Część komentatorów stojących na pozycji tradycjonalistycznej od dłuższego czasu ostrzegała przed rewolucją, jaką ma szykować papież. Czas mija, a rewolucja nie przychodziła. Tak też było i teraz. Niejeden ogłosił koniec celibatu w związku ze spodziewanym dopuszczeniem do kapłaństwa żonatych mężczyzn na terenach Amazonii. Jednak w adhortacji Querida Amazonia nie znalazł się zapis, który odpowiedziałby na apele o modyfikację zasad celibatu księży.
Reakcje? Postępowcy nie kryli swojego rozczarowania. Z kolei zaś po stronie bardziej tradycjonalistycznej pojawiły się dwie różne odpowiedzi. W myśl tej bardziej umiarkowanej, obawy o rewolucję okazały się bezzasadne. Choć papież wydawał się flirtować z ideami lewicowymi, nie poszedł zbyt daleko – dało się słyszeć. Na szczęście w kolejnej ważnej sprawie – tak jak w przypadku Komunii dla żyjących w związkach niesakramentalnych – papież nie wywrócił dotychczasowego porządku.
Twardzi konserwatyści ogłosili jednak, że nie dadzą się nabrać. – To dzięki nam – mówili z dumą – dzięki naciskom, papież się cofnął. Wiadomo było, że chce wszystko obrócić do góry nogami. Gdyby nie nasza presja, kto wie, jaki ostateczny kształt przybrałaby sprawa celibatu księży. Zamiast triumfować, trzeba kontynuować nacisk – ostrzegali.
Tym, co najbardziej uderza w takich postawach, jest ich skrajne zideologizowanie. Ani postępowcy, ani tradycjonaliści nie patrzą na Franciszka jak na papieża, przewodnika Kościoła, pasterza stada, lecz jak na polityka. W efekcie widzą wyłącznie polityczne ideologie. Ważniejsze dla nich od tego, co papież mówi, jest to, czy jego słowa pasują do ideologicznych wzorów. Zamiast słuchać jego nauki, wolą kibicować – czy wygrała lewica, czy wygrała prawica? Czy górą są postępowcy, czy może tym razem tradycjonaliści?
Takie patrzenie na papieża – choć zrozumiałe – wydaje mi się nieuczciwe. Dominuje w nim utwierdzanie się we własnej postawie i traktowanie wszystkiego w kategoriach ideologicznej wojny. W efekcie tracimy zdolność poznawania świata, dowiadywania się czegokolwiek nowego, patrzenia na sprawy pod nowy kątem. A to wszak wydaje się najciekawszym wkładem Franciszka. Papież pochodzący z innego kręgu kulturowego, z innego kontynentu konfrontuje nas ze swoją wrażliwością, ze swoim punktem widzenia. Odrzucając ten dar, stajemy się znacznie ubożsi.
Na szczęście bardzo wielu katolików podchodzi do Franciszka normalnie, jak do papieża, wsłuchując się w jego słowa, szukając w nich nowych inspiracji, nowych sposobów odczytania Ewangelii w dzisiejszym świecie. Niestety ideologowie, którzy chcą Franciszka upolitycznić, starają się innych zagłuszyć. Dla nich papież jest wyłącznie narzędziem we własnych bojach, a nie autorytetem, którego warto słuchać, szczególnie wtedy, gdy mówi rzeczy, do których nie jesteśmy przyzwyczajeni.