Logo Przewdonik Katolicki

Mnie w tym wszystkim brakuje przyzwoitości

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Książek

Niezwykłe są te momenty, kiedy pośród powodzi relacji na temat epidemii telewizje nadają nagle bloki reklamowe. Przewijają się przed naszymi oczami barwne obrazki ze świata, którego już nie ma. Zawczasu wykupione zachęty do nabywania dóbr i korzystania z usług oraz przyjemności, które stały się nagle trudno dostępne lub zgoła niedostępne.

Ale takich reliktów jest więcej i nie dotyczą jedynie reklamowego hedonizmu. Oto nagle trafiam w telewizji Polsat na jakąś starą audycję (nowych programów się nie kręci). Opowiedziana jest historia dziecka, które jako jedyne uratowało się z pożaru – rodzice i rodzeństwo zginęli. Głos spoza wizji informuje, że zaopiekowali się dzieckiem dziadkowie. Widzimy tych dziadków przy szpitalnym łóżku dziecka. I od razu myśl: dziś dziadkowie nie mogliby się opiekować wnukiem, a na pewno nie zbliżać do niego w szpitalu. Ileż takich życiowych sytuacji jest niemożliwych? Jak skomplikowało się nam, a czasem zawaliło życie.

Nowy system nie ułatwia czynienia dobra. Niby telewizje nadają obrazki z młodymi ludźmi robiącymi starszym zakupy, niby zrobiono dla wolontariuszy wyjątek w restrykcjach dotyczących wychodzenia z domu. Ale ogólna logika systemu i ton propagandy rządowej zachęca do zostawania w domach. Preferuje filozofię: myśl o sobie i ratuj się. Niby ma to pomóc innym, bo zapobiega rozprzestrzenianiu się wirusa. Nie zamierzam jej podważać. Ale powtórzę: dla czynienia dobra koniunktura jest kiepska. Pomijam służby medyczne, skądinąd najbardziej narażone na zakażenie.
Wraca nieśmiertelne pytanie: czym tak naprawdę jest kataklizm, nawet taki z tysiącami, a nie milionami ofiar? On nas czyni lepszymi?  Daje okazję do poświęceń? Czy przeciwnie, uczy egoizmu, troski o siebie. Zamykania się co najwyżej w gronie rodziny. Przy budzeniu w człowieku wszystkich złych skłonności: chciwości, agresji, przepychania się łokciami. To się często bierze z lęku, niepewności, poczucia zagrożenia. Ale w sumie to nie wiem, czy katastrofa hartuje, demoralizuje, czy łamie.

Zapewne nie ma na to pytanie jednej odpowiedzi. Ja bym tylko dorzucił do tej uwagi coś jeszcze. W poważnej publicystyce i w internetowym szumie pojawiło się mnóstwo teorii, jak to nic już nie będzie „po zarazie” takie samo. Lewica cieszy się, że czas na bardziej społeczną gospodarkę i bardziej społeczne społeczeństwo. Czasem dodaje się do tego formułkę: „Niech bogaci płacą za kryzys”. Kataklizm ma otwierać drogę utopii. Moim zdaniem w swoich skrajnych postaciach skazanej na klęskę.

Z kolei konserwatyści twierdzą, że będziemy mieli po kataklizmie do czynienia z odrzuceniem zgubnego indywidualizmu, z nawrotem do wartości. Nie wiem, skąd to przekonanie, skoro już na jego początku doznaliśmy dość paskudnej kampanii: zamknijcie jak najszybciej kościoły. Nie da się przewidzieć, jak stan długotrwałego zagrożenia podziała na ludzkie umysły. Po wojnach z ich wszystkimi okropieństwami wielu ludzi traciło wiarę.

Ale niezależnie już od tego, że nie wiem, jak będzie, to prawie nieskrywane pokładanie nadziei w ludzkim nieszczęściu budzi mój niesmak. Oczywiście taka zapaść zawsze jest okazją do refleksji Także odnoszącej się do relacji między człowiekiem a Bogiem. Ale zbyt proste, można by rzecz zabobonne reakcje uważam za niegodne chrześcijan i chrześcijaństwa.
Pomijam już doraźne związki epidemii z polityką. Będzie jeszcze niejedna okazja, aby napisać o nich oddzielnie. Ale zatrzymałbym się raczej na konkluzji: niezbadane są wyroki boskie. Zamiast szukania całościowych projektów poszukałbym okazji do bycia przyzwoitym. Do przydania się na coś ludziom. Choćby sąsiadowi czy sąsiadce.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki