Ale takich reliktów jest więcej i nie dotyczą jedynie reklamowego hedonizmu. Oto nagle trafiam w telewizji Polsat na jakąś starą audycję (nowych programów się nie kręci). Opowiedziana jest historia dziecka, które jako jedyne uratowało się z pożaru – rodzice i rodzeństwo zginęli. Głos spoza wizji informuje, że zaopiekowali się dzieckiem dziadkowie. Widzimy tych dziadków przy szpitalnym łóżku dziecka. I od razu myśl: dziś dziadkowie nie mogliby się opiekować wnukiem, a na pewno nie zbliżać do niego w szpitalu. Ileż takich życiowych sytuacji jest niemożliwych? Jak skomplikowało się nam, a czasem zawaliło życie.
Nowy system nie ułatwia czynienia dobra. Niby telewizje nadają obrazki z młodymi ludźmi robiącymi starszym zakupy, niby zrobiono dla wolontariuszy wyjątek w restrykcjach dotyczących wychodzenia z domu. Ale ogólna logika systemu i ton propagandy rządowej zachęca do zostawania w domach. Preferuje filozofię: myśl o sobie i ratuj się. Niby ma to pomóc innym, bo zapobiega rozprzestrzenianiu się wirusa. Nie zamierzam jej podważać. Ale powtórzę: dla czynienia dobra koniunktura jest kiepska. Pomijam służby medyczne, skądinąd najbardziej narażone na zakażenie.
Wraca nieśmiertelne pytanie: czym tak naprawdę jest kataklizm, nawet taki z tysiącami, a nie milionami ofiar? On nas czyni lepszymi? Daje okazję do poświęceń? Czy przeciwnie, uczy egoizmu, troski o siebie. Zamykania się co najwyżej w gronie rodziny. Przy budzeniu w człowieku wszystkich złych skłonności: chciwości, agresji, przepychania się łokciami. To się często bierze z lęku, niepewności, poczucia zagrożenia. Ale w sumie to nie wiem, czy katastrofa hartuje, demoralizuje, czy łamie.
Zapewne nie ma na to pytanie jednej odpowiedzi. Ja bym tylko dorzucił do tej uwagi coś jeszcze. W poważnej publicystyce i w internetowym szumie pojawiło się mnóstwo teorii, jak to nic już nie będzie „po zarazie” takie samo. Lewica cieszy się, że czas na bardziej społeczną gospodarkę i bardziej społeczne społeczeństwo. Czasem dodaje się do tego formułkę: „Niech bogaci płacą za kryzys”. Kataklizm ma otwierać drogę utopii. Moim zdaniem w swoich skrajnych postaciach skazanej na klęskę.
Z kolei konserwatyści twierdzą, że będziemy mieli po kataklizmie do czynienia z odrzuceniem zgubnego indywidualizmu, z nawrotem do wartości. Nie wiem, skąd to przekonanie, skoro już na jego początku doznaliśmy dość paskudnej kampanii: zamknijcie jak najszybciej kościoły. Nie da się przewidzieć, jak stan długotrwałego zagrożenia podziała na ludzkie umysły. Po wojnach z ich wszystkimi okropieństwami wielu ludzi traciło wiarę.
Ale niezależnie już od tego, że nie wiem, jak będzie, to prawie nieskrywane pokładanie nadziei w ludzkim nieszczęściu budzi mój niesmak. Oczywiście taka zapaść zawsze jest okazją do refleksji Także odnoszącej się do relacji między człowiekiem a Bogiem. Ale zbyt proste, można by rzecz zabobonne reakcje uważam za niegodne chrześcijan i chrześcijaństwa.
Pomijam już doraźne związki epidemii z polityką. Będzie jeszcze niejedna okazja, aby napisać o nich oddzielnie. Ale zatrzymałbym się raczej na konkluzji: niezbadane są wyroki boskie. Zamiast szukania całościowych projektów poszukałbym okazji do bycia przyzwoitym. Do przydania się na coś ludziom. Choćby sąsiadowi czy sąsiadce.