Logo Przewdonik Katolicki

Pokusy czasu zarazy

Monika Białkowska
fot. PAP ITAR TASS.

Pandemia angażuje każdego. Pośród wielu głosów pojawiają się również te wieszczące Bożą karę dla odstępców czy apokaliptyczne czasy bez łaski. Część z nich ociera się wręcz o herezję.

Pokusa pierwsza. Zdrada Boga
Odwoływane Msze św., zamykanie kościołów, wezwania do przyjmowania Komunii św. na rękę czy wręcz komunii duchowej – to w wielu z nas budzi lęk albo zwykłe niezrozumienie: jak to możliwe? Czy troszcząc się o zdrowie, Kościół „zrobił sobie przerwę” od Boga i sakramentów? Czy przestał troszczyć się o ducha? Czy nie jest to dowodem na utratę wiary? Paweł Lisicki swój lęk wyraża wprost: pisze, że zostajemy w ten sposób pozbawieni łask i narażeni na utratę zbawienia. Mówi, że jest to nic innego, jak kapitulacja w obliczu trudności i porzucenie chrześcijańskiego heroizmu na rzecz dostosowania się. Krystian Kratiuk pisze o dezercji i przywołuje przykłady męczeńskich kapłanów II wojny światowej, opozycjonistów PRL-u, ks. Jerzego Popiełuszkę. Widzę z jednej strony pierwszych chrześcijan, którzy nie wahali się przyjmować Komunii św., wiedząc, że grozi im za to śmierć. Z drugiej zaś słyszę ludzi, którzy nie chcą wpuścić do kościoła wiernych, ponieważ boją się, że ktoś może kogoś zarazić – ubolewa Kratiuk.
 
Odpowiedź
Wiązanie łaski tylko i wyłącznie z sakramentem i przekonywanie, że bez znaku jesteśmy łaski pozbawieni, nie jest chrześcijańską wiarą, ale myśleniem magicznym. Zakłada ono, że poza znakiem sakramentalnym Bóg nie może zrobić nic. Bóg jednak jest większy i znajduje drogi na to, żeby udzielać swojej łaski tam, gdzie sprawowanie sakramentu jest niemożliwe. Oczywiście, jeśli ktoś wierzy, że sakrament łaskę daje, a ją samą odrzuca, to jego relacja z Bogiem poza sakramentami jest wątpliwa. Jeśli jednak okoliczności nie pozwalają na przyjmowanie Komunii albo rozsądne wydaje się jej nieprzyjmowanie z racji bezpieczeństwa, relacja z Bogiem jest absolutnie nienaruszona. Może rozwijać się duchowo, niezależnie od znaków sakramentalnych. Na tym polega komunia duchowa, czyli pragnienie, aby ją przyjmować. To pragnienie – które powinno się wypełnić, kiedy to będzie już możliwe – na czas braku przyjmowania chleba eucharystycznego jest otwarciem na Bożą łaskę.
Powoływanie się na przykład kapłanów męczenników jest nieuczciwe – zdaje się bowiem nie zauważać, że oni ryzykowali życiem swoim, a nie cudzym, w dodatku życiem najsłabszych. Powstrzymanie się od kontaktów i wszelkich dróg zatrzymania epidemii (również przez rezygnację z Komunii) nie jest zdradą Boga, ale trwaniem w Jego troskliwej miłości wobec każdego życia. Jest tak naprawdę znakiem, że sakrament Komunii św. działa, ponieważ rodzi owoce miłości i współodpowiedzialności.
 
Pokusa druga. Boży gniew
Sentymentalna pobożność, wizja pobłażliwego, cukierkowatego Boga, mówienie tylko o miłości i miłosierdziu i zapominanie o innych przymiotach Boga – takie słabości wierzących obnażyła epidemia według Sławomira Skiby, wiceprezesa Instytutu im. ks. Piotra Skargi. Skiba zwraca uwagę na to, że odrzuciliśmy wizję Boga, który upomina się o swoje i w pewnym momencie sięga po drastyczne środki (w domyśle – właśnie po epidemię), żeby „swoje dzieci postawić do pionu, żeby oprzytomniały”.
Jeszcze mocniej podobną myśl wyrażają Lech Dokowicz i Maciej Bodasiński, inicjatorzy akcji „Różaniec do Granic” czy „Polska pod Krzyżem”. W nagranym przesłaniu Dokowicz przekonuje: – Pan Bóg nie pozwoli się w nieskończoność obrażać. Grzechy, którymi jako ludzkość Go poniżamy, w pewnym momencie sprawią, że brama miłosierdzia się zamknie i w konsekwencji będziemy musieli przejść przez bramę sprawiedliwości.
Dalej Bodasiński przekonuje, że oto nadchodzi czas ciemności, która będzie próbowała dotknąć każdego z nas, argumentując swoje przesłanie – serią swoich snów. 
Z tym łączyć się będzie dodatkowo próba wniknięcia w Boże zamysły: usłyszymy tu często o tym, za co konkretnie Bóg chce nas ukarać. Za odchodzenie od wiary, za aborcję, za LGBT, za gender, nawet za Synod dla Amazonii – to wszystko są winy, za które Bóg zsyła właśnie na nas epidemię.
 
Odpowiedź
Najpierw warto przywołać fragment komentarza kard. Josepha Ratzingera, ówczesnego prefekta Kongregacji ds. Doktryny Wiary do III tajemnicy fatimskiej: „Anioł z ognistym mieczem stojący po lewej stronie Matki Bożej przypomina obrazy z Apokalipsy. Przedstawia groźbę sądu wiszącą nad światem. Myśl, że świat może spłonąć w morzu ognia, nie jawi się już bynajmniej jako czysty wytwór fantazji: człowiek sam przez swoje wynalazki zgotował na siebie ognisty miecz. Wizja wskazuje potem na siłę, która przeciwstawia się mocy zniszczenia – jaśniejąca blaskiem postać Matki Bożej i pochodzące w jakiś sposób od tego blasku – wezwanie do pokuty”. Kara Boża nie jest aktem zemsty czy wyrównywania rachunków, ale tylko konsekwencją naszej wolności. Bóg pozwala, aby nasze czyny miały swoje negatywne konsekwencje. Jednocześnie jednak chce nas od tych konsekwencji uratować. Dlatego Jezus Chrystus jest jedynym Zbawicielem, który ratuje nas od tego, co sami uczyniliśmy, i chroni przed kolejnymi złymi decyzjami. Chrystus zawsze przychodzi ze swoim przebaczeniem, chce uzdrawiać ludzką duszę i ją podnosić – i na tym właśnie polega zbawienie. Żeby to zrozumieć, warto spojrzeć na obraz Chrystusa Miłosiernego z obrazu inspirowanego objawieniami prywatnymi św. Faustyny Kowalskiej. Chrystus zawsze wychodzi ku nam ze swoją łaską, daje życie. Brama miłosierdzia nigdy się nie zamyka.
Kara za grzechy istnieje, ale jest nią to – jak pisze kard. Ratzinger – że nawet jeśli Bóg nas z grzechów podnosi, to i tak musimy przejść długą drogę wyzwolenia się z konsekwencji tych grzechów, które odebrały zdrowie duszy i wpłynęły na całe społeczeństwa, na ludzkość. Zawsze razem i dzięki obecności w nas miłosiernego Chrystusa.
Bóg nie karze za pomocą choroby, nie tylko podczas epidemii, ale dosłownie nigdy. On z choroby podnosi: z duchowej zawsze, a z fizycznej zgodnie z Jego wolą, której czasami nie rozumiemy, ale ufamy. Bóg nigdy nie krzywdzi, daje życie i zdrowie, tylko kocha.
 
Pokusa trzecia. Pobożna panika
– Wydaje się to wszystko jakimś nierealnym snem i jakąś marą z koszmaru o wizji końca Kościoła – pisze Kratiuk.
Ks. Rafał Jarosiewicz, znany ewangelizator, publikuje wiadomości, jakie otrzymał z Rzymu. „Oprócz wirusa rozpętała się diabelska walka z Kościołem”. „W kościołach brak hostii do konsekracji”. „Żadne zakony nie mogą wypiekać nowych”. „Msze odprawiane w ukryciu przez nielicznych kapłanów”. „Dyskretnie rozchodzimy się do domów”. „Policjanci chodzą, sprawdzają i aresztują”. „Szatan zbiera plony”.
 
Odpowiedź
Zdaje się, że pobożna panika służy wyłącznie popularności ową panikę siejących – niestety dość łatwo przyjmuje się ona w wielu pobożnych gronach. Odpowiedzią na nią są fakty. W tym przypadku przedstawiają ci, którzy są na miejscu, w Rzymie. Ks. Michał Górski: „Wszyscy księża są proszeni o codzienne odprawianie Eucharystii w intencji swoich wiernych. O komunikowanie dzwonami, że właśnie jest odprawiana Msza i maksymalne wykorzystanie mediów do łączenia się ze swoimi parafianami, żeby nikt nie czuł się opuszczony. Kościoły pozostają otwarte. Każdy może przyjść się pomodlić. Chodzi o roztropność, a więc o unikanie bycia w tłumie. I na koniec: w poniedziałek ogłoszono zakaz publicznych Mszy w całej Italii, dziś jest wtorek i już im brakuje hostii?”. Ks. Piotr Andrukiewicz: „Ludzie, przestańcie panikować. Pracuję w centrum Rzymu. Owszem, Mszy św. nie wolno odprawiać publicznie, ale nie wolno także żadnych innych spotkań organizować. To nie jest prześladowanie nikogo, tylko roztropność. Zobaczcie, ilu ludzi tu we Włoszech codziennie umiera! Nie można ich narażać. Jeśli ktoś prosi o spowiedź czy Komunię św., ja mu jej udzielam. Także dzisiaj było kilka osób. Jak tamten ksiądz nie ma komunikantów, to niech przyjdzie. Dam mu. W wikariacie można kupić codziennie. Kościoły są otwarte, można adorować Pana Jezusa cały dzień”.
 
