Logo Przewdonik Katolicki

Paschalnie i niekonwencjonalnie

Monika Białkowska i ks. Henryk Seweryniak
fot. Sergey Skleznev/Adobe Stock

Cała religia chrześcijańska jest niekonwencjonalna. Normalnie w świecie jest tak, że człowiek rodzi się, żyje, umiera. A tu po śmierci zmartwychwstajesz!

Ks. Henryk Seweryniak: Mówiłem jakiś czas temu kazanie do kleryków. W pierwszym czytaniu była mowa o Żydach idących przez pustynię i szemrzących na Mojżesza, że ich wyprowadził w nieznane. Pan Bóg wysyła im wtedy węże, które będą ich kąsać, dzieją się straszne nieszczęścia. Kiedy Mojżesz błaga Boga o ratunek, Bóg każe mu odlać węża z miedzi i umieścić na palu. Kto na niego spojrzy, będzie uzdrowiony.
Zaraz potem czytałem Ewangelię – zbiór sentencji Jezusa, między innymi „Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem”. I myślę: co ma ten wąż do wywyższenia Jezusa? Wąż zwiódł człowieka w raju. Tu spojrzysz na węża i jesteś uratowany. Moje spojrzenie na Jezusa Ukrzyżowanego również jest spojrzeniem, które mnie leczy. Mówiłem o tym chłopakom i od tytułów Boga, który jest Wieczny, który jest Święty, doszedłem do tego, że jest też Niekonwencjonalny. I uważam, że niekonwencjonalność to jest cnota paschalna! Cała religia chrześcijańska jest niekonwencjonalna. Normalnie w świecie jest tak, że człowiek rodzi się, żyje, umiera. A tu nagle może się zdarzyć cud: objawienie Miłosiernego, spotkanie Maryi, uzdrowienie. A tu po śmierci zmartwychwstajesz. I ludzie naprawdę religijni są niekonwencjonalni. Dla mnie ty też jesteś niekonwencjonalna! Opowiedz o tym!
 
Monika Białkowska: A jestem? Nigdy tak nie myślałam. I w sumie to byłoby nieszczęście, gdyby człowiek tak o sobie myślał i się o to starał na siłę! Jeśli mnie coś w tej kwestii kiedyś inspirowało, to zachęta, którą przeczytałam nie pamiętam gdzie i kiedy: „Myśl inaczej”. Tylko tyle. Ile razy miałam zrobić coś nowego, nigdy nie szukałam, jak to się robi, jak to inni zrobili. Wiedza – wiadomo, jest potrzebna, żeby nie wyważać otwartych drzwi. Ale lubiłam i nadal lubię szukać własnych sposobów, własnych dróg. Nie lubię przejmować cudzych rozwiązań i jeszcze się dopasowywać, żeby nie uwierały. Jak ktoś chce, jak naprawdę na czymś mu zależy, to zawsze znajdzie swój sposób. Choćby na przekór wszystkim wcześniej wymyślonym. Ale czy to jest niekonwencjonalność? Czy to ma coś wspólnego z cnotą, a tym bardziej z religijnością? Nie wiem.
 
HS: Wtedy, jak mówiłem to kazanie, umarło akurat dwóch księży: ks. Piotr Pawlukiewicz i ks. Czesław Bartnik. To byli ciekawi księża i obaj gromadzili wokół siebie dużo ludzi. I obaj też byli niekonwencjonalni. Ks. Pawlukiewicz był geniuszem ewangelizacji. Kiedy pracowaliśmy nad dokumentami drugiego synodu plenarnego i miałem je redagować, prymas Glemp przydzielił też do tej pracy redaktora Jana Rumana i właśnie ks. Pawlukiewicza, o którym nic wtedy nie wiedziałem. Mieliśmy pracować w mieszkaniu prymasa w domu w Konferencji Episkopatu Polski. I ks. Pawlukiewicz w tej robocie, polegającej na układaniu kolejnych dokumentów i dekretów, wytrzymał mniej więcej do trzeciego dokumentu. Po trzecim zniknął. Byłem wtedy zły, zostało nas tylko dwóch, a pracy było dużo i była trudna. Ale potem, jak on zaczął jeździć z tymi różnymi rekolekcjami, jak zaczął głosić kazania, słuchałem go między innymi w kościele Świętego Krzyża, to pomyślałem: „Gościu, ja się nie dziwię, że ty w tej robocie papierkowej nie mogłeś wytrzymać! No, nie mogłeś!”. To był człowiek, który nieprawdopodobnie czuł życie i kapitalnie, ewangelicznie potrafił je komentować. Był niekonwencjonalny i niekonwencjonalnie umarł – ten, który gromadził wokół siebie tysiące ludzi, umarł sam, sam był na pogrzebie… Ależ ja mu zazdrościłem, że to ma!
 
MB: Bez przesady, ze studiów pamiętam, że ksiądz też był raczej z tych niekonwencjonalnych wykładowców! Poza tym można komuś zazdrościć, można chcieć być tak jak on, ale to właśnie najbardziej blokuje prawdziwą niekonwencjonalność.
 
HS: Ze swoich studiów pamiętam też niekonwencjonalnego księdza Bartnika. Pisałem u niego magisterium, chciał mnie nawet zrobić swoim asystentem. Naukowo był trudny, lubił polskie słowa zamieniać na jakieś łacińskie, stworzył personalizm uniwersalistyczny, cały system, z którego był bardzo dumny i który był mocno inspirowany Theillardem de Chardin, to były bez wątpienia jakieś zasługi, ale to nie było jakoś specjalnie ciekawe. Za to na jego seminariach magistersko-doktoranckich to dopiero były tłumy! Był tam wtedy dzisiejszy biskup Tyrawa i arcybiskup Depo, i arcybiskup Zimowski. Bartnik, kiedy prowadził seminarium, mówił genialne rzeczy. Na przykład: kiedy piszesz magisterium albo doktorat, nie staraj się przeczytać wszystkiego. Z jednej strony to będzie pycha, a z drugiej rzecz niewykonalna. Staniesz potem przed wielką górą tego, co przeczytałeś, przerazisz się i nic nie napiszesz. Poczytaj trochę, zrób jakiś podstawowy plan, napisz pierwszy paragraf i nagle zobaczysz, że wyszło fajnie. I wtedy zaczniesz pisać. I to uważam, było genialne.
 
MB: Wykorzystywał to Ksiądz potem. Pamiętam, bo my słyszeliśmy od Księdza podobne rzeczy.
 
HS: Druga rzecz, którą nam powtarzał, to było: nie przynoś mi niczego, co napisałeś w nocy. Nie biorę, nie chcę! Niech poleży przez tydzień, potem weź do ręki, przeczytaj i popraw. Twoja praca musi mieć odleżyny.
 
MB: Tego nawet nie chcę słuchać! Teraz ja będę zazdrościła: gdybym miała w pracy taki komfort!
 
HS: Pracujesz inaczej, masz większe doświadczenie, za plecami masz jeszcze redaktorów. Ale on miał rację, dużo mnie nauczył i to będę mu pamiętał.
 
MB: Ale mnie męczy coś innego. Niekonwencjonalność jest fajna – twórcza, inspirująca, wprowadzająca nowe możliwości. Tylko jak ją odróżnić od zwykłego dziwaczenia? Napatrzyliśmy się ostatnio. Samochody jeżdżące do święconki z wielkim papierowym biretem na dachu. Czterdzieści sześć Mszy w namiotach z zapisami przez internet. Niekonwencjolaność czy dziwactwo?
 
HS: Dla mnie granica jest tam, gdzie ktoś ci powie: nie wygłupiaj się. Bo to chyba musi ktoś z zewnątrz powiedzieć. W przypadku Kościoła sprawa jest prosta. Za każdym działaniem musi stać mądrość Kościoła. Jeśli już Kościół starożytny uważał, że ksiądz ma odprawić jedną Mszę w ciągu dnia, to jest to całkowita i wystarczająca odpowiedź. Niekonwencjonalność nie jest dziwactwem, jeśli nie ma po pierwsze znamion niewsłuchania się w tradycję Kościoła, po drugie znamion śmieszności i po trzecie znamion nieposłuszeństwa. Jeśli chcesz zrobić coś niekonwencjonalnego, idź i zapytaj swojego biskupa. On ci powie, czy nie dziwaczysz.
 
MB: Chybabym jeszcze dodała: nie staraj się. Nie kombinuj na siłę, co tu zrobić inaczej albo jak być równie fajnym, kochanym, słuchanym jak ten czy tamten. Z zazdrości, bez swojego naturalnego kierunku myślenia możesz tylko nieudolnie kogoś naśladować. Jezus był niekonwencjonalny – Szatan jest tym, który nieudolnie naśladuje i żałośnie mu to wychodzi…

 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki