Logo Przewdonik Katolicki

WieŻący i niewieŻący

Jacek Borkowicz
fot. Magdalena Bartkiewicz

I znowu dzielimy się wokół sensacji podrzucanych przez media. „Wierzący”, zaalarmowani publikacją nagranej spod stołu rozmowy Jarosława Kaczyńskiego z austriackim biznesmenem, zapowiedzianej przez „Gazetę Wyborczą” w tonie samych wykrzykników, wieszczą rychły upadek reżimu Prawa i Sprawiedliwości, który ma zawalić się, jak plan budowy dwóch wieżowców na rogu ulicy Srebrnej w Warszawie.

„Niewierzący” śmieją się w kułak z tej opozycyjnej egzaltacji, dowodząc, że w nagraniach nie było niczego kompromitującego prezesa, a wręcz przeciwnie - Kaczyński prezentuje się na nich jako człowiek uczciwy i kulturalny.
W tym sporze staję po stronie „niewierzących”, bo jako warszawiak widzę, co dzieje się w moim mieście. Po przegranej PiS w wyborach samorządowych w stolicy, prezes stanął wobec konieczności rozwiązania równania, którego nie da się rozwiązać. Nie ruszy z budową, bo nie pozwoli mu na to zdominowana przez opozycję stołeczna rada. Zbiurokratyzowany system uniemożliwia mu inwestowanie, ale także uczciwe rozliczenie się z projektodawcą, bo ów, zapewne celowo, nie dostarcza inwestorowi wymaganych rachunków. W tej sytuacji Kaczyński skazany jest na odgrywanie roli czarnego luda: chce zapłacić, ale nie może, jak sam mówi na nagraniu.
Prezes pozostaje więc w klinczu, a o to tylko chodzi opozycji. Ta jeszcze przez jakiś czas – póki nie wymyśli nowej rozrywki dla mas – krzyczeć będzie o „deweloperze Kaczyńskim” i skorumpowanym CBA, które nie chce prześwietlić deklaracji podatkowych szefa PiS. A niby dlaczego CBA ma je prześwietlać? Przecież w to, że Kaczyński, planując budowę wieżowców, popełnił jakieś przestępstwo, nie wierzą nawet „wierzący” krzykacze z Platformy Obywatelskiej.
Czy znaczy to, że cała afera w niczym nie zaszkodziła reputacji prezesa, a on sam nie ma się czego obawiać? Tu sprawa wygląda zgoła inaczej. I nie chodzi nawet o to, co wmawiają nam propagandziści z TVN: Kaczyński, przedstawiany dotąd jako pięknoduch, niewiedzący nawet, czym jest karta bankomatowa, okazuje się twardo chodzącym po ziemi przedsiębiorcą. Tę wizerunkową przemianę bez trudu zaakceptują jego wyborcy. Przecież każdy woli głosować na polityka z głową na karku niż na niedorajdę. Chodzi o to, że prezes wpadł w sidła własnej propagandy. Trafnie wychwycił ten paradoks Marek Borowski, mówiąc, że Kaczyński, który słowo „układ” otoczył, przed milionami swoich zwolenników, aurą śmierdzącego siarką demonizmu, sam taki układ stworzył. Borowski to przedstawiciel postkomunistycznej lewicy, odsuniętej na polityczny margines, dlatego mało kto go dziś słucha. Ale słucha go z pewnością sam Kaczyński, bo diagnoza Borowskiego jest, stety czy niestety, prawdziwa.
Układ Kaczyńskiego jest układem klasycznym – czyli bliskim doskonałości. Legalnie nie można mu niczego zarzucić. Nie jest prezesem spółki „Srebrna”, ale słucha go cała rada nadzorcza. Nie jest dyktatorem, ale słucha go cała rządząca krajem partia. Ten dobrze skonstruowany mechanizm mógłby działać jeszcze długo, gdyby nie pewna okoliczność, wielce dla szefa PiS niewygodna: kilka lat temu wypowiedział przecież wojnę wszelkim „układom”. To z kim ma teraz walczyć szeregowy członek Prawa i Sprawiedliwości? Wydaje się, że właśnie tego pytania prezes obawia się najbardziej.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki