić badania, jeśli służą one ratowaniu życiu i zdrowia ludzkiego, ale zadawanie cierpienia lub niepotrzebne zabijanie ich jest sprzeczne z ludzką godnością. Za niegodziwe Katechizm uważa wydawanie na zwierzęta tych pieniędzy, które w pierwszej kolejności mogłyby ulżyć ludzkiej biedzie. Świat stworzony nazywa wspólnym domem wszystkich stworzeń, powierzonym człowiekowi, który nie powinien go niszczyć, ale doskonalić. Przypomina, że korzystanie z bogactw naturalnych, roślin i zwierząt nie może być oderwane od moralności oraz że są one przeznaczone dla ludzi wszystkich pokoleń, nikt więc nie ma nad nimi władzy absolutnej.
Jan Paweł II w 2001 r. w czasie audiencji generalnej po raz pierwszy użył terminu „ekologiczne nawrócenie”. Powtórzył je potem w adhortacji Pastores gregis w 2003 r. Dużo wcześniej, bo w 1991 r. w encyklice Centissimus Annus wzywał do tworzenia „ekologii człowieka” i pisał: „Obok problemu konsumizmu budzi niepokój ściśle z nią związana kwestia ekologiczna. Człowiek, opanowany pragnieniem posiadania i używania, bardziej aniżeli bycia i wzrastania, zużywa w nadmiarze i w sposób nieuporządkowany zasoby ziemi, narażając przez to także własne życie. U korzeni bezmyślnego niszczenia środowiska naturalnego tkwi błąd antropologiczny, niestety rozpowszechniony w naszych czasach. Człowiek, który odkrywa swą zdolność przekształcania i w pewnym sensie stwarzania świata własną pracą, zapomina, że zawsze dzieje się to w oparciu o pierwszy dar, otrzymany od Boga na początku w postaci rzeczy przezeń stworzonych. Człowiek mniema, że samowolnie może rozporządzać ziemią, podporządkowując ją bezwzględnie własnej woli, tak jakby nie miała ona własnego kształtu i wcześniejszego, wyznaczonego jej przez Boga, przeznaczenia, które człowiek, owszem, może rozwijać, lecz któremu nie może się sprzeniewierzać. Zamiast pełnić rolę współpracownika Boga w dziele stworzenia, człowiek zajmuje Jego miejsce i w końcu prowokuje bunt natury, raczej przez niego tyranizowanej niż rządzonej”.
To dokładnie ta sama myśl, którą rozwija w encyklice Laudato si’ papież Franciszek i która – choć powtarzana przez naszych biskupów w listach episkopatu czy zwyczajnym nauczaniu – wciąż w Kościele jest traktowana z nieufnością.
Kto kogo uwielbia
Wróćmy zatem do lęków, o których wspomniałam na początku. Czy rzeczywiście mamy dziś do czynienia z zagrożeniem ekologizmu? Czy mówienie o ekologii może zagrozić naszej wierze? Czy może prowadzić do zabijania nienarodzonych czy przymusowego ograniczenia dzietności?
Jeśli Bóg zachwycił się światem, który stworzył – czym ma się zachwycać człowiek? Bogiem bez wątpienia. Ale czy możemy nie zachwycać się światem i nie dbać o niego, nie pielęgnować go, skoro sam Bóg się nim zachwyca i dał mu jego własną logikę i porządek? Czy odrzucenie zachwytu nad światem nie jest w gruncie rzeczy stanięciem w miejscu Boga i wołaniem: „To mnie oddajcie cześć!”? Tak, człowiek jest koroną stworzenia: ale kiepski to pan, który czci samego siebie i który na sobie i swoich zaszczytach się skupia. Nasze panowanie nad ziemią wyrażać się może wyłącznie w uznaniu odwiecznego panowania Boga i w pielęgnowaniu tego, co ostatecznie do Boga, a nie do nas należy.
Ekologia, którą papież Franciszek proponuje Kościołowi i całemu światu, ekologia integralna, oparta jest na najgłębiej rozumianym nauczaniu Biblii. Pokazuje, że człowiek jest jednym ze stworzeń i pozostaje ze stworzeniem solidarny, jednocześnie troszcząc się o nie i poprzez tę troskę oddając chwałę Bogu. Zachwyt nad pięknem stworzenia nie jest jego uwielbieniem, ale uwielbieniem Boga, który powołał je do życia. Odrzucenie tego zachwytu i nieodpowiedzialna opieka nad światem niszczy go. I niszczy również samego człowieka.
Do tych, którzy się boją
Pozostają pytania do tych, którzy z obawy przed ekologizmem boją się uczynić swój pierwszy ekologiczny krok.
Czy w sytuacji, w jakiej stoimy i o której badania naukowe (w przeciwieństwie do ideologii) mówią jednoznacznie – w sytuacji postępującej zmiany klimatu – możemy pozostawać obojętni? Czy ta obojętność będzie wypełnianiem Bożego nakazu „czynienia sobie ziemi poddaną” i „uprawiania ogrodu”? Czy obojętność na cierpienie ludzi i świata jest oddawaniem czci Bogu?
Czy podejmowanie konsumenckich decyzji, o których wiemy, że kosztują życie konkretnych ludzi: kupowanie towarów zbędnych z punktu widzenia przetrwania ze świadomością, że dla naszych ubrań indyjskie rzeki są dziś toksycznymi ściekami, że dla plastikowych gadżetów w peruwiańskich rzekach zamiast wody płynie ropa – jest moralnie usprawiedliwione? Jakie dobra duchowo stoi za pochwalaniem nieustannego dążenia do tego, żeby „mieć” ciut większy telewizor, lepszy telefon, nowy samochód co drugi rok?
Czy większym zagrożeniem od ekologizmu nie jest dziś to, że życiu na ziemi, w tym samemu człowiekowi, grozi śmierć w męczarniach?
Czy ostrzeganie przed ekologizmem – znów w sytuacji, w jakiej jesteśmy – jest kształtowaniem sumienia w tej kwestii? Czy buduje wrażliwość człowieka na stworzenie, czy raczej daje mu argumenty do tego, by się usprawiedliwiał z obojętności?
Ostrożność nie przeszkadza
Tak, jest jedna kwestia, w której powinniśmy być ostrożni: żeby nie dać się zwieść fałszywej ekologii. To kwestia człowieka. Papież pokazuje, że prawdziwa ekologia dotyczy obrony każdego życia: życia człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci, życia chorych, samotnych, ubogich, uchodźców, wykluczonych, bogatych i zdrowych, dotyczy godnych warunków życia tych ludzi i życia samej przyrody. Żadnego elementu nie można tu wykluczyć, żeby nie zaprzeczyć wielkości Boga-Stwórcy. Kto skupia się tylko na jednym elemencie, inne odrzucając, uprawia fałszywą ekologię. To wezwanie dla nas, żeby w ten właśnie sposób o ekologii mówić i w ten sposób ją uprawiać.
Jan XXIII, a za nim Sobór Watykański II starał się zmienić optykę Kościoła i mówić mniej o potępianiu poglądów, a więcej dawać pozytywnego wykładu wiary. Chodziło o to, by nie tyle zasiewać w wiernych lęki i podejrzenia, ile raczej zachwycać ich Bożą prawdą i motywować do dzielenia się nią. Sobór wierzył, że to właśnie jest sposób na chrześcijańską odnowę świata.
W ekologii nie wymyślimy więcej niż droga określona przez Sobór, którą idzie też papież Franciszek. Nie rozlicza on dobrych i złych ekologii, nie szuka zagrożeń ekologizmu. Buduje spójną, chrześcijańską wizję troski o człowieka i świat stworzony. Właśnie ta wizja – jeśli i my w nią uwierzymy – zdolna będzie pociągnąć i przemienić świat.
W filmie Czekolada (reż. Lasse Hallström, 2000 r.) w wielkanocnym kazaniu pada zdanie: „Bóg nie będzie nas rozliczał z tego, przed jaką ilością zła zdołaliśmy się obronić, ale z tego, ile dobra zdołaliśmy uczynić”. Nie wolno zła lekceważyć. Ale dziś ostrzeganie przed ekologizmem przypomina zachowanie tych, którzy nie pozwalają gasić pożaru domu strażakowi, bo ten kiedyś zaprószył ogień u siebie. Niech gasi – byle nie obejmował dowództwa, skoro z niego niezdara. Franciszek chce nadać światu nowy ton mówienia o ekologii, żebyśmy nie musieli się bać, że straci ona z pola widzenia człowieka i Stwórcę. Cała sztuka w tym, żeby ten ton podjąć i podać dalej, by zagrał go cały świat – albo przynajmniej mu nie przeszkadzać.
CYTAT
Zamiast pełnić rolę współpracownika Boga w dziele stworzenia, człowiek zajmuje Jego miejsce i w końcu prowokuje bunt natury, raczej przez niego tyranizowanej niż rządzonej
Jan Paweł II