Pokusa czwarta. Pomieszanie porządków
Grzegorz Kucharczyk przekonuje, że przez zamknięcie kościołów „trzecie przykazanie z powodu epidemii w zasadzie przestaje obowiązywać” i że „wiara nakazuje nam przed powietrzem, ogniem i wojną ratunku szukać w Bogu”.
Grzegorz Górny przypomina: – Przez całe wieki, gdy wybuchały epidemie dżumy, cholery lub czarnej ospy, katolicy zachowywali się tak samo: garnęli się do kościołów, przystępowali do sakramentów, szukali ratunku w Bogu.
 
Odpowiedź
Dzisiaj lepiej niż w poprzednich stuleciach rozumiemy, czym są choroby i epidemie. Rozumiemy ich przyczyny i staramy się, na ile to jest możliwe, z nimi walczyć. Chodzenie do lekarza nie jest brakiem wiary, ale zachowaniem właściwym człowieka, który – jak mawiał św. Ignacy Loyola – robi wszystko, co po ludzku możliwe, a modli się, jakby wszystko zależało od Boga. Człowiek wierzący działa zgodnie z własnym rozumem, bo ten rozum od Boga otrzymał. Św. Paweł pisze wprost o „rozumnej służbie Bożej”.
Jest to zgodne z encykliką św. Jana Pawła II Fides et ratio, która wzywa do szacunku zarówno wobec wiary, jak i rozumu. Te dwa wymiary nie mogą być sprzeczne.
Prawdy wiary przekraczają rozum. Tak jest z prawdą o Chrystusie obecnym w Eucharystii. Nie jest ona jednak z rozumem sprzeczna. Nie jest nielogicznym wierzyć, że Bóg do nas przychodzi, jeśli ludzkie serce i umysł domagają się Jego obecności, obecności Tego, kto nas stworzył i może dać życie wieczne. Te prawdy z rozumu nie wynikają wprost, ale są ukryte w naszych pragnieniach.
Brak szacunku wobec postanowień ekspertów i lekarzy jest postępowaniem sprzecznym z rozumem – tym bardziej że stosowanie się do ich zaleceń nie odbiera nam Boga, jak twierdzą niektórzy. Jak wspomnieliśmy wcześniej, Bóg nie jest związany sakramentami i Katechizm Kościoła katolickiego mówi o tym wprost.
W przypadku epidemii wskazania nauki są proste: można zatrzymać ją poprzez izolację ludzi i uniemożliwienie wirusowi zarażanie kolejnych osób. Stosowanie się do tych zaleceń jest dzisiaj znakiem wiary w Boga, który sakramenty przekracza. Jest też wyrazem wiary w to, że Bóg nas stworzył jako istoty rozumne i chce, abyśmy się tym rozumem posługiwali.
Nieuczestniczenie w liturgii nie jest sprzeciwianiem się jej lub lekceważeniem, ale uznaniem, że na ten czas nie jest dobre, aby w niej uczestniczyć – z decyzją w sercu jednak, aby do niej powrócić, jak tylko będzie to możliwe.
 
Diagnoza
Czas taki jak epidemia zawsze prowadzi do weryfikacji intencji i postaw, ukazuje kondycję społeczeństwa na różnych poziomach, również na poziomie wiary. Ocena może być bardzo bolesna. Okazuje się, że zamiast na nauczaniu Kościoła, zbyt często opieramy się na ludowych wyobrażeniach, snach, prywatnych wizjach. Zamiast opierać duchowość na silnym fundamencie, jaki daje Kościół, poszliśmy za samozwańczymi nauczycielami „wiary”. Jest ich dzisiaj wielu i mają się w przestrzeni publicznej dobrze, bo nikt ich nie upomina.
W tym ogromnie trudnym czasie rodzących się powszechnie lęków pasterze Kościoła za mało skoncentrowali się na spójnej, ewangelicznej interpretacji tego, co się dzieje, i na poszukiwaniu adekwatnych zachowań – poszukiwali raczej normy prawnej, która pozwoli jakoś z sytuacji nieuczestniczenia we Mszy niedzielnej wybrnąć. Odwołano się do dyspensy, tak jakby rozsądne postępowanie przez nieprzyjście na masową liturgię (która mogłaby zagrażać zdrowiu) wymagało pozwolenia władzy duchownej.
Wielość i niespójność głosów w Kościele, także wśród samych hierarchów – czego najlepszym przykładem jest ocierający się o nieortodoksyjne nauczanie list abp. Andrzeja Dzięgi ze Szczecina – nie niosą światła, ale wprowadzają zamieszanie albo wręcz gorszą: przestajemy być świadkami Ewangelii, a stajemy się stróżami prawa i świadkami niejednoznacznie interpretowanej Ewangelii. Jeśli do tego dołożyć milczenie teologów,
niereagujących na herezje lub niemal herezje, wygłaszane ustami roszczących sobie prawo do bycia głosem Kościoła, mamy pełny obraz tego, z czym szybko musimy się zmierzyć.

 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki