Logo Przewdonik Katolicki

Walka o duszę

Natalia Budzyńska

Święta Hildegarda z Bingen, doktor Kościoła, wizjonerka i mistyczka, a także kompozytorka, niestety przeważnie kojarzona jest tylko z dietą orkiszową. W najnowszym spektaklu warszawskiego Teatru Lalka jedno z najważniejszych jej dzieł wyśpiewa Anna Maria Jopek.

Hildegarda nie znała nut, nie uczyła się nigdy kompozycji, a wszystkie jej dzieła, także te muzyczne, powstawały z natchnienia Bożego. Pozostawiła po sobie ponad siedemdziesiąt raczej krótszych utworów oraz jeden dłuższy, dramatyczny, zatytułowany „Ordo virtutum”. Po jej utwory sięgały najznakomitsze zespoły muzyki dawnej, z brytyjskim zespołem „Sequentia” i śpiewaczką Barbarą Thornton na czele. Jej wykonanie należy już do klasyki i zyskało miano kultowego. Podczas wielkopostnego Festiwalu Nowe Epifanie mieliśmy przekonać się, jak z dziełem Hildegardy poradzili sobie aktorzy Teatru Lalka i Anna Maria Jopek, ale plany pokrzyżowała pandemia. Wiemy tylko tyle, że przygotowane widowisko zatytułowane „Kim jesteście?”, powstałe na podstawie moralitetu z 1151 r., miało uzyskać współczesne brzmienie.
 
Nasz ludzki los
„Ordo virtutum” oznacza „Porządek cnót” lub „Zastęp cnót” i jest uznawany za najstarszy zachowany moralitet. Skąd Hildegarda wpadła na pomysł stworzenia dialogowanego dramatycznego utworu, który w formie alegorii obrazował walkę dobra ze złem? Najważniejszy wśród badaczy dzieła Hildegardy, Peter Dronke, twierdził, że najprawdopodobniej musiała ona znać „Psychomachię” Prudencjusza z początku V wieku. Jej treścią była walka cnót i wad o ludzką duszę. Wygląda na to, że zainspirowała się tym utworem i właśnie w takiej formie postanowiła wyjaśnić mniszkom wszystko to, co zapisała w swoim dziele „Scivias”, nad którym pracowała od kilku lat. Nie wszystkie przecież zdołały zrozumieć teologiczne zawiłości i hermetyczny język, jakim Hildegarda komentowała swoje wizje. „Ordo virtutum” wyjaśniało przesłanie jej dzieła jasno i przejrzyście, było czymś w rodzaju podręcznika dla początkujących. Moralitet ukazuje los Każdego – właśnie uniwersalność jego przesłania stawała się celem i zaletą. Jego bohaterką jest Dusza, nieustannie kuszona przez Diabła. W tej walce wspierają ją Cnoty, z Pokorą na czele.
Dramat składa się z pięciu części, w tym z prologu, kilku scen i epilogu. Występują w nim Prorocy, Patriarchowie, Dusza, która występuje po kolei jako Szczęśliwa, Utrudzona, Nieszczęśliwa i Skruszona oraz siedemnaście Cnót. No i Diabeł. Tylko jego kwestie są mówione, a nie śpiewane, co wynika z teologii Hildegardy, według której Szatan nie jest zdolny do piękna i harmonii, jakim jest muzyka. Może tylko krzyczeć, skrzeczeć, i tak to właśnie zapisała w miejscu nut. On jest antyharmonią, dysonansem. Ale wróćmy do treści dramatu.
Dusza uwięziona w ciele wędruje po świecie i doświadcza przeróżnych przygód. Niektóre jednak ją ranią, a radość świata, tak wytęskniona i pożądana, szybko okazuje się złudna. Podczas gdy Dusza używa świata, Cnoty dialogują z Diabłem nad jej losem, zastanawiają się, co z nią się stanie, czy posłucha Diabła i zatraci się w pożądliwościach, czy może zwróci się do Boga. Gdy osłabiona pożądliwościami świata Dusza, chcąc powrócić do Boga, prosi o pomoc Królową Pokorę, rozpoczyna się walka. Po jednej stronie stoi Diabeł, po drugiej Pokora z całym zastępem Cnót. Ostatecznie Diabeł tę walkę przegrywa. Co ciekawe i warte podkreślenia, Hildegarda mówi, że Cnoty pochodzą z zewnątrz Duszy, są wysłanniczkami Boga, a nie wypracowanymi przez Duszę zaletami. To nie sam człowiek uzdalnia się do dobra poprzez pracę nad sobą, ale Bóg pomaga mu przez dary swojej łaski.
 
Na wzgórzu w maju 1152 r.
Widoki z klasztoru były piękne: wokół łagodne wzgórza i wijąca się w dole szeroka rzeka. Po przeprowadzce, która odbyła się nie bez komplikacji, zakonnice przygotowywały się do uroczystości poświęcenia swojej nowej siedziby. Te przenosiny dla niewielkiej wspólnoty mnichów w Disibodenbergu miały spore konsekwencje. Dotąd bowiem oba zgromadzenia: męskie i żeńskie, żyły obok siebie, a rosnąca popularność ksieni i napływ szlachetnie urodzonych gości i kandydatek do zakonu z dobrych rodzin, miały spore znaczenie, także to najoczywistsze, bo materialne. Ale ksieni usłyszała wyraźny głos, który nakazał jej i jej mniszkom przeprowadzkę. Opat Kunon z Disibodenbergu uznał, że to, co ona wygaduje, to jakieś urojenia. Zaczęła więc chorować. „Niekiedy, dźwigając się nagle z łoża, chodziła po wszystkich komnatach i korytarzach klasztoru, niezdolna przemówić. Potem, wracając do łoża, niezdolna chodzić, przemawiała, jak przedtem” – zapisał Gotfryd, mnich, który opisał jej życie. Przestała spisywać swoje wizje, a przecież opat wiedział, że robiła to z polecenia papieża Eugeniusza, który przy świadkach oznajmił, że jej zapiski są zgodne z wolą Ducha Świętego. Ksieni była zdecydowana: zamieszka z mniszkami w klasztorze zbudowanym na oddalonym o 30 kilometrów wzgórzu, w zakolu rzeki Nahe wpadającej tam do Renu. Na odludziu. Nie wśród uprawianych winnic i zagospodarowanych pól, ale w miejscu dzikim i niezamieszkanym. W końcu dopięła swego i mniszki opuściły solidne kamienne budynki, a po całodziennej podróży znalazły się w całkiem nowych okolicznościach, zamieszkały w dość prowizorycznie postawionym budynku.
Nie wszystkie były zadowolone, obawiały się nadchodzącej zimy i niewygód, ale ich ksieni potrafiła zarazić je entuzjazmem. Była wyjątkowa i ich zgromadzenie było wyjątkowe. Nie dlatego, że jego członkinie, cała dwudziestka kobiet, pochodziła z bogatych i szlachetnie urodzonych rodzin, ale dlatego, że tworzyły prawdziwą wspólnotę. Hildegarda nie tylko miała mistyczne wizje, ale i układała pieśni, którymi wspólnie się modliły, a ich głosy od rana do nocy chwaliły Boga. Teraz wydarzyło się coś więcej, ksieni ułożyła sztukę, którą miały odegrać podczas uroczystego poświęcenia nowego klasztoru w Rubertsbergu, na tym wybranym przez Boga wzgórzu. Próby do przedstawienia trwały cały kwiecień. 1 maja 1152 r. przybył tam arcybiskup Moguncji w towarzystwie kilku księży i wielu członków rodzin zakonnic. Każda z mniszek otrzymała rolę w spektaklu, a jedynym głosem męskim był mnich Wolmar, sekretarz ksieni. Była to rola Szatana.
I nie, nie było to statyczne oratorium, uroczyście tylko odśpiewane przez mniszki. To było przedstawienie, podczas którego wiele się działo, a one same nosiły na sobie zaprojektowane przez swoją przełożoną kostiumy.
A wiemy, że działo się to nie ten jeden raz. Przechował się list mistrzyni jednego z klasztorów do Hildegardy, list pełen pokory wobec niej, ale i słusznego niepokoju. Do klasztoru tego dotarły pogłoski, że mniszki z Rupertsbergu nie zawsze zachowują się tak, jak powinny. Czytamy: „Dotarła do nas również wiadomość o pewnym Waszym osobliwym zwyczaju, że mianowicie Wasze dziewice, gdy w dni świąteczne stoją w kościele i śpiewają psalmy, włosy mają rozpuszczone, a za ozdobę służą im białe, jedwabne szaty sięgające ziemi. Na głowach noszą złote korony z krzyżami po bokach i z tyłu, z przodu zaś koron pięknie wyryto postać Baranka. Ponadto na palcach mają złote pierścienie”. To nie był ten jeden dziwaczny zwyczaj, jaki wprowadziła Hildegarda do swojej wspólnoty. Wiadomo, że mniszki posługiwały się czasami wymyślonym przez nią językiem, „lingua ignota”, mową nieznaną, i słowami, które tworzone były za pomocą alternatywnego alfabetu – „litterae ignotae”. Kto wie, może była to forma glossolalii, a może intelektualna zabawa? Widać jednak od razu, że codzienność w klasztorze w Rupertsbergu daleka była od zwyczajności.
 
Pieśń niebiańskiej harmonii
Przede wszystkim jednak mniszki śpiewały, ponieważ śpiew był dla Hildegardy wyrazem tęsknoty za rajem, wychwalaniem Bożych dzieł i obrazem niebiańskiej harmonii. O tym, jak ważna była dla Hildegardy muzyka świadczy list napisany przez nią do prałatów mogunckich, którzy zakazali jej wspólnocie przyjmować Ciało Pańskie i śpiewać psalmy z powodu nieposłuszeństwa dotyczącego pogrzebu pewnego rycerza. Interdykt ten był bardzo bolesny i według Hildegardy niesprawiedliwie nałożony. W liście wyjaśniającym swoje postępowanie znajdują się akapity poświęcone znaczeniu muzyki i śpiewu dla wspólnoty Kościoła. Jak można zamykać usta dziewicom wychwalającym Boga? „Ciało bowiem jest odzieniem duszy, która ma żywy głos, i dlatego przystoi, aby ciało wraz z duszą śpiewało Bogu chwałę głosem – pisze ksieni i dalej zaznacza – Ci zaś, którzy bez słusznej przyczyny zabraniają Kościołowi chwalenia Boga pieśniami, będą w niebie pozbawieni udziału w chwałach anielskich, albowiem na ziemi niesprawiedliwie obrabowali Boga ze wspaniałości Jego chwały”. Ostatecznie głosu Sybilli znad Renu, jak nazywana była wówczas Hildegarda, posłuchali jej zwierzchnicy i zakaz został cofnięty, a śpiew z klasztoru Benedyktynek jest wciąż słyszalny, o czym sama mogłam się przekonać.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki