Nikt z nas nie ma intuicyjnego daru budowania sobie najlepszych warunków do nauki. Często miejsce do nauki jest zagracone, zaśmiecone tysiącem rozpraszaczy, komórką, tabletem, komputerem, komiksami, kanapkami... Dzieci po prostu odgarniają kawałek stołu, by położyć zeszyt, i uznają to za wystarczające przygotowanie. A jednak otoczenie ma wpływ na naukę.
Przede wszystkim kącik do nauki powinien być prosty, uporządkowany, bez rozpraszaczy. Jeśli jest to biurko, nie może być zastawione ozdobami i gadżetami. Jeśli dziecko ma ulubione figurki, misie, ramki z fotografiami itp., lepiej umieścić dodatkową półkę nad biurkiem, powyżej poziomu wzroku siedzącego dziecka i tam ułożyć te wszystkie drobiazgi. Na samym biurku niech stoi lampka i przybory do pisania. Minimum rozpraszaczy. To samo dotyczy ściany – plakat z ulubionym aktorem czy filmem? Nie w kąciku do nauki, gdyż za każdym razem, gdy wzrok dziecka padnie na ten plakat, myśli ulecą w obszary znacznie bardziej atrakcyjne niż podręcznik.
O kwestii komputera w pokoju dziecka pisałam już kilkakrotnie. Generalnie nie jest to dobry pomysł. Komputer, laptop, tablet będący w zasięgu ręki w czasie nauki gwarantuje rozproszenie. Oczywiście wiem, że część zadań domowych wymaga korzystania z komputera i internetu. Dlatego warto przygotować w domu osobny kącik komputerowy (np. w ogólnodostępnym salonie), do którego dzieci mają dostęp kontrolowany. W przypadku, gdy kilkoro dzieci korzysta z komputera, warto ustalić, kto i ile czasu danego dnia będzie go używał.
Warto też zastanowić się nad wpływem kolorów na naukę. Tematem tym zajmują się psychologowie i architekci już od dawna. Autorzy podręcznika Color, environmental and human response z 1996 r. sugerują, by dzieciom przedszkolnym i z klas początkowych szkoły podstawowej malować ściany na kolory żywe, ciepłe, lecz stonowane. Dobra paleta to pastelowy pomarańcz i żółty. Z kolei nauce dzieci starszych sprzyja paleta kolorów zimnych, jak błękit, zielony. Pomagają one w koncentracji uwagi. Należy natomiast unikać dużych kontrastów kolorystycznych. A zatem pomysły typu jedna ściana pomarańczowa, druga zielona odpadają. Jeżeli zaś jesteście szczęśliwcami posiadającymi w domu osobny pokój na bibliotekę, najlepszy kolor na jej ściany to pastelowy zielony, niezbyt intensywny.
Wprowadź reguły
Warto ustalić konkretne zasady dotyczące nauki. Zadania domowe można np. odrabiać po obiedzie, ale przed wyjściem dziecka na trening, zajęcia dodatkowe czy do przyjaciół. Niedobrze jest odkładać naukę na wieczór, bo po pierwsze dziecko już jest wtedy bardzo zmęczone, po drugie perspektywa konieczności odrabiania zadań domowych może zepsuć całe popołudnie.
Jeżeli dziecko chodzi do szkoły w systemie zmianowym, najlepszy moment do nauki jest zaraz po śniadaniu, dzięki czemu przed pójściem do szkoły na godziny popołudniowe będzie mieć czas dla siebie.
Największymi rozpraszaczami są telefon i tablet, dlatego warto wprowadzić zasadę odkładania ich w określone miejsce w innym pokoju (lub na korytarzu na czas nauki). Rozpraszają też szumy tła, nawet jeśli dzieci twierdzą, że ulubiona muzyka pomaga im w nauce. Argumentem, który może się rodzicom przydać jest fakt, że najlepiej odtwarzamy przyswojoną wiedzę w tych samych warunkach, w jakich się jej uczyliśmy. Jeżeli zatem dziecko teraz uczy się historii przy akompaniamencie One Direction (na przykład), a sprawdzian będzie pisać w klasie, bez możliwości słuchania zespołu – trudniej będzie mu tę wiedzę odtworzyć.
Rozruszaj mózg
Być może zauważyliście, co się dzieje, gdy mówimy dziecku: czas odrobić zadanie domowe. Po pierwsze dziecko z reguły idzie do ubikacji. Następnie udaje się na poszukiwania, na przykład dwukolorowego długopisu, który zgubiło miesiąc temu, ale dziś jest on nagle niezbędny do nauki.
Potem dziecko głodnieje. Koniecznie musi zjeść kanapkę, jabłko, drożdżówkę, ewentualnie napić się. Czynności te przedłużają się, aż w końcu po pół godzinie zabiera się powoli do pracy. A jeżeli zaczynamy je poganiać, pojawia się sto nowych przeszkód, które nie pozwalają na naukę. Wydaje się, że dzieci wymyślają preteksty, byle tylko nie musieć odrabiać zadań domowych. Jednak, co ciekawe, dzieci intuicyjnie wykonują czynności, które autentycznie przygotowują je do efektywniejszej nauki. Przy pracy umysłowej potrzebne jest przejście kilku faz przygotowujących mózg do wysiłku. Choć fazy te są niezbędne, najczęściej w naturze są zbytnio przedłużone, w rezultacie pozostawiając zbyt mało czasu na naukę właściwą.
Na początku występuje faza wyciszenia, relaksu. U dzieci często jest to ucieczka do ubikacji (gdzie mogą spędzić nawet 10–15 minut). Możemy jednak zaproponować krótszy, a sympatyczniejszy sposób relaksu, na przykład posłuchanie ulubionej piosenki.
Druga faza to „rozruch” – pobudzenie mózgu. Gdy dziecko sięga po przekąskę, dostarcza bodźców pobudzających część mózgu odpowiedzialną za węch i smak. A zatem krótka przekąska jest jak najbardziej w porządku. Można jednak „rozruszać” mózg także w inny sposób, np. wykonując ćwiczenie – podskakiwanie jak pajacyk. Gdy wykonujemy ruchy naprzemienne, pobudza to obie półkule mózgu. Pajacyk może zająć pół minuty.
Trzecia faza to mentalny trening aktywacyjny. W przykładzie powyżej – poszukiwanie długopisu. Można to zastąpić krótkim ciekawym zadaniem albo zagadką. Na przykład taką: znajdź jak najwięcej trójkątów w obrazku, powiedz, ile to jest 2x2x2x2 lub ułóż jak najwięcej wyrazów z liter słowa NIESKOŃCZONOŚĆ.
W tym momencie dziecko jest gotowe do podjęcia nauki. Warto zastosować zasadę: 25–30 minut na naukę jednego konkretnego zagadnienia, przedmiotu, odrabianie zadań określonego rodzaju (np. matematycznych lub nauka słówek). Potem kilkuminutowa przerwa przeznaczona na relaks (to może być np. napicie się wody, posłuchanie piosenki, zabawa z psem) i dopiero kolejne zadanie. Przerwa wypełniona relaksem jest potrzebna, by to, czego dziecko się nauczyło, miało czas przejść z pamięci krótkotrwałej do długotrwałej. Technika pracy opartej na 25-minutowych okresach wykonywania zadań i 5-minutowych przerwach ma nawet własną nazwę: pommodoro. Została tak nazwana, ponieważ człowiek, który ją rozpowszechnił, korzystał z pomocy minutnika kuchennego w kształcie pomidora, który nastawiał na 25 minut, po to, by nie musieć sprawdzać na zegarze czasu.
Taki sposób organizacji czasu nauki bardzo poprawia jej efektywność. Ograniczamy czasowo fazy wstępnego rozruchu i pilnujemy, by w czasie nauki właściwej nie włączały się żadne rozpraszacze. Nagle okazuje się, że to, co w ubiegłym roku zabierało dziecku trzy godziny, wykonuje w czasie godziny i ma w dodatku lepsze oceny. Oczywiście wymaga to (szczególnie na etapie uczenia się tej metody) włączenia się rodziców w naukę, ale chyba lepiej poświęcić kilka minut na towarzyszenie dziecku w przygotowaniu do nauki, niż co 15 minut próbować je nieskutecznie nakłonić do odrabiania lekcji?