Dla introwertyka może nawet nic się nie zmieniło: siedzi w domu, sam w swoim pokoju, coś tam sobie robi, zajmuje się w te wiosenne dni tym, czym zwykle się zajmował. Przynajmniej z grubsza. Może nawet jest szczęśliwszy, ponieważ sytuacja nie wymaga od niego aktywności społecznej. W ogóle nie musi się aktywować, chowa się bezpiecznie w swoich światach, żyje pełnią swego samotniczego życia, wreszcie nie będąc zmuszonym do codziennej konfrontacji z kolegami z pracy, z szefem, z członkami dalszej rodziny i innymi ludźmi, których przeważnie wokół jest pełno. Introwertyk z powodu swego introwertyzmu nareszcie nie musi odczuwać ciągłego poczucia winy, nie musi się wstydzić swojego samotniczego trybu życia i wymyślać z wysiłkiem powodów swojej nieobecności na towarzyskich imprezach.
Ale ekstrawertyk? Jak żyć, kiedy jedyną atrakcją jest wyjście na balkon, żeby pomachać sąsiadowi? Ekstrawertyk czuje się jak w klatce, nie ma publiczności, nie ma świata, nie ma życia. Przestrzeń zamienia się w czarną dziurę. Ekstrawertyk cierpi.
A mimo to nadal uważam, że to czasy dla ekstrawertyka idealne, bo z pomocą przychodzą mu media społecznościowe. Od rana, kiedy tylko otwieram laptopa i zaglądam do sieci, żeby sprawdzić, co się dzieje na świecie, natykam się natychmiast na dziesiątki prezentacji. Od tygodnia wpadam w panikę, bo mam wrażenie, że mówią do mnie wszyscy, cały świat do mnie mówi, przekazując mi treści, których już nie mogę pomieścić. Dobre rady, informacje prawdziwe i nieprawdziwe, żarty i przestrogi, wspomnienia i mądrości życiowe, wiedza z każdego przedmiotu, wykład z każdej tematyki. Ta pandemia korzysta z najważniejszych narzędzi współczesności: kamery i mikrofonu. Niegdyś zarezerwowanych dla bardzo wąskiego grona artystów i wykonawców.
Trochę zazdroszczę ekstrawertykom, że tak potrafią się publicznie popisać, bo ja należę do tych, co wolą siedzieć w kąciku i coś tam sobie pisać. I trochę widzę, że świat ten mój przemija chyba w tej chwili. Zaraz zostanę zakrzyczana i przegadana, bo to obrazek jest najważniejszy. Nie mam tego za złe wszystkim występującym, skądże! Nie ma nic złego w przystosowaniu się do nowych warunków. Pewnie nawet tak należy. Ale nagle dotarło do mnie, jak mocno mi ten ogólny szum informacyjno-wykonawczy przeszkadza. Czasy, w jakich żyjemy, sprawiają, że nawet izolacja spowodowana pandemią nie daje nam możliwości wyciszenia, zajrzenia w głąb siebie. Mimo że jesteśmy zamknięci i odcięci od dotychczasowego chaosu codzienności, wciąż dajemy się bombardować hałasem świata. Tkwimy w tym po uszy.